Maximum Metalu – Gliwice
(27 listopada 2004, napisał: FATMAN)
Data wydarzenia: 27 listopada 2004
Maximum Metalu, spokojnie mogłoby startować w konkursie na jedną z najbardziej infantylnych szyldów nawet wśród imprez dla zwolenników ciężkiego grania. Zwał, jak zwał, ale ważne, że ta naiwna nazwa nie odzwierciedla poziomu imprezy. Gliwicki Raven jest usytuowany w takim miejscu, że nawet taka sierota komunikacyjna jak ja, bez większych problemów do niego trafi, za co wielki ukłon w stosunku do organizatorów i siły wyższej, oczywiście zakładając, że coś takiego istnieje.
Całość rozpoczęła się raczej mniej niż więcej o godzinie 18.30. Zgasły światła, włączono zielone i czerwonawe oświetlenie, a z głośników poleciały wypociny ziomali z NeWBReeD. Jak panowie z Bielsko-Białej grają mam nadzieję, że wiedzą wszyscy. Ten ich ambitny metal, bo death metal to już nie jest bardzo długo, z wyraźnymi wpływami Opeth czy Tenebris wbił mnie w ziemię. Mam wrażenie, że na żywo utwory znane z płyt nabierają dodatkowej mocy i mimo tego, że do łatwych nie należą da się przy nich zabawić w tradycyjny sposób. Broda zaśpiewał czysto, choć kilka razy przeszło mi przez głowę, że może sobie w czystych partiach nie poradzić. Na pewno zaabsorbował mnie też Andrzej ze swoim sześciu strunowym basem, aż miło było patrzeć jak jego palce szalały po gryfie. Repertuar dobrany został całkiem dobrze, choć nie mogę przeboleć, że zespół nie wykonał „1984” z debiutu. W każdym razie set lista była dość przekrojowa i w tych 40 minutach można było wyłapać "Of Our Loneliness" czy też "Shelter".
Na koniec tradycyjnie poszły „Seasons In The Abyss” Slayer i „My Girlfriend Girfriend” Type O Negative. Jednak dobry show to nie tylko umiejętności techniczne, ale i odpowiednie podejście, którego mam wrażenie, że chłopakom nie brakuje. Swobodna konferansjerka Brody, luz i sceniczne obycie reszty, to robiło wrażenie. Występ mógł się podobać, a i mam wrażenie, że tak było, gdyż pod koniec setu grupy na sali wybuchła fala „orgazmów”.
Przed ósmą na scenie swój występ zaczął Landscape Of Souls. Panowie grają z sobą od niedawna i to po prostu widać. Pod względem opanowania instrumentów nie można im nić zarzucić, choć nie oszukujmy się muzyka grupy przesadnie skomplikowana nie jest.Co gra zespół? Ano i z tym jest problem. Niby jest to black metal, ale jednak nie jest to zbyt siarczyste, a i teksty przesadnie nie chwalą rogatego. Na pewno bardzo odważne i wyeksponowane klawisze, pod które w zasadzie gra grupa do tego nurtu też jej nie zbliżają. Wróćmy jednak do ich występu. Niestety NeWBReeD już zwinęli się do domu, a nikt inny nie pomyślał o oświetleniu, więc koncert odbywał się nieomal w całkowitej ciemności. Takie, życie, a szkoda. Grupa odegrała prawie całe swoje demo – „Strange Dream”, a i czasem wplotła też jakieś nowe pomysły. Publika zareagowała na zespół ciepło, a i brzmienie, jego selektywność nie pozostawiała wcale dużo do życzenia, więc i Landscape Of Souls mogło się podobać.
Na koniec można było zobaczyć jeszcze Goddess Of Sin. Cóż, nie uważam, że powinni zagrać jako ostatni, ale że innym kapelom spieszyło się do domu… Zespół miał szansę i w pełni ją wykorzystał. Na pewno zagrali długo, przez co publika powoli się rozkręcała. Z drugiej jednak strony czy w wypadku zespołu, który nagrał jeden singiel rozważne jest rozpisywanie set listy na 3 bisy, a potem sztuczne jej rozpychanie coverami? Nie sądzę. W sumie to rzeczy Metalliki było chyba tyle samo, co ich autorskich kompozycji, a i trzeba pamiętać, że na tym się nie skończyło, bo grupa wzięła też na warsztat m.in. Kata. Goddess Of Sin trzeba jednak pochwalić za to, że najbardziej zależało im na nawiązaniu kontaktu z publiką i wciągnięciu ich do zabawy.
Zresztą, co tu gadać po próżnicy, dość często im się to nawet udawało.
Na koniec mam niestety gorzką refleksję. Jeśli za pewien czas koncerty przestaną się odbywać, to się nie dziwcie. Moim zdaniem 70 osób nawet jak na typowy podziemny gig to jednak trochę za mało. Cała impreza była przyzwoita, choć dalej dziwnie się czuję, że deser, źle, danie główne wieczoru w postaci NeWBReeD, dostałem niejako na początek. Ja się pytam, gdzie wtedy były faktyczne przystawki?!?
