Dormant Ordeal – Maciek

(6 maja 2013, napisał: Paweł Denys)


Dormant Ordeal – Maciek

Strzał prosto w zęby i utratę tego zafundował mi kontakt z „It Rains, It Pours”. Mocarny debiut Dormant Ordeal już teraz lokuje ich w czołówce technicznego death metalu w naszym kraju. Jest głośno o tym zespole, co mnie wcale nie dziwi. Z taką płytą mają szanse na trwałe wryć się w pamięć maniaków śmierć metalu. na spytki wziąłem Maćka, który w zespole odpowiada za partie gitary.

 

Paweł Denys: Witam w MetalRulez! Na początek powiedz mi, jak postrzegacie obecnie zawartość „It Rains, It Pours”? Pytam, ponieważ nagrywaliście ten materiał jeszcze w zeszłym roku, ale dopiero w tym doczekał się on wydania.

 

Maciek: Cześć! Album miał premierę niewiele ponad miesiąc temu, ale rzeczywiście wszystkie ślady położyliśmy już w sierpniu ubiegłego roku. Taki obrót spraw wiąże się głównie z dostępnością studia, w którym zrobiono miks. Janos z Progresja Studio, z racji napiętego harmonogramu, mógł zająć się nami dopiero w okolicach grudnia. W międzyczasie musieliśmy też dograć wszystkie pozostałe sprawy, począwszy od kwestii związanych z oprawą graficzną, przez samo fizyczne wydanie, aż do poszukiwań ewentualnego wydawcy. Z perspektywy czasu uważam, że nagraliśmy bardzo dobrą płytę, pełną ciekawych motywów i rozwiązań. Płytę, do której chce się wracać. Wydaje mi się, że niektóre rzeczy zrobilibyśmy dziś inaczej, ale niczego nie żałuję. Nagrywanie jest czymś podobnym do fotografii – rejestrując dany moment w czasie, dołączasz do niego wszystkie okoliczności, w jakich zaistniał.

 

PD: Płytę wydaliście własnym sumptem. Od początku mieliście takie założenie, czy też rozglądaliście się za jakąś wytwórnią?

 

Maciek: Pierwotny plan zakładał rozesłanie promo do tych wytwórni, do których byliśmy w stanie w tamtym momencie je rozesłać, zweryfikowanie odpowiedzi zwrotnych pod kątem naszych oczekiwań i wybranie najlepszej opcji. Planu niestety nie udało się zrealizować w całości – zdecydowaliśmy się zatem na samodzielne wydanie. Dobrze to sobie przemyśleliśmy i póki co, wszystko przebiega zgodnie z założeniem. Koniec końców, sam fakt bycia zespołem w wytwórni X nie oznacza przecież, że zespół staje się dla niej priorytetową sprawą. Teraz mamy przynajmniej całkowitą kontrolę nad materiałem i nie musimy zaprzątać sobie głowy aspektami prawnymi takiego kontraktu.

 

PD: Udało się Wam porozumieć z Godz ov War i Mythrone Promotion w kwestiach promocyjnych debiutanckiego materiału. Jaką są plusy takiej kooperacji? Na co możecie liczyć ze strony Grzegorza i Marcina?

 

Maciek: Marcin i Grzegorz zrobili (i nadal robią) dla nas wiele dobrego. Będąc zespołem bez wsparcia jakiejkolwiek wytwórni mielibyśmy zapewne problem nawet z czymś tak podstawowym, jak publikacja newsa ze szczegółami premiery. Podkreślam „mielibyśmy”, bo dzięki Mythrone Promotion płyta miała dobrą prasę na kilka tygodni przed premierą, a po premierze promocyjne stery przejęło Godz ov War Productions, które dzięki swojej zasłużonej reputacji przyciągnęło uwagę wielu właściwych serwisów muzycznych. Przy okazji dostaliśmy też bardzo cenną lekcję tego, jak prowadzić działania promocyjne w profesjonalny sposób, dzięki czemu sami również mogliśmy zaangażować się w promocję.

 

PD: Płyta od kilku tygodni jest na rynku. Jak z odzewem na „It Rains, It Pours”? Jakieś ciekawe recenzje? Jak wygląda kwestia zainteresowania Waszą płytą?

