Grind Tour de Pologne III
(18 października 2003, napisał: Metanol)
Data wydarzenia: 18 października 2003
Drugi koncert grindowy w "ekskluzywnym" klubie Pączkarnia, nad którego wrotami napisane jest: "jebać punki". Gig zorganizowany dużo lepiej od poprzedniego, chociaż dosyć sporej obsuwy i jednoczących spotkań z dresami nie udało się uniknąć. O wygodach w klubie nie będę się rozpisywał powiem tylko, że jeżeli nie masz 190 cm wzrostu albo nie stoisz w pierwszym rzędzie to prawie nic nie widzisz – czyli masz takie same wrażenia jak grupa zaprawionych w bojach alkoholowych, czarno ubranych młodzieńców, którzy zostali na zewnątrz, pijąc różne środki działające leczniczo na pęcherz, tudzież różne produkty owocowe i nie wspomogli polskiej sceny grindowej trzynastoma złotymi….Nie ładnie panowie! Wewnątrz można było kupić kasety, płytki, naszywki, koszulki, ziny wszystko undergroudowe i tanie.(sama "Pączkarnia"to piwnica…tania pewnie)
Jako pierwszy na scenę wpakował się Death Metalowy Abysal z pewnego miasta "gdzie swój marny żywot zakończył niefortunnym spadkiem z tamy pewien "czarny" męczennik" jak sami ładnie to określili. Ich strona, demówki(wydali ich całe 2) mają diabelski charakter. Niestety nie zagrali, a nawet nie wyglądali tak jakby Wujek Szatan by chciał. Może wina brzmienia… ale zawsze. Utwory niezbyt od siebie się różniły, bo w sumie w klasycznym Death Metalu nie wiele już chyba mogą młode zespoły pokazać. Choć tak wogóle to niektórzy członkowie zespołu młodzi niewątpliwie nie są. Zauważyłem bardzo wyraźną inspirację w grze pałkera, grą Dave Lombardo, ale to tylko moja opinia. Na pocieszenie napisze, że machali kaczanami, co u następnych zespołów nie czyniła tego prawie wcale (to z powodu braku herów).
Następnie wkroczył na scenę zespół Toxic Bonkers. To co zaprezentowali to miks grinda, hc i death, z przewagą tych pierwszych. Zagrali dosyć urozmaicony, żywiołowy, porywający ludzi do pogo set, który moim zdaniem był ciut przydługi. Jednakże muzyka, jaką zagrali cieszyła się dużo lepszym przyjęciem niż poprzedników. Bardzo zaskoczył mnie wokalista, bardzo niepozorny, a darł ryje wespół z basmanem w dobrym tradycyjnym dla miksu grinda z hc stylu.
Po nich dłuższa przerwa, podczas której członkowie Toxic Bonkers wprowadzili do "Pączkarni" bardzo miły zapach. Mianowicie koili zmęczony po koncercie organizm za pomocą "specjalnych ziółek" z Indii lub Holandii. W tym czasie gwiazda światowego formatu, która znalazła się w lubelskiej piwnicy, czyli Dead Infection ustawiała sprzęt.
Białostoczczanie przyjechali we trzech. Nie za bardzo się interesuje tym zespołem, ale wydaje mi się, że to jakiś okrojony line-up, czyli: Jaro – wokal, Cyjan – perka i Huzar – gitara. Czegoś brakuje nie? Ci trzej panowie nie mieli problemów z rozkręceniem publiki, mimo braku basu (no bo po co bas w rozkręcaniu publiki – wystarczy śrubkręt…). Zagrali oni z tego co się zorientowałem około 50! kawałków. Jaro wprowadził bardzo rodzinną atmosferę – dając podrzeć ryja niejakiemu Szakalowi, w zamian za co tenże cały czas upominał wokalistę o uzupełnianie płynów Perłą, której właścicielem był autochton. Jaro jest doskonałym szołmenem i całkowicie zdobył ludzi tekstami typu: "jebać Turków" czy "wszyscy jesteśmy Polakami". Mieszkańcy Koźlego Grodu nie poznali się na jego specyficznym humorze i gdy ten powiedział, że to już koniec większość ludzi poczęła wychodzić… żebyście zobaczyli minę organizatora, który zaczął krzyczeć, że to tylko żart, oni grają dalej! Bardzo też zaciekawili mnie ludzie z mojego miasta – nagle albo wszyscy byli w koszulkach wyżej wyminionych albo w garniakach i jesionkach – grind conecting people.
I tym miłym akcentem kończę opóźnioną relację z trzeciej, niezwykle udanej edycji Grind Tour de Pologne.
