Metallica
(31 maja 2004, napisał: Prezes)
Data wydarzenia: 31 maja 2004
Na ten koncert czekałem bardzo długo. Nigdy nie ukrywałem swojej maniakalnej wręcz sympatii do Czterech Jeźdźców z San Francisco więc perspektywa zobaczenia Ich (Czworo?:P) na żywo przepełniała mnie niezdrowym podnieceniem. 31 maja stawiłem się więc razem z kilkudziesięcioma tysiącami innych maniaków w Chorzowie na Stadionie Śląskim.
Jeżeli chodzi o zaplecze organizacyjne… tylko 2 otwarte bramy z dostępnych 7… no cóż było trochę tłoku ale ci którzy regularnie jeżdżą na takie imprezy jak np. Metalmania są już do takich przekrętów przyzwyczajeni. Za mało stoisk z żarciem i piciem – znowu gigantyczne kolejki… ale w końcu nie przyjechałem tu jeść tylko słuchać muzyki!
Jako pierwszy na scenie miał pojawić się nasz rodzimy Vader. I tutaj niemałe zaskoczenie: koncert rozpoczyna się w miarę punktualnie! Peter i spółka jak zwykle dali świetny koncert. Niestety dostali jedynie ok. 30 minut, ale taka już dola pierwszego supportu. Nagłośnienie było trochę "nie-teges", z trudnością dało się wyłapać gitarę Petera. Zagrali kilka starych utworków, kilka nowych, podziękowali za ciepłe przyjęcie, zakończyli "Carnal" i zeszli ze sceny… Przyszedł czas na uzupełnienie płynów (niestety nie złocistych, wiadomo – prohibicja) i krótki odpoczynek przed kolejnym supportem. A było nim odkrycie ostatnich lat – amerykański Slipknot. Dziewięciu panów w (nowych) maskach wyskoczyło na scenę aby przez godzinę rozgrzewać publikę. Jak na mój gust to wyszło im całkiem nieźle… Jedni grali, inni biegali po scenie, miotali się, skakali, wymachiwali kijami baseballowymi i robili różne inne dziwne rzeczy – jednym słowem standardowy koncert Slipa;) Jako że dosłownie kilka dni temu wydali oni swój najnowszy album nie mogło zabraknąć nowych utworów: "Duality", "Pulse of the Maggots" i "The Blister Exists" podczas którego chłopcy użyli aż trzech werbli… był jeszcze chyba jeden nowy kawałek ale tytułu nie znam. Reszta to killery z poprzednich
płyt amerykanów: "The Heretic Anthem", "People = Shit", "Spit It Out", odśpiewany przez dużą część publiczności "Wait and Bleed" i jeszcze kilka innych utworków. Nie mogło oczywiście zabraknąć tradycyjnego "Jump da fuckup!" – ci którzy znają Slipa wiedzą o co chodzi;). Atmosfera była bardzo dobra, pod sceną uformowały się niemałe kotły, więc publika była już gotowa na danie główne wieczoru…
Na kilka minut przed godziną 21 Stadion Śląski pogrążył się w ciemnościach, na czterech ogromnych telebimach pojawiły się fragmenty filmu a z głośników dobiegały dźwięki "The Ecstasy Of Gold"… po chwili wszyscy słyszeliśmy już intro rozpoczynające "Blackened". Minęło znowu kilka sekund i na scenie pojawili się Oni… METALLICA!!!
Coś niesamowitego! Idealne brzmienie, fantastyczne światła i cztery ogromne telebimy na których mogliśmy dojrzeć najmniejszy grymas twarzy muzyków. Tłum oszalał! Ja zresztą też. Od pierwszych minut widać było, że panowie z Bay Area są w doskonałej formie. Wykonanie takich klasyków jak "The Four Horsemen" czy "Creeping Death" zdawało się tylko to potwierdzać. Niesamowite wrażenie potęgowały jeszcze świetnie dobrane efekty pirotechniczne. Podczas takiego "Fuel" na przykład, stojąc 10 m od sceny, czułem na twarzy potworny żar bijący ze słupów ognia buchających ze sceny. W trakcie trwania jednego z utworów mieliśmy nawet mały pokaz sztucznych ogni. Tradycyjnie już utwór "One" poprzedzony był serią wybuchów i rozbłysków, co również robiło ogromne wrażenie.
Kolejnym niesamowitym przeżyciem był utwór "Fade To Black". Odwracając się plecami do sceny zobaczyłem Stadion Śląski calutki skąpany w świetle płomieni zapalniczek… ciarki człowieka przechodziły!
Setlista była bardzo zróżnicowana: od utworów z Kill`em All po najnowsze dokonania Wielkiego M. Swoją drogą to wszyscy "fani starej Metallicy" tak psioczą na nowy album a sam widziałem obok siebie gościa z naszywkami Mayhem, Satyricon i Darkthrone, który razem z Hetfieldem odśpiewał calutki tekst do "Frantic"… na uwagę zasługuje także fakt, iż chłopcy zagrali znany jedynie z koncertowego "S&M" utwór "No Leaf Clover". Nie mogło oczywiście zabraknąć Masterki, której publiczność domagała się już w połowie koncertu. Została on zagrana podczas pierwszego bisu a bardzo zmęczeni już wtedy fani zdołali jeszcze odnaleźć w sobie resztki sił by rozpętać pod sceną istne piekło.
Podczas drugiego bisu poleciały bardzo rzadko grany na koncertach "Dyers Eve" i śpiewany przez wszystkich "Seek And Destroy". Po tych utworach James, Lars, Kirk i Rob jeszcze długo nie schodzili ze sceny, dziękowali publiczności (Kirk: "Na zdrowie!"), rzucali piórkami i obiecywali wrócić niedługo. Po kilku minutach zeszli ze sceny by więcej już się nie pojawić…
I tak długo oczekiwany koncert przeszedł do historii. Należy mieć nadzieję, że nie będziemy musieli czekać kolejnych pięciu lat żeby takie wydarzenie powtórzyło się na naszej, polskiej ziemi. Wszyscy którzy nie byli a mieli taką okazję niech żałują bo na prawdę jest czego żałować. Że co… że niby 100 zł to dużo za taki koncert?! Gówno prawda!
METALLICA NA TRON!!!
