Emipire Invasion 2004 – Katowice
(9 czerwca 2004, napisał: )
Data wydarzenia: 9 czerwca 2004
FATMAN: Mariusz Kmiołek nie ustaje w atakowaniu nas ze wszystkich stron muzyczną ekstremą. Tym razem również uraczeni zostaliśmy całkiem pokaźną ilością ekstremalnych dźwięków na wysokim poziomie. Zestaw tegorocznej edycji Invasion Tour szczególnie mi pasował, bo praktycznie każda z kapel wydała całkiem udany album.
Po małej obsuwie pierwszy zainstalował się Shadows Land. Mimo, że bardzo lubię chłopaków to niestety o ich występie nie mogę powiedzieć nic dobrego. Zostali potraktowani jako przysłowiowe mięso armatnie. Byli źle nagłośnieni, mieli za mało czasu, a ich techniczne łamańce obserwowała tylko garstka widzów. Po jakiś trzydziestu minutach panowie zeszli ze sceny.
Prezes: Zgadzam się z FATMANem, nagłośnienie było całkowicie do dupy. Przy tak trudnej i skomplikowanej muzyce, jaką grają panowie z Shadows Land bardzo wiele zależy od nagłośnieniowca. Podejrzewam, że większość ze słuchających ten występ ludzi słyszała tylko niezrozumiałą zbitkę dźwięków… a szkoda. Bardzo chciałem zobaczyć jak ten materiał brzmi na żywo. Niestety udało się to tylko połowicznie.
Godzine po Shadows Land na scenie ku uciesze fanów zainstalował się Sceptic. Ekipa Hiro zagrała chyba najlepiej nagłośniony koncert, jaki słyszałem w Mega Clubie. Wszystko chodziło perfekcyjnie, basy nie robiły nikomu dziury w głowie. Inna sprawa, że muzyka krakowian dzięki swojej strukturze mogła tak zabrzmieć. Fani jedli grupie z ręki, a ta odwdzięczała się im dając z siebie wszystko. Perfekcyjnie odegrała m.in.: „Unbeliever’s Script”, „Illusion Possessor”, „Spiritually Tormented” czy „Pathetic Being”. Na deser fani otrzymali jeszcze niespodziankę w postaci coveru Death – „One By One”. Sądzać po reakcji publiki nie tylko ja zostałem zmiażdżony.
Sceptycy zagrali po prostu świetnie. Nagłośnienie było już o niebo lepsze a muzycy dawali z siebie wszystko. W szczególności podobał mi się moment w którym naszego słynnego biegacza za mikrofonem zmieniła pani z zespołu Totem. Głos ma po prostu niesamowity i chyba nie tylko na mnie zrobiła ogromne wrażenie.
Leżąc rozbity przez Sceptic cały czas się zastanawiałem czy Trauma będzie w stanie pokazać, kto tu rządzi? Była! Chudy już okrzepł, nabrał doświadczenia i ku radości maniaków poprowadził ten okrutny buldożer do zniszczenia Mega Clubu. Oj cóż to był za występ. Oczywiście set oparty był na materiale z wyśmienitej „Imperfect Like God”, ale miejsce dla klasyków w rodzaju „Dust” też się znalazło. Szkoda tylko, że nie dane nam było usłyszeć coveru Slayer, którym grupa zwykła kończyć swoje występy.
Trauma jak to Trauma – musiała zmiażdżyć! Innego wyjścia po tak świetnym koncercie Sceptic po prostu nie mieli.
No i wreszcie przyszedł czas na headlinera – Dies Irae. Jak można się było spodziewać staży wyjadacze pokazali jak się gra, ale jednak nie umiem oprzeć się wrażeniu, że koncert był bezbarwny. Już, kiedy pierwsze emocje opadły spocząłem spokojnie z browarem na tyle klubu i nie widziałem nic, co by mnie zaskoczyło. Nawet trochę sobie poziewałem, co rzadko zdarza się na tego typu koncertach. Na pewno jednak ta ewakuacja na tyły za dużo mi nie dała. Liczyłem, że przynajmniej będę mógł w spokoju posłuchać nowych kawałków z nowego albumu Dies Irea, którego nie dane mi było usłyszeć. Nic mylnego. Pan akustyk chyba uparł się by na siłę pokazać, kto tu jest gwiazdą i podciągnął wszystkie gałki na full. Efekt tego był taki, że słuchanie koncertu po prostu powodowało ból.
Dies Irae… to na co najbardziej czekałem. Chciałem na własne uszy przekonać się jak brzmią na żywo kawałki z nowej płyty. Niestety tym razem pan techniczny również się nie popisał. Muszę przyznać że nowe utwory lepiej brzmiały w wersji studyjnej (miałem już wtedy nową płytę, więc znałem nowe kawałki). Nie twierdzę jednak, że zagrali źle – przeciwnie! Zagrali bardzo dobry koncert (w końcu to "all star":)) tyle że był on po prostu źle nagłośniony. Oprócz nowych kawałków nie mogło też zabraknąć starych killerów pokroju Lion Of Knowledge czy Zohak.
Dwa fenomenalne i dwa złe występy. Gdyby nie Sceptic i Trauma ta edycja objazdowego cyrku mogłaby być naprawdę mizerna, a tak była tylko przeciętna.
… a ja twierdzę że nie było aż tak źle! Cieszę się że ruszyłem tamtego wieczora dupsko z domu i nie żałuję ani jednej wydanej na ten koncert złotówki.
FATMAN & Prezes
