Arstíðir lífsins – Vápna lækjar eldr
(22 listopada 2012, napisał: Paweł Denys)

A to ci dopiero nazwa zespołu i tytuł płyty! Nie zapowiadało się za dobrze i jak się okazało to prawda. Ja nie jestem odpowiednią osobą, która powinna dostawać takie materiały do recenzji. Raz, że nie jestem tego w stanie wysłuchać do końca, a dwa to nie bardzo lubię słuchać muzyki przez salwy śmiechu. Ja doprawdy nie wiem, jak mocno trzeba być zaślepionym przekonaniem o własnej świetności, żeby grać takie rzeczy. O zgrozo, ten materiał do tego trwa 77 (słownie: siedemdziesiąt siedem) minut! Olbrzymia porcja muzyki (czy aby na pewno?), której odechciewa się słuchać już po kilku minutach. Jeszcze początek może sugerować, że to będzie jakieś epickie dzieło. Nic jednak z tego, bo ktoś tu ewidentnie przegiął z nagromadzeniem pomysłów, które pasują do siebie jak świni siodło. Ta płyta, o niemożliwym do wymówienia tytule, to wprost idealny przykład jak nie należy łączyć muzyki „black” metalowej i folkowej. Wszelkie bolączki zostały tutaj ujawnione w sile, która ani razu nie pozwoliła mi wysłuchać tego „cacka” za jednym razem. Wszystko, podkreślam wszystko, trąci tu wprost elementarną wiochą. Może w dalekiej Islandii takie granie się przebija do świadomości słuchacza, ale coś czuję, że w naszym pięknym kraju odzew na muzykę Arstidir Lifsins będzie żaden. Ĺťeby była jasność, wcale mnie taki obrót spraw nie zdziwi. Ta płyta to jedna z najgorszych rzeczy jakie do tej pory było dane mi słuchać. Porażka na całego.
Lista utworów:
1. Friggjar faðmbyggvir er mér falinn
2. Frá þögn Rauma grund hefr þessi ætt komit
3. Ek sé framtíð í ísa broti
4. Blóð-Þorsteinn eystri
5. Gylðis kind hefr aldri dvalisk á einum stað
6. Samkoma um sumar var sett á Þingeyri
7. Mjök erum tregt tungu
8. Svo lengi sem Surts ætt ok ásmegir aðhafask
9. Fjörbann var mér alltaf við hlið
Ocena: 2/10
