Ov Plagues – Ashed
(18 czerwca 2013, napisał: Paweł Denys)

Kto z Was nie lubi miłych niespodzianek? Ja uwielbiam. Taką niezwykle miłą niespodzianką jest dla mnie debiutancki materiał Ov Plagues, któremu zespół dał na imię „Ashed”. Zanim jednak o muzyce to trochę suchych faktów się przyda tak tytułem wprowadzenia. Otóż zespół ten rezyduje w Chicago, ale jak się okazuje w składzie figuruje dwóch naszych. Nie dziwota więc, że wydawca ep-ki znalazł się w Polsce i dzięki temu mogę skatować swoje uszy tym materiałem. Niby to dopiero pierwsze podrygi tego bandu, ale ja już czuję, że to może być w przyszłości dość ważny akt na scenie black metalowej. Zaciekłości, z jaką grają panowie, może im pozazdrościć niejeden eksportowy twór. Tu nikt się nie oszczędza, a więc nie liczcie na jakąś litość. Ov Plagues na tyle mocno batoży swoimi dźwiękami, że mięso gotowe oderwać się od kości na plecach. No, ale jak toś zwie swoją muzykę anti-christian black metal, to czy może być inaczej? Tym razem mam przed sobą wręcz wzorcowy przykład tego, jak słowa mają iść w parze z czynami. Ostrzegano mnie przed mocą tego materiału, ale jak się okazuje człowiek to mimo wszystko stworzenie gotowe do ryzykowania. Zaryzykowałem więc i spotkała mnie nagroda. Plecy trochę bolą, ale za to moje uszy są bardzo zadowolone z tego, co wylatuje z głośników. Black metal, który przede wszystkim pokazuje swoją moc za pomocą ekstremalnie szybkich fragmentów, to jest rzecz, która zawsze ucieszy moje uszy. Pojawiają się tu oczywiście również zwolnienia, które potrafią porazić ciężarem, ale zarazem wprowadzają niezwykle gęstą mroczną atmosferę. Sporo tu też melodii w partiach gitar, co okazuje się doskonałym remedium na możliwe znudzenie. Co ja tu będę Wam pisał o jakimś znudzeniu. „Ashed” nie ma prawa nikogo znudzić. Tak chamskiego i opętanego black metalu to ja dawno nie słuchałem. Gołym uchem słychać, że oto mam przed sobą band, który doskonale wie, jak powinien wyglądać bluźnierczy black metalowy akt. Oczywiście granie to nie jest zbyt oryginalne, ale zespół świetnie nadrabia to ambicją i ogromną mocą, z jaką te kawałki uderzają w słuchacza. Totalna rozpierducha to najlepsze określenie zawartości „Ashed”. Rozpierducha, która na całe szczęście nie nudzi się po kilku przesłuchaniach i robi spory apetyt na więcej. Ov Plagues zaczyna z wysokiego pułapu i oby tylko nie zamierzali go obniżać. Ten mały materiał to granie, które powinno przypaść do gustu fanom takich ekstremistów jak choćby Infernal War. W podobnych klimatach obracają się te dwa zespoły. Myślę, że nikogo, komu takie podejście do black metalowej materii nie jest obce, nie muszę przekonywać do zapoznania się z „Ashed”. Uważajcie tylko na swoje plecy, bo bicz Ov Plagues jest dość skuteczny.
Wyd. Seven Gates of Hell, 2013
Lista utworów:
1. Whore of The Masses
2. Desecrate The Ashes
3. Baptized By Chaos
4. Legiony Zagłady
5. Ashed
Ocena: 8/10