 

Maciek: Zważywszy na fakt, że wielu ludzi nie miało nawet świadomości istnienia Dormant Ordeal przed wydaniem płyty (chociaż istniejemy od dobrych kilku lat), mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że wielką siłą tego debiutu było to, że wzięliśmy wszystkich z zaskoczenia. Pojawiały się wręcz opinie, że „It Rains, It Pours” ciężko w ogóle rozpatrywać w kategoriach debiutanckiej płyty, bo brzmimy jak zespół z 10-letnim stażem, trzema albumami na koncie i wręcz dobijamy się do czołówki takiego grania w Polsce. Kogo nie ucieszyłyby takie słowa? Recenzje w swoich osądach rozciągają się od opinii typu „nie moje granie, ale polecam” do takich superlatyw, że aż szło się miejscami zawstydzić. Album cieszy się zainteresowaniem także poza granicami kraju – kto wie czy nawet nie większym niż w Polsce – udzieliliśmy już kilku wywiadów zagranicznym serwisom.

 

PD: Przejdźmy do samej płyty. Materiał na niej zawarty, to techniczne death metalowe pierdolnięcie. Jak się tworzy takie dźwięki? Jak w Waszym zespole wygląda selekcja pomysłów i składanie tego później w całość? Kto w głównej mierze bierze na swoje barki odpowiedzialność za materiał?

 

Maciek: Jestem jedynym gitarzystą w zespole i strona muzyczna to głównie moja działka. Możliwość grania numerów, które sam napisałem to dla mnie idealna sytuacja, raczej nie wyobrażam sobie siebie grającego w zespole, gdzie nie mógłbym realizować się na tej płaszczyźnie. Większa część „It Rains, It Pours” została napisana przeze mnie w domu, dwa numery napisaliśmy wspólnie na próbie, a w jednym przypadku Radek napisał całą piosenkę na garach, do których następnie zaaranżowałem gitary. Nie mam raczej jakiejś oryginalnej metody pisania, wszystko zaczyna się od improwizacji, z czasem dochodzi coraz więcej elementów i powstają kolejne części. Na końcu robię aranżację całości i z tak przygotowanym numerem wkraczam na próbę, gdzie Radek zaczyna pisać sobie swoje partie. W międzyczasie pojawiają się taby dla Kacpra (bas), który w domu tworzy sobie własne ścieżki, a ja zasiadam dodatkowo do aranżowania tekstu.

 

PD: Słychać w Waszej muzyce, że bliskie Wam jest amerykańskie granie, ale jednocześnie osobiście dostrzegłem u Was wpływy choćby naszego Decapitated. Jak byś się do tego odniósł? Macie jakieś niedoścignione wzorce w kwesti death metalowego grania?

 

Maciek: Wychowałem się na amerykańskim graniu w stylu Morbid Angel, Cannibal Corpse czy Deicide. Fascynował mnie także wczesny Vader, Sepultura, Fear Factory, Death. Zdecydowanie największą rolę w ukształtowaniu mojego podejścia do muzyki odegrały lata 90. Z drugiej strony mówisz o słyszalnych wpływach Decapitated – bardzo cenię ten zespół, a Wacka uważam za gitarzystę o jednej z najciekawszych wyobraźni muzycznych we współczesnym metalu – jednak nie chcemy (i nie potrafilibyśmy) być kopią Decapitated. Prawda jest taka, że nie zamierzamy być niczyją kopią. Gramy death metal, używamy blastów jak setki kapel przed nami, stosujemy podobne środki wyrazu, ale jednocześnie wierzę, że tego, co robimy nie da się jednoznacznie sklasyfikować jako bezmyślnego rżnięcia z jakiegoś innego zespołu. Niedoścignione wzorce? Ja się z nikim ścigać nie zamierzam ;), ale do listy stricte metalowych inspiracji, poza wspomnianymi wyżej nazwami, dorzuciłbym też takie ekipy jak Immolation, Hate Eternal, Gojira czy Marduk.

PD: Sam pisząć recenzję pozwoliłem sobie zauważyć, że gracie tak jakby ten album w przypadku końca świata miał świadczyć o Was następnym pokoleniom. Skąd w Was ta wściekłość i zawziętość?

 

Maciek: Nikt z nas nie zakładał, że płyta (czy generalnie nasza muzyka) musi być potężna czy wściekła. To w nas zwyczajnie siedzi. Wszyscy słuchamy bardzo różnej muzyki, ale kiedy idzie o naszą własną twórczość spotykamy się gdzieś w środku tego wszystkiego, żeby grać chłoszczący po nerach death metal. Uważam, że bez względu na to czy zespół gra przebrutalny wyziew czy jakikolwiek inny rodzaj muzyki – jeśli nie włożysz w muzykę żadnych emocji to powstanie jednowymiarowa papka bez wyrazu. Wściekłość, zawziętość, ale również frustracja i strach to zdecydowanie te stany, które leżą bardzo blisko miejsca, z którego czerpię inspirację.

 

PD: Materiał na „It Rains, It Pours” jest bardzo mocno dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Mocno na takie rzeczy zwracacie uwagę? Może to też powodować obawy o spontaniczność w muzyce.

 

Maciek: Bardzo dużo czasu spędzam nad każdym numerem i dogrywam każdy najmniejszy szczegół. W tych piosenkach nie ma miejsca na przypadkowy dźwięk, wszystko, co gramy jest świadomie napisane i przemyślane. No, prawie wszystko. Jest jeden motyw w końcówce płyty, który powstał dosłownie w momencie, kiedy go nagrywałem. Jednogłośnie stwierdziliśmy potem, że to jeden z jaśniejszych momentów całej płyty. Wracając do pytania – spontaniczność jest istotna, ale dla mnie ona zaklęta jest raczej w rytmice, pulsie, tym jak muzyka płynie. Ubranie tego wszystkiego w konkretne dźwięki to dłuższy i bardziej wymagający proces.

 

PD: Skąd w ogóle w Was zamiłowanie do death metalu? Czym ten rodzaj metalowego grania jest dla Ciebie? Jaka jest Twoja definicja death metalu?

 

Maciek: Do dzisiaj pamiętam moment, kiedy w wieku bodajże 11 lat dorwałem w swoje ręce debiut Cannibal Corpse. Byłem kupiony od pierwszych dźwięków „Shredded Humans”. Death metal to nie tylko sposób na wyrzucenie z siebie nagromadzonej agresji. Kiedy gramy próbę czy koncert, odcinam się całkowicie od wszystkiego – przeszłość czy przyszłość traci na znaczeniu, liczy się wyłącznie moment, riff, blast. To fascynujące jak wiele zależy wtedy od skupienia. Muzyka, w każdym tego słowa znaczeniu, to coś bardzo dla mnie ważnego, wręcz intymnego, a sam death metal, przez środki jakimi dysponuje, pozwala mi wyrazić to, co we mnie siedzi. Jak mógłbym go zdefiniować…? Trudno to ująć słowami, zdecydowanie chodzi tutaj o coś więcej niż tylko growl i blasty.

 

PD: Płyta charakteryzuje się świetnym brzmieniem. Z jednej strony jest strasznie intensywne, ale również czytelne. Instrumenty mają odpowiednie brzmienie, a pomimo zagęszczęnia pomysłów album jest czytelny. Udało się Wam zrealizować wszelkie zamierzenia w tej kwestii? Jesteście zadowoleni z efektów? Kto w głównej mierze jest odpowiedzialny za ukręcenie tak dobrego soundu?

 

Maciek: Mieliśmy konkretny pomysł na techniczną stronę płyty – od samego początku chodziło o potężne, otwarte i czytelne, ale jednocześnie przybrudzone brzmienie, bo tak właśnie widzimy ten materiał. Sound gitar jaki udało nam się uzyskać sprawił, że temat reampingu zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nagrań dokonaliśmy pod okiem Lecha Leśniewskiego, a sprawy miksu, jak już wspomniałem, złożyliśmy na ręce Janosa ze stołecznego Progresja Studio. Nastawialiśmy się na dużo, wiedzieliśmy, że bez odpowiedniego brzmienia płyta będzie brzmieć płasko i straci na sile, ale to, co ostatecznie przedstawił nam Janos nas powaliło. Zrobił z tej płyty bestię.

 

PD: Na potrzeby debiutu zrobiliście ciekawą sesję fotograficzną. Dość mocno odbiegającą od death metalowych standardów. Skąd pomysł? Kto wykonał dla Was te zdjęcie i jaki koncept się za nimi kryje?

 

Maciek: Łagodnie mówiąc jesteśmy przeciwni robieniu rzeczy „tak, jak wszyscy”. Nie zamierzamy dopasowywać się do jakichś sztywnych ram, zarówno w kwestii czystości gatunku, jak i tych wizerunkowych. Za samym zdjęciem (którego jestem autorem) nie kryje się jakiś większy koncept, chociaż gdyby zabawić się w jakąś analizę, znalazłbym subtelne odniesienia do naszych tekstów. Wrzuciliśmy na siebie garnitury, pojechaliśmy za miasto, usiedliśmy na krzesłach w samym środku niczego i od razu było wiadomo, że będzie z tego coś fajnego. Gdybyśmy chcieli pokazać światu zdjęcie, gdzie stoimy w ruinach opuszczonego budynku wyglądając przy tym jak smutni harcerze to równie dobrze moglibyśmy nie pokazywać go w ogóle. Ile razy można przerabiać ten sam temat?

 

PD: Podobnie do sesji prezentuje się okładka. Nietypowa, jak na ten rodzaj muzyki. Co obrazek na froncie ma symbolizować i jak go odbierać?

 

Maciek: Wiele osób ma tutaj podobne zdanie. Pomysł wyszedł od Radka i od razu było wiadomo, że jeśli podejdziemy do tego z należytą uwagą to będziemy mieć świetną okładkę. Nie zdradzę Ci jednak jej symboliki, wolimy nie odzierać jej z tej aury tajemniczości. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że odpowiedź na Twoje pytanie jest zawarta w tekstach, ba, nawet w tytułach piosenek.

 

PD: Teksty. Co w nich zawarliście? Co staracie się przekazać słuchaczom?

 

Maciek: Teksty skupiają się zarówno wokół pojedynczego człowieka, jak i całych cywilizacji, ich zachowań, popełnianych błędów, fałszywych przekonań. Nierzadko piszemy je z perspektywy wyższej siły – nazwijmy ją Naturą – która jest w stanie to wszystko obserwować i która jest coraz bardziej zmęczona otaczającym ją zepsuciem. To, co się obecnie dzieje sprawia wrażenie jakby ludzkość parła do przodu za wszelką cenę, pożerając i niszcząc wszystko na swojej drodze. Nie ma tu nawet grama religii czy polityki, wbrew pozorom nie jesteśmy też zespołem skupiającym się na promocji ekologii (bo zapewne taki wniosek można wyciągnąć z powyższego). To, co zawarliśmy w tekstach to szeroko rozumiany sprzeciw wspomnianej Natury wobec postępującej ludzkiej głupoty.

 

PD: Co właściwie oznacza nazwa Dormant Ordeal? Skąd się wziął pomysł na nią i co się za nią kryje?

 

Maciek: Nazwę wiele lat temu wymyślił Radek, kiedy Dormant Ordeal nie był jeszcze nawet zespołem. O rzeczywiste powody wybrania takiego, a nie innego zestawienia słów musiałbyś zapytać jego samego, ale dla mnie ta nazwa symbolizuje pewien układ lub zastaną sytuację, której bez względu na starania nie jesteś w stanie zmienić. Być może ogranicza Cię środowisko, być może Twój charakter lub przekonania, a może zwyczajnie boisz się zrobić jakikolwiek krok. Dosłownie taka bezczynna gehenna. Jednak fakt, że zespół nosi taką, a nie inną nazwę nie jest dla mnie jakoś szalenie istotny. Na tym etapie istnienia zespołu nazwa jest dla mnie raczej wspólnym mianownikiem dla dźwięków i słów, które nią podpisujemy. Każdy z nas posiada taką jej interpretację, z którą czuje się komfortowo, ja to widzę po prostu jako pewnego rodzaju sygnaturę.

PD: Wasze miasto rodzinne to Kraków. Nie jesteście pierwszym zespołem z tego miasta, który pokazuje się szerszej publiczności i wywołuje i niej szok swoją muzyką. Co jest takiego w tym miejście, że istnieją i tworzą tam tak dobre zespoły?

 

Maciek: Kraków nie jest rodzinnym miastem dla 3/4 zespołu, tu jedynie działamy muzycznie i aktualnie mieszkamy. Poza wokalistą, wszyscy przyjechaliśmy tutaj dopiero na jakimś etapie życia. Rzeczywiście, krakowska scena jest całkiem duża i mamy tutaj wiele interesujących zespołów, ale podobne opinie możnaby wygłosić pewnie o Warszawie czy Wrocławiu. Moim zdaniem wszystko to wiąże się z faktem, że duże miasta przyciągają rzesze młodych ludzi na etapie studiów, poszukiwania pracy i wielu z nich formuje składy różnych ciekawych kapel. Jestem przekonany, że w mniejszych miastach czają się kolejni giganci gitary czy perkusji, jednak zwyczajnie nie mają z kim grać. Tym niemniej, krakowska scena jest rzeczywiście bardzo mocna, że wspomnę chociażby nazwy takie jak Redemptor, Banisher czy Medico Peste.

 

PD: Chciałbym zahaczyć jeszcze o historię. Podobno Dormant Ordeal na początku było jednoosobowym projektem. Co się więc stało, że z czasem przeobraził się w zespół pełną gębą?

 

Maciek: Rzeczywiście, Radek stworzył Dormant Ordeal w roku 2005 w formie jednoosobowego projektu, wydał nawet w całości skomponowane i nagrane przez siebie dwa materiały demo. Jednak, z tego co się orientuję, od samego początku marzył mu się zespół z prawdziwego zdarzenia i poszukiwania muzyków do składu były właściwie kwestią czasu. Kiedy dołączyłem do niego w lutym 2008, zagrało od pierwszej próby. Kilka miesięcy później na przesłuchanie trafił Pączek (wokalista), a jako ostatni do składu dołączył Kacper (bas). Poza tym, że mamy bardzo zbliżoną wizję tego, czym chcielibyśmy by ten zespół był, jesteśmy też dobrymi kumplami. To istotna sprawa, jeśli chce się mieć stabilny skład.

 

PD: Jak byś podsumował materiały, które ukazały się przed debiutem? Warto się nimi zainteresować?

 

Maciek: Nawet jeśli Radek zajmował się wtedy trochę innymi rodzajem grania to jest to materiał, który mnie przekonał do nawiązania współpracy. Było dużo death metalu, ale i sporo grindcore’a, którego obecnie nie ma tu już zupełnie. Ciekawostką może być to, że w tamtym okresie istnienia Dormant, Radek obsługiwał wszystkie instrumenty, łącznie z mikrofonem, ale z wyłączeniem perkusji – wszystkie partie perkusyjne zostały stworzone na komputerze. Uważam, że jak najbardziej warto się tymi nagraniami zainteresować.

 

PD: Powoli zbliżamy się do końca wywiadu. Powiedz mi jeszcze jakie będą Wasze dalsze kroki w związku z promocją płyty, jak również z dalszą działalnością zespołu? Macie jakieś konkretne oczekiwania?

 

Maciek: Celem wydania tego albumu jest dotarcie do jak największej ilości słuchającej tej muzyki osób. To dosyć proste założenie, nie mamy jakichś wygórowanych ambicji, bo znamy realia tej sceny. W ostatnich latach mało która death metalowa kapela odnotowała spektakularny sukces, w większości przypadków na topie są zespoły, które zaczynały już w latach 90. i wcześniej. Nie powiem, że mnie to jakoś bardzo boli, bo bycie sławnym to nie moja bajka, zależy nam raczej na tym, żeby zaistnieć muzycznie, być zespołem traktowanym poważnie i słuchanym przez uważnego słuchacza. Wracając do pytania, co jakiś czas pojawiają sie kolejne recenzje płyty, od czasu do czasu uda nam się udzielić wywiadu, a kilka dni temu zagraliśmy pierwsze, entuzjastycznie przyjęte, koncerty promujące album. Na razie jest zbyt wcześnie, żeby mówić o kolejnej płycie, ale mimo wszystko trudno jest mi odciąć się od tworzenia nowych riffów i co jakiś czas pojawia się jakiś ciekawy pomysł. Tym niemniej, wszystko w swoim czasie.

 

PD: Dziękuję bardzo za wywiad. Ostatnie słowo należy do Ciebie.

 

Maciek: Dzięki za możliwość zaistnienia na łamach MetalRulez, doceniamy Wasze zainteresowanie. Czytających nas ludzi zachęcam do sprawdzenia „It Rains, It Pours”, znalezienie jej w internecie to banalna sprawa, a kto wie, może zostanie z wami na dłużej. Do zobaczenia na koncertach, pozdro.

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty