Al Sirat – Cola

(16 września 2004, napisał: FATMAN)


Al Sirat na pewno nie jest zwykłym zespołem na naszej scenie. Z jednej strony na pewno jest w nich to coś co sprawia, że są po prostu inni, ale jednak cały czas nie można zarzucić im, że zapomnieli o swoich korzeniach. Kiedy nadarzyła się okazja by porozmawiać z odpowiedzialnym za wokale i gitarę Colą bez jakiegokolwiek namysłu z niej skorzystałem. Może w czasie naszej pogawędki odpłynęliśmy trochę od typowych związanych z muzyką tematów, ale sądzę, że jest to znacznie lepsze niż kolejny taki sam wywiad…

Witam Cola! Na wstępie chciałbym ci pogratulować świetnej płyty. "Kala" rozwaliła mnie doszczętnie. Często zdarza ci się słyszeć takie opinie?

Siemanko! Wielkie dzięki. Słyszę generalnie dobre opinie, wielu ludzi płyta naprawdę trafiła w serducho. Zdarzają się oczywiście niezadowoleni, spodziewali się czegoś innego. Nagraliśmy płytę kontrowersyjną, biorąc pod uwagę naszą death’ującą historię.

Obie wasze produkcje dzieli duża przerwa. Wiem, że w tym czasie nie próżnowaliście, ale może to jednak ty byś się usprawiedliwił.

Dużo koncertowaliśmy. W międzyczasie wypuściliśmy Promo’01 – pierwotne wersje trzech numerów z "Kala", zagraliśmy trasę z Acid Drinkers, Przystanek Woodstock 2002, no i zbieraliśmy szmal na zawodową produkcję nowej płyty, którą nagraliśmy już w zeszłym roku. Al Sirat nigdy nawet na dzień nie zawiesił działalności.

Nawet osoba, która nie gustuje w takiej muzyce, musi przyznać, że osiągnęliście świetne brzmienie. Jest w nim ta potęga Black Sabbath, agresja Pantery, melodyjność Metalliki, no i ten wasz własny pierwiastek.

Tuż po nagraniu zauważyliśmy, że płyta bardzo się podoba ludziom, którzy nie słuchają metalu, jest dla nich bardziej przystępna. Uznaliśmy, że to świetna sprawa, bo przecież pozostaliśmy stricte metalowi a muza jest dalej techniczna i pojechana. Nad muzyką pracowaliśmy dość długo, mimo wszystko koncepcja nowego brzmienia pojawiła się tak naprawdę po zarejestrowaniu "The worst disease". To było w marcu ’03. Numer zmienił się dość znacznie w stosunku do pierwotnej wersji i stwierdziliśmy, że to będzie właśnie nasze nowe brzmienie. W taką stronę poszły aranże, odwróciliśmy je, gitary bardziej osadzone i rytmiczne, przez co riffy są bardziej charakterystyczne. Wokale czyste, melodyjne, ale bardzo siłowe, no i solidna, profesorska sekcja. Duet Hoyniac – Edgar, jest jedyny w swoim rodzaju. Wiem, że to może dziwnie brzmieć, ale naprawdę podziwiam ludzi, z którymi pracuję i mam świadomość, że w żadnym innym składzie ta płyta by tak nie zabrzmiała.

Nagrywaliście w Taklamakan z Perłą w roli producenta. Jest to na pewno nowe miejsce. Mógłbyś coś więcej o nim powiedzieć?

"Kala" to tak na prawdę pierwsza oficjalna produkcja Perły i Jacka Miłaszewskiego, gdy zaczynaliśmy, studia jeszcze nie było właściwie, nie wiadomo było, czy będzie. Był za to dobry sprzęt. Nagraliśmy na próbę jeden numer, dopiero po tym podjęliśmy decyzję, że nagramy u niego płytę, pod warunkiem, że bębny będą w 100% naturalne, niewspomagane żadnymi próbkami. Chłopaki zakręcili się i dokupili odpowiedni sprzęt. I wiem, że włożyli w ten materiał całe serce i umiejętności. To był też trudny okres dla Perły. Żegnał się przy nas z Acidem, musiał poukładać swoje sprawy na nowo, trzeba było stawiać na jedną kartę. Ważny przy nagraniu był Jacek "Suseł" Miłaszewski, który był realizatorem, ma dużą wiedzę w tym fachu i świetnie się z nim pracuje. W tej chwili rozdzielili się, każdy działa na własną rękę i trochę szkoda, bo myślę, że ich główną siłą było wzajemne uzupełnianie się.

Jak wam się współpracowało z Perłą? Ponoć kawał z niego cynika.

Znaliśmy Perłę już długo. Dobrze się współpracuje, można być pewnym, że żaden babol nie przejdzie, koleś jest perfekcjonistą. Jest totalnym cynikiem i pesymistą, ale to on miał problem, bo my jesteśmy skrajnymi idealistami i optymistami, także zakrzyczeliśmy kolesia. Lubię go, ale chyba zbyt wiele czasu razem byśmy nie mogli spędzać.

Nie będę ukrywał, że nie słyszałem jedynki. Udało mi się natomiast zobaczyć klip do piosenki pochodzącej z tamtej płyty i muszę stwierdzić, że bardzo mocno rozwinąłeś się wokalnie.

Musiałbym sobie palnąć w pusty łeb, gdyby tak nie było. Minęło sporo czasu od "Signa Tempori" a tam na czystym śpiewaniu znałem się jak świnia na gwiazdach. Wtedy pomysł na czyste wokale powstał w studio i za cholerę nie wiedziałem, że to takie trudne (śmiech). Także z subtelnością drwala odtwarzałem te melodie, które przychodziły do głowy w niektórych patentach. Ale na "Signa…" to był dodatek, podstawą był growling i te wstawki robiły też jakiś klimat. Od tego czasu dużo ćwiczę, więc siła rzeczy, coś tam już umiem.

W jaki sposób przygotowywałeś wokal do wielogodzinnej sesji? Jakieś specjalne płyny, ziółka czy może tradycyjnie jajka?

Nic z tych rzeczy (śmiech). Jajka, to mit. Najlepszym środkiem na wytrzymałość głosu jest czerwone, koniecznie wytrawne wino. Świetnie przeczyszcza i rozgrzewa gardło. Wypijałem go 2 – 3 butelki dziennie. Na kejsie, który obok mnie stał, był kieliszek i coraz więcej pustych butelek, widać to na zdjęciach z sesji (śmiech). Ale nie ma żartów – śpiewałem 10-11 godzin dziennie przez 5 dni i nie zdarłem głosu. A wokale, na "Kala”, chociaż brzmią czysto, to najgłośniejsze, najbardziej dynamiczne darcie pyska, jakie nagrałem, sYn jak usłyszał, skwitował – "niezłe klaksony" (śmiech).

Wasz styl bardzo się zmienił. Czy jest jakiś element waszej muzyki, z którego nigdy nie zrezygnujecie?

Zmieniamy się cały czas. Nie zakładaliśmy, jaka będzie nowa płyta, po prostu robiliśmy numery. Koncepcja brzmienia powstała w studio. Nasz styl ewoluował, jeśli posłuchasz od początku naszych nagrań, tzn. „Milczysz…”, „Signa Tempori”, „promo’01” i „Kala”, to na pewno znajdziesz wspólne elementy charakterystyczne dla naszego stylu. Słychać też, że zmiany nie były raptowne, były konsekwentne i ilustrują nasze dojrzewanie, jako muzyków. Wyrośliśmy z eksponowania swoich umiejętności a mimo to gramy dalej bardzo trudną technicznie muzykę. Z tym, że teraz technika nie zakłóca odbioru. Chcemy, żeby nasz styl ciągle ewoluował, zaskakiwał. Istotą sztuki są poszukiwania.

Trudno się z tym nie zgodzić. „Kala” robi również wrażenie opakowaniem. Ile czasu zajęło wam przygotowanie tej wkładki i samego przodu? Czy były może jeszcze jakieś inne projekty?

Obraz ilustrujący „Kala”, tradycyjnie przygotował nam Leszek Kałuszka – wybitny malarz. Podobnie było w przypadku „Signa Tempori” i promo ’01. Były inne projekty, jednak ostatecznie żaden na nas tak nie zadziałał, jak dzieło Leszka. Oryginał wisi teraz w lochach zamku w Krasiczynie. Samo składanie zajęło sporo czasu, później okazało się, że projekt jest kompletnie nie przygotowany do druku, także do końca był pośpiech i nerwówka.

Przejdźmy może do najnudniejszej kwestii – tekstów. Cieszy mnie to, że nie śpiewacie o jakiś zmyślonych historyjkach tylko twoje teksty dotyczą spraw namacalnych. Mam wrażenie, że to niejako uwiarygodnia waszą muzykę. Starasz się być uważnym obserwatorem rzeczywistości, prawda?

Kala to rytuał, którego istotą jest szczere rozliczenie się z samym sobą. Stąd wszystkie teksty dotyczą bezpośrednio mnie i moich własnych przeżyć, także tych niezbyt chwalebnych. Starałem się jednak tak pisać, żeby inni słuchając tego mieli możliwość utożsamienia się z tekstami. Udało się, wiele osób mówiło mi, że odnaleźli tam własne historie. No cóż, od początku świata wszyscy przeżywamy to samo, te same emocje. Warto zdawać sobie z tego sprawę, że w swoich przeżyciach nie jesteśmy samotni. To pomaga, szczególnie w trudnych chwilach.

Mimo, że większość tekstów mówi o sprawach trudnych i nieprzyjemnych mam wrażenie, że jednak ta płyta jest jednak optymistyczna. Widać światełko w tunelu…

Nie było moim celem dołowanie, powiedzieć „wszystko jest do dupy, ty też”, jest łatwo. Złe chwile są nieodłączną częścią naszego życia, ale mijają. My musimy jednak z nich korzystać, uczyć się. To nas wzmacnia.
Ze złymi emocjami i wyrzutami sumienia trzeba się rozliczać, inaczej magazynują się w nas i wracają w najmniej oczekiwanym momencie. Sprawiają, że podświadomie karzemy, krzywdzimy się. Kala ma na celu pozbycie się brzemienia, ma umożliwić śmiałe spojrzenie w przyszłość. Ale spokojnie, nie miałem ambicji „zbawiania świata” (śmiech), to co zawarłem w tekstach jest takim moim rytuałem, moją Kala.

Ustaliliśmy już, że jesteś obserwatorem otaczającego świata. 1 maja miał miejsce pewien doniosły fakt i nie wciskaj mi kitu, że nie interesuje cię polityka. Chyba sam przyznasz, że jej wpływ na nasze życie olbrzymi. Jednak wracając do tematu, jak nadzieje wiążesz z naszym przystąpieniem do Unii Europejskiej?

W tych czasach polityka dotyczy wszystkich, myślę, że większość ludzi mniej, lub bardziej interesuje się tym, co się dzieje. Nadzieje? Nie mam nadziei, liczę na fakty. Sprzęt muzyczny nieco stanieje przez brak ceł wewnątrz Unii. Łatwiej też będzie organizować koncerty za granicą, gdy zniesiony zostanie obowiązek paszportowy. Liczyłem na bat na dupy polskich hochsztaplerów politycznych, ale weszliśmy do złej Unii – ona teraz sama wymaga uzdrowienia. Ale to się zmieni, historia pokazuje, że każdy taki okres przejściowy mija i następuje stabilizacja. Dla nas to nic dobrego, bo to my musimy użerać się z bzdurnym prawodawstwem i kłodami rzucanymi przez państwo na każdej płaszczyźnie naszej aktywności. To minie, ale jeszcze nie prędko. Teraz dosyć aktualna sprawa. Według staropolskiej zasady „zastaw się a postaw się” wysłaliśmy wojska na drugi koniec świata, co miało nam przynieść same korzyści a stało się kolejnym pustym aktem „wymachiwania szabelką” i w efekcie skupiło na naszym kraju nienawiść. Pomagamy państwu, które zbiera plony swojej wieloletniej polityki, wspierania tyranów, eksploatacji uboższych narodów, tolerowania i wspierania ludobójstwa. Wyprodukowali w ten sposób armie ludzi niemających nic do stracenia, którzy bez mrugnięcia okiem oddadzą życie w walce przeciwko tym, których winią za swoją biedę i śmierć bliskich. Fałsz i masowe zakłamanie są powodem eskalacji obecnego konfliktu a nasz kraj uczestniczy w tym haniebnym procederze. Teraz jest dobry moment, żeby się z tego wycofać z twarzą i odciąć się, ponieważ Amerykanie nie spełnili żadnej ze swoich obiecanek. Dzisiejsza polityka stała się zbyt dochodowym zawodem a Polacy są zbyt bierni, żeby przeciwstawić się temu burdelowi. Jesteśmy ofiarami starożytnej klątwy – „obyś żył w ciekawych czasach”.

Bardzo cieszy mnie, że masz swoje poglądy. Nie ze wszystkimi się zgadzam, ale każdy ma prawo do własnej opinii. Wśród młodzieży widać trend do olewania polityki. Czy nie przeraża cię to, że coraz większej liczbie młodych ludzi takie wydarzenia jak wybory czy referenda są zupełnie obojętne?

A znasz partię, czy choćby polityka, który potrafi zarazić młodych ludzi swoją sprecyzowaną wizją, dać im do zrozumienia, że robi coś dla nich i że chce to robić z nimi? [znam taką jedną, a nawet i dwie – red.] Że każdy pojedynczy głos, to siła, której nie można lekceważyć? Że głosowanie, to rodzaj umowy, z której trzeba się wywiązać? Obecnie mamy do wyboru kilka korporacji politycznych, które istnieją w celu czerpania zysków a elektoratem zajmują się tylko w okresie przedwyborczym, wizerunek państwa nierządu nigdy nie był tak wyraźny. Nie dziwię się, bo w ostatnich wyborach zupełnie nie miałem pomysłu, na kogo mogę oddać swój głos, myślę, że większość ludzi w Polsce miała podobny dylemat. A to nie jest obojętność. To sygnał, że obecny kształt sceny politycznej ma coraz bardziej znikomą legitymacje narodu. Stąd sukcesy populistów, którzy obiecują wszystko, co można obiecać, ale będą widłami i kosami bronić swoich poselskich przywilejów, uposażeń itd.

Gorzkie, ale i prawdziwe. Trochę się zagalopowaliśmy, a jednak mamy tu rozmawiać o innych sprawach. „Time To Feel, Time To Fight” and now is time for?

Kickin’ ass! Teraz przygotowujemy się ostro do zbliżających się koncertów, objedziemy całą Polskę. Cholernie jestem ciekaw reakcji, nie graliśmy jeszcze wielu sztuk z nowym materiałem.

Śpiewasz również: „najważniejsze to: zjeść, wypić, zerżnąć swoją babę”. Abstrahując od tego, że jest to zdanie wyrwane z kontekstu. Nie wyglądasz mi na osobę o tak ograniczonych horyzontach. Walne prosto z mostu, co cię interesuje, a nie jest związane z katowaniem instrumentów?

Ten tekst to cytat. Spotkałem w swoim życiu wiele osób, które wiedziały lepiej ode mnie, co dla mnie najlepsze. To akurat powiedział mi stary muzyk, gitarzysta, jeden z moich pierwszych „mistrzów” gitary. Koleś mimo olbrzymiego talentu gdzieś się zgubił i kiedyś przy piwku próbował mi wybić z głowy granie i w zamian zajęcie się czymś pożytecznym (śmiech). Wszystkie zwrotki „Trybu” to wypowiedzi ludzi, których spotkałem. To protest przeciwko mierzeniu ludzi własną miarą, narzucaniu własnych przekonań i podcinaniu skrzydeł. Trzeba się nauczyć odcinać od cudzych wpływów i konsekwentnie realizować swoje cele, mamy wszelkie narzędzia do tego potrzebne. Co lubię? Dobrą literaturę, dobre gry komputerowe i kobiece piękno. Lubię samotność od czasu do czasu, kiedy nic nie „muszę”. No i co jest moją zmorą, lubię internet. Potrafię siedzieć przed kompem godzinami.

Myślałem, że powiesz podbój zachodu. Krążek jest dwujęzyczny, co mnie osobiście trochę drażni. Nie lepiej było postawić na jeden język?

Zawsze pisałem teksty w dwóch językach. Starsze numery z „Kala” są po angielsku, oprócz „Synchronii”. Nie ma reguły, słucham podświadomości. Zazwyczaj zaczynam tekst zaraz po przygotowaniu numeru, wtedy pojawia się myśl przewodnia i od początku wiem, w jakim języku lepiej zabrzmi. Podbój Zachodu? Tym razem nie zaczniemy od dupy strony, ogramy Polskę ile się da. Ale na pewno przejedziemy się do Niemiec, z tym że nie wcześniej, niż na wiosnę.

Koncerty to was żywioł. Jednak chyba każdemu zdarzają się na nich większe lub mniejsze babole. Jaka był twoja największa wpadka?

Wiesz, co, ja nie pamiętam takich rzeczy. Zdarzyło mi się zapomnieć tekst coveru, czy dwa razy zapowiedzieć ten sam numer. Drobne wpadki się zdarzają, jasne, ale to jest właśnie klimat koncertu. Tu chodzi o przekaz energii i o pewną nieprzewidywalność, sami nigdy nie wiemy, jak się wszystko potoczy, wszędzie jest inna publika, inna scena, inny klimat. Dlatego to kocham.

Jednak sam chyba dobrze wiesz, że na trasie czeka na człowieka wiele pokus. Nie macie problemów z utrzymaniem się w jako takim stanie czy raczej ktoś musi mieć na was oko?

Nie mamy z tym zbyt wielu problemów, nikt z nas specjalnie nie używkuje. Imrezki zdarzają się, kiedy na drugi dzień nie musimy nigdzie jechać. Jednak normalnie trasa to pobudka rano, w samochód, noszenie sprzętu, instalacja, próby, koncert, chwila oddechu, zwijanie sprzętu do busa i hotel. W hotelu pare piwek, jasne, ale po którymś tam dniu z rzędu przybijasz gwoździa po czwartym (śmiech), przy sprzyjających wiatrach (śmiech), ale zdarza się przegiąć. Na przykład po którymś z pierwszych gigów z Acidami. Hotel był w tym samym budynku, co klub, w którym graliśmy, także dorwaliśmy się do baru tuż po koncercie i do wyra dopełzłem na czworaka. Jeśli ci chodzi o inne pokusy, typu laski w garderobie, no to przecież jesteśmy wierni naszym kobitkom, co nie?

I bardzo dobrze. Przeglądam waszą stronę internetową i nie umiem oprzeć się wrażeniu, że łączy was szczególna więź z fanami. Nie każdy zespół odważyłby się pokazać, a raczej opowiedzieć w tak szczery sposób swoją historię. Myślę tu o dzienniku prowadzonym przez Edgara czy choćby waszych sylwetkach.

Nie chcemy pozować na „gwiazdy”, kolesi którzy patrzą z góry na fanów i są stworzeni głownie w celu bycia podziwianymi. Jesteśmy normalnymi ludźmi i mamy normalne problemy. Muzykę tworzymy, bo pomaga nam w funkcjonowaniu, to nasz „zawór bezpieczeństwa”. Wielu naszych fanów jest z nami od lat, aż głupio mi mówić „fani”, bo z czasem stają się po prostu kumplami. A strona? To świetna rzecz, głównie za sprawą forum, na którym dzieją się różne rzeczy, są tam ludzie najbardziej z nami związani i gadamy sobie, czasami o pierdołach, czasami o rzeczach ważnych. No i jest spory dział „download” i sporo zdjęć w galerii. Pamiętnik Edgara, niestety dość dawno już nie aktualizowany, to rzeczywiście bardzo szczera rzecz. Jak to czytam, to sobie podśpiewuję „It’s a long way to the top, if you wanna rock’n’roll!” (śmiech)! Wszyscy chętnie piszą o sukcesach. A Edgar w pamiętniku bez zażenowania pisze o porażkach, o nadziejach, oczekiwaniach, rozczarowaniach no i jak się z tego otrząsaliśmy, żeby iść dalej. I o tym, ile siły dają nam sukcesy.

Nie boisz się tego, że taka szczerość może się na was kiedyś zemścić?

Nie mam pojęcia, jak mogłoby się to stać. Jesteśmy sobą, zemściłoby się na pewno, gdybyśmy byli nieszczerzy.

Na pewno. W sumie słowo „szczerość” ma chyba dla was szczególnie duże znaczenie.

Jest najważniejsza. Brak szczerości nigdy nie kończy się dobrze. Prowadzi do niedopowiedzeń, braku jasności sytuacji, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie i najczęściej kończy się katastrofą. Nauczyliśmy się wywalać sobie wszystkie syfy na bieżąco, bo kiedyś o mało nie rozleciał się zespół z powodu nie poruszania trudnych i bolących kwestii. Nazbierało się i wybuchło – było ciężko. Robienie muzy to w pewnym sensie ekshibicjonizm, obnażanie własnych przeróżnych emocji, więc z założenia byłoby bzdurne, gdyby było nieszczere.

Na waszej stronie można przeczytać, że masz problemy z zaśnięciem…

Ta, to przez tego kretyna Pędziwiatra… Twórcę tej durnej kreskówki powinni wsadzić do puchy.

Jednak, kiedy już ci się to uda pewnie coś ci się śni. Pamiętasz może swój najciekawszy i niekoniecznie związany z muzyką sen?

Wszystkie są ciekawe. Sny, to nasz duchowy GPS. To komentarz do aktualnych wydarzeń i wskazówki, co do przyszłości. Długo trwa, zanim nauczymy się je rozumieć, ale warto poświęcić na to czas i energię. Śnimy przez więcej, niż jedną trzecią naszego życia, szkoda byłoby zmarnować ten czas.

Wracając na chwilę do waszych sympatyków. Pamiętasz może jakiś dowód uznania względem was, który cię wzruszył, ucieszył czy może aż zszokował?

Kiedyś koleś napisał mi, że nasza muza podtrzymała go na duchu w bardzo ciężkiej sytuacji. W pewnym sensie odwiodła go od popełnienia nieodwracalnego czynu. Jak to czytałem, byłem cholernie wzruszony, odpisałem, jednak gość już się nie odezwał, stąd nie wiem, jak się cała historia skończyła. Mam nadzieję, że sobie poradził…
Była też akcja po jednym z koncertów z Acidami na drugim końcu Polski. Klient nie miał kapusty na bilet, ale czekał cały koncert pod klubem, żebyśmy podpisali mu egzemplarz promo „Signa Tempori”. To była limitowana edycja dla prasy, on podobno odkupił go od kogoś. Byliśmy zaskoczeni na maksa, bo nie było nas nawet na plakatach a koleś przyszedł tam specjalnie w tym celu.

Może to głupio zabrzmi, ale czy po wydaniu „Kala” nie miałeś takiej niezdrowej satysfakcji. Wiesz, coś na kształt: pokazaliśmy tym idiotom, którzy w nas nie wierzyli.

Po wydaniu tego albumu poczułem olbrzymią ulgę. Powstawał w bólach, kosztował nas bardzo dużo i nie mówię tu o kasie, to drugorzędne. Gdy materiał był gotowy, byliśmy cholernie szczęśliwi. I wtedy po raz kolejny poznawaliśmy bagienko polskich wytwórni. Także trzymanie w ręku gotowego krążka, to był niezwykły moment. Ale nie było myśli w stylu „macie za swoje!”. Chcieliśmy, żeby „Kala” dotarła do ludzi i udało się. Nikomu nie chcemy nic udowadniać. Oprócz nas samych.

Skoro jesteśmy przy wydawcach. Naprawdę nikt się wami nie interesował? Nie boicie się ryzyka wydawania płyt własnym sumptem?

Męjdżersy nas nie chciały, bo nie gramy podobnie do żadnej amerykańskiej „gwiazdy”, która jest teraz na topie. W jednej (wielkiej) wytwórni koleś nam powiedział, że świetny materiał, ale brzmi jak Paradise Lost (śmiech), ale że można to trochę przemiksować i poskracać, uprościć, łagodniej zaśpiewać, dodać skrecze, to będzie taki polski Linkin Park (śmiech). W innej, że materiał nie przejdzie, bo za dużo polskiego a się po angielskiemu metalu słucha. Dużo śmiesznych historii. Propozycje, które padły, były poniżające. Generalnie wytwórnie bały się tego materiału, bo jest nie podobny do niczego, co słyszeli wcześniej. Nikt nie wiedział, czy to się może sprzedać, czy nie. Tyle lat działamy na własną rękę, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Nie mamy reklamy, więc wszystko idzie do przodu małymi krokami a mimo wszystko płyta się sprzedaje a fama się niesie. Wierzę, że kapele takie jak my w końcu przyczynią się do ukrócenia pasożytnictwa i masowego produkowania papki, którą ludzie już rzygają. Siłą muzyki są fani oni są bezcenni i mają największą siłę – prawo wyboru. Stąd też szacunek dla naszych fanów, którzy tyle lat wierzą w to, co robimy i nas wspierają.

Z tego, co się orientuję dystrybutorem „Kala” jest Pomaton/EMI. Nie boisz się, że skoro nie jesteście „ich” zespołem to waszej płyty może nie być na sklepowych półkach?

Jak wspomniałem, nie mamy reklamy, więc płyta będzie na półkach, jeśli ludzie będą o nią pytać. Z tego, co wiem, płyta jest dostępna w Empikach i paru innych sieciach dystrybucyjnych, jednak nie we wszystkich miastach. Także każdy, kto chociaż zainteresuje się naszą płytą w sklepie, chodzi także o te mniejsze, które asortyment dobierają głównie pod kątem klientów – pomaga nam bardzo. Zawsze też można kupić płytę przez stronę internetową, dla zarejestrowanych na forum użytkowników jest duża niespodzianka cenowa. Poza tym są mp3 do zassania, nie kupuje się kota w worku.

Jednak kilka osób z „wielkiego świata” wyciągnęło do was rękę. Sądzisz, że np. występ w programie telewizyjnym Zbigniewa Hołdysa znacząco pomógł wam w promocji?

Każdy publiczny występ pomaga, utrwala wizerunek zespołu. Zaproszenie Zbyszka Hołdysa miało dla nas tym większe znaczenie, że jest on bardzo wybredny w doborze gości, jest to duże wyróżnienie. Jest żywą legendą polskiego rocka i stoi okoniem wobec całej tak zwanej branży, za co ona stara się go poniżyć przy każdej okazji.
Zawsze będziemy go uważać za przyjaciela Al. Sirat, ponieważ był jedną z pierwszych osób, która wyciągnęła do nas rękę w celu innym niż wyciągnięcie szmalu.

Można was również zobaczyć na dużym ekranie. Chodzi mi tu o film o Przystanku Woodstock. O Jurku Owsiaku powiedziano już dużo. Wiele artykułów było pozytywnych, wiele było też negatywnych. Nikt natomiast nie napisał o tym przedsięwzięciu z perspektywy muzyka. Może chcesz być pierwszy?

Przystanek Woodstock, to wydarzenie, które pozwala dotrzeć do olbrzymiej liczby odbiorców, to niesamowite przeżycie. Wyobraź sobie, że stoisz na dachu dwupiętrowego bloku i widzisz przed sobą ocean ludzi, nic nie może się z tym równać. Do dzisiaj kontaktują się z nami ludzie, którzy zobaczyli nas tam w 2002 roku, co tu dodawać. Poza tym, to olbrzymie przedsięwzięcie organizacyjne, robione przez zaskakująco niewielu ludzi. Przed występem jest nerwówka, pamiętam, że nie mieliśmy nawet możliwości ustawienia brzmienia, podpięliśmy się do nieznanego sprzętu i nie mieliśmy pojęcia, jak zabrzmimy. Ale atmosfera tego koncertu jest nie do podrobienia.

Wielkie dzięki za długą i co ważne szczerą rozmowę. Mam nadzieję, że „Kala” pozwoli wam kontynuować waszą zabawę z muzyką. Na zakończenie oddaję ci jeszcze na chwilę głos.

Dzięki za wywiad, Stary. Pozdrawiam wszystkich, zapraszam na naszą stronę i do udzielania się na forum. Dla każdego zarejestrowanego użytkownika płyta „KALA” kosztuje 17 zł. No i jak zobaczycie gdzieś plakat reklamujący nasz koncert – nie wahajcie się i sprawdźcie nas! To żywa muzyka i nigdzie nie zabrzmi tak, jak na koncercie. Pozdrawiam wszystkich, którzy od las nas wspomagają, trudno o lepszą inspirację!

divider

polecamy

Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear Three Eyes of the Void – The Atheist
divider

imprezy

Tankard, Defiance i Accu§er w Jablunkovie – thrash metalowa uczta tuż przy polskiej granicy Forever Nu! Festival 2025 – hołd dla legend nu metalu w Krakowie Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Furor Gallico w Krakowie Dom Zły w Krakowie – koncert w Klubie Gwarek EXEGI MONUMENTUM tour HOSTIA mini trasa koncertowa koncerty Mercurius Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty