Cortege – Seba

(16 kwietnia 2013, napisał: Paweł Denys)


Cortege – Seba

Kilkanaście lat po powstaniu zespołu pojawia się debiutancki album. Taka sytuacja udowadnia, że w Cortege są muzycy, którzy zaprzedali duszę death metalowi i niezważająć na trudy robią swoje. "Anachoreo" w końcu ujrzało światło dzienne i myślę, że kilka osób może być zaskoczonych, jak skutecznie tnie ten album. Na spytki wziąłem więc Sebastiana, aby wypytać go o kilka ciekawych spraw związanych z zespołem. Oto co z tego wyszło. Zapraszam do lektury.

Paweł Denys: Witam. Przed nami Wasz pierwszy wywiad dla naszego serwisu. Jak nastroje? Nie będzie źle mam nadzieję. Chociaż mając na uwadze zawartość Waszej nowej płyty coś takiego jak źle to nawet nie wchodzi w rachubę.

Sebastian: Witam również, Sebastian się kłania. Nie wydaje mi się jednak żeby to był pierwszy wywiad bo, z tego co pamiętam, kilka lat temu byłem już przesłuchiwany na okoliczność wydania materiału "V-666". Jeśli chodzi o nastroje związane z płytą, to są one jak najbardziej pozytywne. W końcu, po kilku latach, udało się nagrać pełny album, co niezmiernie cieszy. Wiesz, od początku było wiadomo, że numery, które robimy, znajdą się na pełnej płycie, nie na demo, MCD czy jeszcze czymś innym. Dobrze jest w końcu mieć tę płytę w ręku pamiętając jednocześnie w jakich bólach się ona rodziła. Może nie były to jakieś zatrważające przeszkody, ale jednak z drugiej strony los nam nie ułatwiał nagrania tego albumu. Początkowe zmiany składu, częste przeprowadzki z jednej sali prób do drugiej, w końcu nagranie i strach, że nie zdążymy z premierą na dzień, na który zaplanowaliśmy pokazanie "Anachoreo" światu. Ale wszystko w końcu wskoczyło na swoje miejsce i udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik.

PD: Pomimo sporego czasu od powstania zespołu dopiero w 2012 roku wydaliście pierwszy, pełny album. Warto było? Zadowoleni jesteście z tego, co znalazło się na "Anachoreo"?

S: Właściwie to mogliśmy to zrobić wcześniej, ale zabrakło czasu. Pamiętam, że po "V-666", w 2004 roku powiedzieliśmy sobie, że to była nasza ostatnia demówka i teraz przed nami pełna płyta. Ĺťycie jednak chciało inaczej, bo Artur pojechał do Anglii i po kilku koncertach bez niego zawiesiliśmy działalność. Niektórych rzeczy nie przeskoczysz. Pytasz czy było warto, oczywiście, że tak. Warto robić rzeczy, które pozostaną nawet kiedy mnie już nie będzie. Daruj, że popadłem w patetyczny ton, ale tak to właśnie widzę. Jeśli chodzi o mnie to lubię to uczucie kiedy widzę, jak coś powstaje, a ja mogę odcisnąć w tym nowym tworze swoje piętno. Dobrze mieć płytę w ręku i patrząc na nią odświeżać sobie ostatnie trzy lata w niej zamknięte. Właściwie "Anachoreo" to nie tylko muzyka i teksty, to także czas, który poświęciliśmy temu albumowi. Kiedy słucham teraz tej płyty to przypominam sobie jak to nad jednym momentem siedzieliśmy przez kilka prób, a inny znowu wyszedł całkiem inaczej niż pierwotnie. Widzę, jak perkusja zagrana w inny sposób doprowadzała do długich dyskusji na jej temat. To setki wypalonych papierosów i planowania. To w końcu siedzenie w studio, to nagrywanie czegoś co właśnie przyszło komuś do głowy, a nie było grane na próbach. Ta płyta to cała masa rzeczy, które powracają w czasie słuchania, a zauważ, że nawet jeszcze nie mówimy o samych utworach. Dla słuchaczy to jedynie muzyka, a dla nas to esencja z czasu, którego nie poświęciliśmy naszym rodzinom i przyjaciołom, a tej płycie. Doceńcie to bo inaczej nawiedzimy was w waszych snach…

PD: No chyba po takiej deklaracji nikt nie pozostanie obojętny względem "Anachoreo", hehe…. Piszesz, że czas tworzenia kawałków to setki wypalonych papierosów i planowania. Jak mam rozumieć dążycie do perfekcji i żadne niedociągnięcia nie mają szans na przejście? Ile czasu w takim razie zajmuje Wam stworzenie utworu i kto ma tu decydujący głos? Macie kogoś takiego w zespole, kto w głównej mierze odpowiada za muzykę, czy też jest to praca wspólna poparta wieloma godzinami na próbach?

S: Oczywiście, że dążymy do perfekcji, bo w przeciwnym wypadku po co to robić? Niestety, czasami bywa tak, że pewne rzeczy wymykają się spod kontroli, co jest nieznośne. Także w czasie przygotowywania tego materiału, niektóre rzeczy nie poszły do końca po naszej myśli, w związku z czym, musieliśmy pójść na pewne kompromisy. Nie powiem dokładnie co, bo to zachowamy dla siebie. Jednak, koniec końców, ja osobiście cieszę się z tych rzeczy, bo to nadaje tej płycie takiego, rzekłbym, ludzkiego charakteru. Już po odebraniu tego materiału powiedziałem sobie, że ja nie mam zamiaru już nic tu krytykować bo nagrywanie tej płyty to już jest historia. Nie przypominam sobie, żeby od czasu, kiedy płyta uzyskała ostateczny kształt, ktoś z zespołu miał jakieś krytyczne uwagi co do jej zawartości. I dobrze. Przy kolejnym materiale postaramy się uniknąć popełniania tych samych błędów chociaż pewnie pojawią się inne. Co do czasu przeznaczonego na tworzenie numerów to powiem tylko tyle, że numer powstaje dokładnie w takim czasie ile jest na niego potrzebne, ni mniej ni więcej. Nawet nie proś żebym to wyraził w godzinach, dniach lub miesiącach bo sam nie wiem. Jeśli chodzi o sprawy komponowania to wygląda to tak, że Artur przynosi gotowy utwór, następnie uczymy się go, a w tym samym czasie powstają bębny. Na samym końcu dochodzą do tego solówki i wokal. Chociaż sam wokal często powstaje kiedy utwór ma już dobre kilka miesięcy. Czasami jest to kwestia braku dobrego tematu na tekst, czasami trudności z wymyśleniem gdzie byłoby najlepsze miejsce na wokal, a czasami po prostu z brakiem czasu. Różnie. Najprościej, kiedy mamy gotowy numer, bez solówek i wokali, wtedy zabieramy się za następny.

PD: Ten jak to określiłeś ludzki charakter jest na płycie wyczuwalny. Album to nie jest tylko dezduszne, dokładnie wyliczone granie, ale słychać że tu grają ludzie, którzy tą muzykę czują całym sobą. Jaki death metal jest w takim razie Wam najbliższy? Ten z lat 90-tych, czy może jego współczesne, wybitnie sportowe oblicze? W sumie na płycie słychać i to i to, jak więc udaje się Wam wyważyć proporcje? Co Was najmocniej inspiruje? A może macie jakiś faworytów w death metalu, którzy są dla Was niekończącym się źródłem inspiracji?

S: Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale kiedyś doszedłem do wniosku, że nic nie przeskoczy muzyki z twojej młodości, wiesz kiedy miałeś kilkanaście lat. Wtedy miało się bardzo dużo czasu i muzyki słuchało się przed szkołą, w szkole, po szkole, w czasie obiadu i przed pójściem spać niejednokrotnie zasypiało się przy dźwiękach muzyki, a pierwszą rzeczą po przebudzeniu było włączenie magnetofonu. ( ja mam tak do dziś. No może poza szkołą-przyp.PD) Całe wakacje wypełniała muzyka itd. Muzyka słuchana w tamtym czasie nie tyle została zapamiętana, co wryła się w pamięć tak bardzo, że nawet nie słuchając czegoś latami, mamy w głowie strukturę utworów, słowa, okładkę. Z całą pewnością więc, kapele słuchane najwcześniej są dla nas inspiracją do zajmowania się muzyką w ogóle. Wystarczy sobie przypomnieć kto tworzył scenę metalową i wszystko jasne. Rzucając od niechcenia nazwami będą to DEATH, MORBID ANGEL, VADER, OBITUARY, CANNIBAL CORPSE, KREATOR, SODOM, NAPALM DEATH, DEICIDE i oczywiście wiele, wiele innych. Oczywiście nie pozostajemy głusi na nowe kapele, nowe albumy, a niejednokrotnie także na nowe gatunki, nazwy sobie jednak daruję bo zrobiłaby się z tego pokaźna lista, a nie chcę przynudzać.

PD: Ok, to nie przynudzajmy. Interesuje mnie za to, jak w/g Ciebie wygląda obecna scena ekstremalnego metalu. Czym się różni od tej sprzed lat? Zmieniło się na lepsze, czy może na gorsze? Jak na tym tle wypada Cortege?

S: Początki, kiedy cała scena się rodziła były, z całą pewnością, ekscytujące. Wiesz, pojawiały się nowe płyty, a ludzie słuchali wszystkiego bo jeszcze nie było przesycenia rynku. Każda nowość była pożądana przez słuchaczy. Trochę później zespoły zaczęły kombinować z muzyką ekstremalną nagrywając muzykę, której jeszcze nie można było zaszufladkować bo gatunkom czy też podgatunkom nikt takich nazw jeszcze nie nadał! Wspomnienia z tamtego fermentu są wspaniałe i dla mnie tamten okres, jak go byłeś uprzejmy nazwać "sprzed lat", będzie najlepszym okresem w muzyce ekstremalnej. Jednak to jest bardzo subiektywne spojrzenie i w związku z tym deficytem obiektywizmu nie wiem czy decydowanie, który okres był gorszy, a który lepszy to coś, za co ja powinienem się brać, bo to tak jakby spytać Jeremy’ego Clarksona czy woli auto czy motocykl. Co zaś się tyczy zmian, to z całą pewnością zaszły. Obecnie scena, z racji wielu zespołów, jest znacznie rozwarstwiona. Mnogość kapel uniemożliwia ogarnięcie wszystkiego. Co rusz dowiadujemy się o jakiejś dobrej grupie, która, jak się okazuje, ma już na koncie kilka płyt. Jednak ta rozmaitość, moim zdaniem, sprzyja muzyce bo kapele starają się jakoś tam eksplorować gatunek, w przyjętych dawno temu granicach oczywiście, bo granie jeszcze szybciej lub jeszcze wolniej, bez popadania w śmieszność, raczej nie wchodzi w rachubę. Pytasz o Cortege, w kontekście tych zmian, cóż, my robimy płyty jakich sami chcielibyśmy posłuchać a reszta zależy już od tych, którzy będą z tą muzyką obcować. Tak naprawdę to musimy niejako od nowa zapracować na swoją nazwę, bo jednak kilka lat nas nie było, a nasz dorobek, przez wielu, został zapomniany. Jeśli wolno dodać mi jeszcze jedno zdanie, to powiedziałbym, że Cortege to zespół nowoczesny z autentycznym, z powodu wieku muzyków, feelingiem lat dziewięćdziesiątych. Jesteśmy tacy nowo-starzy.

PD: No właśnie. Jak dogadujecie się w zespole? Stanowicie personalnie ciekawą mieszankę.

S: Zespoły działają na różnych zasadach, w jednych ludzie skaczą sobie do gardeł, w innych kapele spotykają się raz na pół roku, jeszcze inne to właściwie jedna osoba plus nowi muzycy na każdym albumie. Myślę, że my działamy trochę po staremu. Ćwiczymy raz w tygodniu i właściwie, oprócz koncertów, to jedyna okazja żeby spotkać się w czwórkę. Powiem szczerze, że jeśli chodzi o dogadywanie się to nie ma żadnego problemu, jeśli masz na myśli muzykę. Sprawy związane z zespołem są omawiane i załatwiane bardzo szybko. Nie przypominam sobie żadnych spięć. Wiesz, gramy w tym zespole i każdy rozumie, że jeśli mamy to dalej ciągnąć to w pewnych sprawach trzeba być elastycznym bo w przeciwnym wypadku, kiedy każdy będzie ciągnął w swoją stronę nic z tego nie będzie. Kompromis, to wbrew pozorom, nie zawsze jest brzydkie słowo, a już na pewno nie wtedy gdy mówimy o organizowaniu czegoś takiego jak zespół, na ten przykład. Tak ja to widzę i myślę, że reszta kapeli się ze mną zgodzi. CORTEGE to taka płaszczyzna porozumienia pomiędzy nami ponieważ w innych sprawach, nie dotyczących kapeli, moglibyśmy mieć kłopoty z ustaleniem wspólnego frontu. W końcu każdy jest inny i ma trochę inne spojrzenie na świat.

PD: Przejdźmy do płyty. Co oznacza tytuł "Anachoreo"? Z tego co się orientuje słowo to pochodzi z greckiego.

S: Tak, to słowo znaczy "odchodzę". Kiedyś czytałem książkę o wczesnym chrześcijaństwie i utkwiło mi to słowo w pamięci, a także jego znaczenie. Nie przypominam sobie żebym musiał do takiego tytułu płyty przekonywać chłopaków. Dobrze brzmi, a jednocześnie niesie ze sobą wiele znaczeń zarówno kojarzących się pozytywnie, jak i negatywnie.

PD: W jaki sposób tytuł jest powiązany z tekstami? Co zawarliście w lirykach?

S: Do tytułu najbardziej nawiązują numery "Let it burn" i "Invincible". Te teksty traktują o pewnej zmianie poglądów, która jednak jest rewolucyjna, a nie ewolucyjna przez co bolesna. To takie zaakceptowanie, że coś, co mogło być jakimś tam fundamentem czyjegoś życia, tak na prawdę nie istnieje. Traci się wtedy punkt podparcia i dzieją się różne niemiłe historie. Inne teksty to w skrócie: "Feed" opowiada o obiedzie, na którym kanibal zjada człowieka, który chce być zjedzony i dodatkowo czerpie z tego przyjemność. Kiedyś czytałem "Dzieje kanibalizmu" i muszę przyznać, że taka historia mogła się zdarzyć w prawdziwym życiu. Pomysł na tekst wpadł mi do głowy oglądając odcinek serialu IT CROWD, gdzie w jednym odcinku doszło do podobnej sytuacji. Dziwne, bo to przecież sitcom! "Worship" to tekst inspirowany przepychankami pod pałacem prezydenckim związanymi z pewnym krzyżem. "Violent" to emocje, które targają człowiekiem kiedy dostaje wiadomość o jakiejś tragedii dotyczącej jego bliskich. "Trenches" to sposób na życie tych, którzy boją się w jakikolwiek sposób zaryzykować. "I admire", trochę kontynuacja poprzedniego tekstu gdzie ktoś zastanawia się jak to jest kiedy żyje się akceptując cały zastany świat bez zadawania jakichkolwiek pytań i czy taka postawa nie jest dla tego kogoś najlepsza, taki "matrixowski" ten liryk. "Through fire to salvation" to już opowieść o fanatyzmie w każdej postaci, a "Purity" to również opowieść o fanatyzmie, ale za to trochę bliższa naszej szczęśliwej krainie.

PD: Jak widać inspiracje do tekstów czerpiecie z życia. Komentarz do zastanej rzeczywistości? Chcecie jakoś wpłynąć tekstami na słuchacza? Rozumiem, że liryki typowe dla początków death metalu Was zupełnie nie interesują?

S: Tematy na teksty przychodzą w sposób naturalny. Chodzi o to, że nie planuję pisania. Bywa tak, że numer ogrywamy w sali miesiącami zanim pojawią się do niego słowa. Jeśli chodzi o treści to jest to na tyle rozległy temat, że pewnie zająłby oddzielny wywiad, a zainteresowałoby się nim góra sześć osób. Czasami jest to temat, który zainspirował mnie niedawno, a innym razem piszę o jakiejś dawno zapomnianej sprawie, która w przeszłości mogła być błahostką, a teraz zajmuje mnie o wiele bardziej. Liryki są zazwyczaj bardzo osobiste i nie mają walorów ewangelicznych, są nierozerwalną częścią muzyki, uzupełniają się i współistnieją z nią. Jeśli chodzi o same tematy to nie mam zamiaru wpisywać się w jakiś death metalowy nurt, jeśli takowy istnieje. Byłbyś zdziwiony, o czym mogą lub w przeszłości mogły traktować teksty w CORTEGE.

PD: Okładkę wykonała dla Was niejaka Ewelina Trojanowska. Jak wpadliście na nią? Miała jakieś odgórne założenia, co do tego jak ma wyglądać okładka, czy też pozwoliliście jej działać samodzielnie? Czym jest postać na okładce? Co ma symbolizować?

S: Ewelina to znajoma Artura, który zaproponował, że ona może popracować nad okładką. Nie ma jakoś o czym opowiadać, bo z tego co pamiętam, to Ewelina dostała tytuł i przygotowała kilka wersji okładki z czego wybraliśmy tę, która najbardziej nam odpowiadała. Nie wiem na ile sugerowała się tytułem, ale mi się podoba i z tytułem współgra. Widzę to tak, że postać rozdziela się kiedy targają nią sprzeczne uczucia. Jej demoniczny wygląd sugeruje, że całe dawne życie, które reprezentowało jej oblicze sypie się pod naporem czegoś burzącego dawny porządek, a może to po prostu fajna okładka…

PD: Płytę wydaliście w małej wytwórni jaką jest Let Them Come Productions. Jakie czynniki zdecydowały o wyborze akurat tej oficyny? Co zapewnia Wam ten deal? Na co możecie liczyć w przypadku tej współpracy?

S: Sprawa jest super nieskomplikowana. Chodzi o to, że LTC Productions to moja firma więc nawet się nie zastanawialiśmy nad tym, kto wyda płytę, nagrywaliśmy więc na luzie nie martwiąc się o to, że trzeba będzie wysyłać płytę w miliony miejsc z zapytaniem o wydanie. Oczywiście w przyszłości chciałbym trafić do jakiegoś większego labelu, ale jeśli się nie uda mamy pewność , że płyty CORTEGE będą się ukazywały pod szyldem Let Them Come Productions.

PD: Jak przebiega sama promocja materiału? Z tego, co widzę płyta została zauważona wśród polskim mediów, a jak jest z zagranicznym odzewem? Jesteście zadowoleni z tego jak ten album jest odbierany? Jakaś szczególnie dobra lub zła recka utkwiła Ci w pamięcie?

S: Promocja przebiega bardzo prosto, bo wciskam płytę gdzie się tylko da. Powiem szczerze, że niektórzy ludzie mogą się poczuć zaskoczeni, że znaleźli "Anachoreo" w skrzynce ale uważam, że to najlepsza promocja – uderzać gdzie się da. Jest oczywiście internet, gdzie już od czasów kiedy zaczęliśmy pracować nad materiałem pojawiały się filmiki z sali prób, z koncertów, potem jakieś surowizny z czasów miksowania tego cuda, aż po oficjalnego pilota, czyli numeru "Purity" w wersji z albumu. Jeśli chodzi o odzew to te działania, o których wspomniałem powyżej, zaczynają przynosić rezultaty. Pojawiają się recenzje, są audycje radiowe z naszym udziałem no i oczywiście wywiady. Kilka osób sobie o nas przypomniało, a jestem też przekonany, że zdobyliśmy też nowe grono słuchaczy. Wiesz, ja jestem zwolennikiem metody drobnych kroczków, budowania jakiejś tam świadomości o zespole zaczynając o małych, ale istotnych rzeczy by potem przejść do czegoś większego opartego jednak na solidnych fundamentach. Jak chodzi o recenzje to są one dobre, stonowane, ale dobre. W wielu z nich zauważa się rzeczy, do których przykładaliśmy wagę w czasie nagrywania, co jest miłe. Chciałbym tutaj zauważyć, że szalenie cenię recenzje, z których bije wiedza na temat naszego albumu, wiedza nie nabyta jedynie z notki promocyjnej, a pogłębiona o obcowanie z tym materiałem. Mogę się wtedy z taką recenzją zgodzić lub nie zgodzić, ale mam wtedy szacunek do kogoś kto zadał sobie trud zbadania płyty i wydania swojego sądu na jej temat. Niestety, pojawiają się też recenzje, w których recenzent obnaża swoją nieznajomość muzyki CORTEGE. Niestety, każdy zespół pada ofiarą nierzetelnych recenzentów. Jeśli chodzi o zagraniczny odzew to na razie poszła tylko informacja, że płyta jest, natomiast promowaniem poza naszymi granicami będę zajmował się w okolicach wiosna-lato. Pytasz czy utkwiła nam w głowie jakaś szczególnie dobra czy zła recenzja, powiem Ci tak, że dobra recenzja to ta, która jest dobrze napisana, a zła to ta, gdzie ktoś w pięć minut skreślił 4 zdania, a resztę przepisał z newsa lub ulotki. Recenzje to tylko opinie, które dają nam obraz tego czy muzyka, którą tworzymy znajduje swoich odbiorców czy też tworzymy ją tylko dla siebie żeby zostać odkrytymi dopiero po śmierci…

PD: Gracie trochę koncertów ostatnio. To ważny element działalności zespołu? Czym dla Was są koncerty i czy jakoś specjalnie się do nich przygotowujecie? Czego można spodziewać się po Cortege w scenicznej prezentacji?

S: Tak, koncerty to dla nas sprawa priorytetowa. Niedawno, w innym wywiadzie odpowiadałem na podobne pytanie więc tylko powtórzę, że w studiu możesz nagrywać różne cuda przy minimalnym opanowaniu swojego muzycznego rzemiosła, a nowoczesna technologia zrobi z ciebie super muzyka natomiast to, co na prawdę jesteś wart i co masz do zaproponowania wychodzi na koncertach. Gramy ostatnio dużo koncertów, jak na nas więc odpada przygotowywanie się do konkretnych gigów. Mamy obecnie stały zestaw numerów, który prezentujemy publiczności. Jakoś przez kilka lat nie graliśmy w tych samych miejscach więc nie widzimy sensu zmieniać tego, co się sprawdza. Pytasz o oprawę sceniczną to powiem, że obecnie nie mamy żadnych wybuchów i gołych babek tańczących za nami w czasie gigu. Nie jest to oczywiście spowodowane tym, że mamy jakiś negatywny stosunek do takich rzeczy, nie. Myślę, że w przyszłości możemy zmienić coś jeśli chodzi o występy live. Zobaczymy.

PD: Jakie macie dalsze plany? Tworzycie już może coś nowego? Jakie będą dalsze kroki Cortege i przede wszystkim na co liczycie w związku ze wznowieniem działalności zespołu?

S: Plany wyglądają tak, że chcemy dotrzeć z płytą i występami do jak największej rzeszy słuchaczy. Promujemy się na różnych frontach co powoli przynosi efekty. Myślę, że do lata tak pociągniemy, a po wakacjach podejmiemy jakieś decyzje o kolejnych krokach. Oczywiście będziemy z całą pewnością koncertować, ale trzeba już też myśleć o kolejnych wydawnictwach. Nosimy się też z zamiarem opublikowania naszych starych demówek na płytach CD. Plany, jak widzisz są. Co do nowych numerów to obecnie mamy na ukończeniu jeden kawałek, a kilka jest w stanie tzw. rozgrzebanym. Na co liczyliśmy w związku z reaktywacją? Przed trzema laty naszym celem było nagranie płyty i to zrealizowaliśmy. Obecnie chcemy jak najwięcej koncertować i to także się nam udaje. Kolejne cele, jak wspominałem, wytyczymy sobie w okolicach wakacji. Póki co, gramy i dobrze się przy tym bawimy.

PD: Na tym zakończymy tą symapatyczną pogawędkę. Ostatnie słowo należy do Ciebie. Dziękuję za wywiad i za ogromną cierpliwość.

S: Wielkie dzięki za możliwość opowiedzenia o CORTEGE. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wywiadu kilka osób pomyśli o sięgnięciu po płytę "Anachoreo" i będzie miało z jej słuchania tyle radości co my z jej tworzenia, nagrywania i prezentowania jej na koncertach. Liczę też, że kilka innych osób przypomni sobie nazwę CORTEGE, odkurzy demówki "Awareness", "Introductions to the slaughter of your gods", czy "V-666" i popłynie na fali muzyki na nich zawartej wprost w objęcia nowego albumu. Ĺťyczyłbym sobie na koniec zobaczyć się z wszystkimi słuchaczami CORTEGE na naszych koncertach. Niemożliwe? Czas pokaże, dziwniejsze rzeczy się działy. Stay brutal!

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty