Grimlord – V Column
(27 lutego 2013, napisał: Pudel)

Cóż, nie będę udawał że nie znałem przed otrzymaniem promówki omawianej płyty zespołu Grimlord. Chyba każdy kto choć raz zalogował się na dowolne forum o tematyce metalowej spotkał się z prowadzoną przez Bartha La Picarda (boszszszsz`Ś.) z uporem godnym lepszej sprawy promocją ansamblu Grimlord. Promocją prowadzoną za pomocą stwierdzeń w rodzaju: `Grimlord "Okrutny Władca" to polska bezlitosna grupa muzyczna z Wrocławia." czy `Ich muzyka to duża dawka energii, ładunku emocjonalnego i melodii. Oparta na brzmieniu elektrycznej gitary i mocarnej sekcji rytmicznej. Grimlord charakteryzuje się dynamicznymi kompozycjami z chwytliwymi riffami oraz ciekawymi tekstami`. Tak więc można by się spodziewać, że zespół sprawiający wrażenie pewnego swojego poziomu (bo chyba czytając tego typu teksty takie wrażenie można odnieść, czyż nie?) powinien grać naprawdę nieźle. Można by oczekiwać, że płyta `V column`, będąca uzupełnieniem filmu popełnionego przez pana lidera zespołu (recenzja dotyczy muzyki, nie filmu więc nie będę się pastwił, no ale popatrzcie sami: http://www.youtube.com/watch?v=qefgSQSGN44) okaże się czymś naprawdę ciekawym, powiewem świeżości na dosyć średniej polskiej heavy metalowej scenie`Ś Ta, jasne. Równie dobrze można oczekiwać, że Podbeskidzie Bielsko Biała zdobędzie mistrzostwo Polski, prymas ogłosi że kościół nie chce pieniędzy z budżetu państwa a w RMFie pojawi się audycja z death metalem. Mówiąc wprost i dosadnie, tak żeby nikt się niepotrzebnie nie skusił: ta płyta to dno i trzy metry mułu. Poziom rowu mariańskiego. Polot godny żartów Strasburgera. Dobra, ale żeby nie było że od początku byłem nastawiony negatywnie (owszem, byłem ale liczyłem też na pozytywne zaskoczenie, o ja naiwny!) postanowiłem dać temu materiałowi kilka szans. No ale nie da się, po prostu nie da się tego słuchać. Sam początek jeszcze nie jest zły ` całkiem dobry riff! Czar pryska, gdy wchodzi wokal. No miałby chłop trochę wstydu i zatrudnił jakiegoś sesyjnego wokalistę. Poziom kompozycji to jest jakiś mało śmieszny, kiepski żart. Co z tego, że riffy dają radę, skoro motywy są tak bez sensu poskładane z tak karykaturalnymi przejściami! Co to w ogóle ma być. Jezu`Ś jakieś sample z dupy wzięte, jakieś pauzy w ogóle nie w takcie, produkcja robiona chyba za pomocą snopowiązałki`Ś tu po prostu leży absolutnie WSZYSTKO poza samymi gitarami. O ile pan Barth naprawdę traktuje ten ekhm, `zespół` serio (bo ja już momentami nie jestem pewny czy to nie jest jakiś wyrafinowany trolling) to apeluje o znalezienie pełnego, stałego składu. Bo na gitarze pan La Picard potrafi grać. Nie potrafi natomiast komponować, śpiewać, miksować i aranżować (oraz kręcić filmów) ` a niestety to robi. Cóż, w dzisiejszych czasach łatwo nagrać płytę. Może nawet zbyt łatwo`Ś mam wrażenie, że taka muzyka powstaje w taki sposób, że przychodzi facet z roboty i myśli sobie `a zrobię sobie kawałek`. Nie ma w tym nic złego, póki nie pcha się wszędzie z taką twórczością promując ją jako bóg wie co. To jest plucie w twarz normalnie działającym, koncertującym i nagrywającym kapelom! Tutaj NAJLEPSZE momenty (początek `Posthumous Coronation`) są na takim poziomie, że może by się załapały na jakąś demówkę przeciętnej kapeli 15 lat temu. A tutaj mamy przecież do czynienia z rzekomo profesjonalną płytą. Wspomniałem o kawałku `Posthumous Coronation`. Mamy tam fajny początek i refren, ale to co jest w środku to jest po postu jakaś magia. Motywy każdy z innej parafii wstawione chyba w losowej kolejności a połączone`Ś co ja piszę ` one w ogóle nie są połączone. Jakieś plusy? Utwór `Faithful avenger till the remainder` ` chyba jedyny sprawiający wrażenie przemyślanego: agresywna jazda z dobrym zwolnieniem, nawet wokal tutaj nie razi. Ale i tak to nie jest nic wybitnego, raczej dolne rejony klasy średniej. Ale przynajmniej zespół darował sobie w nim `zabiegi aranżacyjne` i jakoś da się tego słuchać. Ogólnie pod koniec panowie jakby idą po rozum do głowy i zaczynają grać jakoś po ludzku. Oczywiście to jest poziom powiedzmy 4,5/10, ale po wrażeniach z pierwszej części albumu jawią się te końcowe utwory całkiem znośnymi. No, w ostatnim numerze panowie znów wracają do `formy` spokojny wstęp tak koślawo przechodzi w mocny fragment że uszy bolą. Dodatkowo mamy tu jakieś mówione słowa zrobione chyba za pomocą syntezatora mowy`Ś co z tego, że utwór ma fajny refren, skoro ten początek oraz brzmienie stopy skutecznie psują te zalążki przyjemności, które słuchacz mógłby mieć przy obcowaniu z tym `dziełem`. Nie lubię jeździć po kapelach. Zawsze staram się wyszukiwać jakichś plusów, może tutaj na siłę tez takowe dałoby się znaleźć, ale nie popadajmy w paranoje: to nie jest demówka kapeli założonej przez piętnastolatków trzy miesiące temu, tylko normalnie wydany album za którym stoi człowiek chwalący się dwudziestoletnim stażem na scenie! Od kogoś takiego można wymagać czegoś więcej niż półgodzinny materiał, który nie wytrzymuje porównania z żadnym heavy metalowym nagraniem wydanym w Polsce w ciągu ostatniej dekady (jak nie więcej`Ś). Radziłbym panom z Grimlord posiedzieć trochę na salce, spiąć poślady i pod okiem jakiegokolwiek producenta znającego się na rzeczy zrobić jakąś porządną demówkę czy EPkę zamiast napierdalać pełnowymiarowymi wydawnictwami, kręcić żenujące filmy czy robić wywiady samemu ze sobą za pomocą syntezatora `Ivona` ` bo jakiś tam potencjał w tym siedzi. Tyle, że głęboko ukryty. Cóż, pamiętajcie o jednym: żeby was szatan bronił przed wydaniem jakichkolwiek pieniędzy na ten materiał. Nie daję najniższej noty, bo takową rezerwuje sobie dla kompletnie amuzycznych wykwitów z kręgu black metalu (bo niestety są takowe), ale nie jestem w stanie nikomu polecić tej płyty. Sorry.
Lista utworłó
1. V- Column
2. Mass Delusions & Hysterias
3. Prolegomena
4. Posthumous Coronation
5. King is Dead
6. Dead Bodies Don`t Swim
7. Faithful Avenger Till The Remainder
8. March Again
9. Superconscious
10. Widerstand 17
Ocena: +2/10
