Punk Rock Later
(13 grudnia 2003, napisał: FATMAN)
Data wydarzenia: 13 grudnia 2003

Mimo perturbacji natury osobistej trzynastego grudnia 2003 udało mi się stawić pod katowickim Spodkiem by wziąć udział w największym punkowym festiwalu w Polsce. Punk Rock Later bo o nim mowa rozpoczął się punktualnie o godzinie szesnastej. Otwieraczem była już kultowa Moskwa. Niestety w związku z wielkim tłokiem pod szatnią nie byłem w stanie zobaczyć ich występu. Miło było zauważyć, że organizator pomyślał i wystawił przed wejściem barierki przez co ludzie nie tratowali się jak świnie jak to miało miejsce na Metalmanii 2003 czy Mystic 2002. Jednak z drugiej strony mógł jednak powiększyć liczebność obsługi szatni, gdyż ta garstka ludzi była ilością zdecydowanie za małą jak na taki tłum. Skoro jesteśmy przy frekwencji to szczęka mi opadła. Spodek był prawie pełen. Brawo! Czyżby ludzie znów zaczęli chodzić na koncerty?
Wróćmy może jednak do występów poszczególnych zespołów. Kiedy wreszcie dotarłem pod scenę kończył się set T.Love Alternative. Cóż Muniek Staszczyk z kolegami zagrali stare kawałki, które balansowały na krawędzi popu i rocka. Mnie osobiście nie zachwycili, ale publice podobało się. Następnie po bardzo krótkiej przerwie zainstalowali się pijacy z KSU i od pierwszych dźwięków porwali publikę. Przyznam się, że do PRL byłem przygotowany słabo, gdyż specjalnie nie gustuję w takim graniu, ale to co usłyszałem zdecydowanie zmieniło mój pogląd o punk’u. KSU zagrali z takim wykopem, że aż mi szczęka opadła. Zaczęli od przeróbki chyba wszystkim dobrze znanego tematu z „Czterech Pancernych”, no i oczywiście nie zapomnieli o chóralnym odśpiewaniu z publiką „Jabol Punk”. Muzyka zespołu bardzo mi się spodobała, ale jak może być inaczej, gdy ktoś gra tak przebojową i dobrze wyważoną mieszankę punku i thrashu. W secie KSU pojawił się nawet jakiś nowy kawałek. Publika nie została dłużna i cały czas brała aktywny udział w ich występie i jeszcze długo po jego zakończeniu dało się usłyszeć skandowanie nazwy KSU. Przed Dezerterem niektórzy zaczęli skandować hasła mówiące o tym, że się sprzedali. Jednak bardzo dobrze uciszył ich jeden z konferansjerów (beznadziejnych zresztą), który zapytał się „kto nie ma pracy?”. Z płyty posypało się dość głośne „Jaaaa”. Na co nasz milusiński ubrany w obrzydliwy żółty komplecik dżinsowy odpowiedział do swego kompana: „widzisz oni się nie sprzedali”. Po tym stwierdzeniu tych paru „prawdziwych” ucichło. Dezerter wyszedł na scenę i od razu zaczął wszystkich torturować swoimi bardzo szybkimi walcami. Wcześniej już pisałem, że dobrze nie byłem przygotowany do koncertu, więc tytułów nie wymienię. Jednak Robert Matera stwierdził, że będą grać starsze kawałki. Pamiętam jednak, że zagrali „Zapytaj Policjanta”. Następna w kolejce była Armia. Jako, że ja będący czarną owcą w rodzinie z powodu rzadkiego chodzenia do instytucji zwanej Kościołem nie mogłem jakoś ustawić się na ich koncert mentalnie i opuściłem salę. Po uzupełnieniu płynów stwierdziłem, że jednak można by zobaczyć ekipę Tomasza Budzyńskiego w akcji. Nie po raz pierwszy tego wieczora dostałem obuchem w łeb. Czy to jest punk??? Nie!!! Jak na moje ucho Armia grała mieszankę rocka, hardcore’a, thrash’u z odrobiną punka. Mimo, iż teksty dalej mnie nie przekonywały to kreacja sceniczna popularnego Budzego zdecydowanie zwaliła mnie z nóg. Te ruchu rękami i pozy, które niesamowicie współgrały z muzyką. Zresztą sam strój, a konkretnie ta przewrotna czapka błazna. Widać było, że jest prawdziwym frontmanem i świetnie panuje nad tłumem. Niestety po moim pojawieniu się na płycie zespół zagrał jeżeli mnie pamięć nie myli: „Jeżeli”, „Niezwyciężony”, „Trzy Bajki” i oczywiście na pożegnanie „Niewidzialną Armię” po czym znikł ze sceny. Rzeczą wartą odnotowania jest to, iż na bodajże waltorni wspomagał ich muzyk, który udziela się również w moim kochanym Kulcie. Jednak udało mi się dostać w sam środeczek płyty i stanąć pod barierką na występ zespołu, który nie tylko moim zdaniem zasługuje na tytuł gwiazdy wieczora. Kult, bo o nim mowa rozpoczął nie „Barankiem” jak to zwykle czynił, a „Polską”. Nie trudno sobie wyobrazić co działo się na płycie. Z gąszczu utworów, które zagrali wyłowiłem jeszcze „Baranka”, „Piosenkę Młodych Wioślarzy” czy wieńczącą ten półtora godzinny show „Czarne Słońca”. Kult dostosował się do klimatu festiwalu i zagrał głównie starszy i mniej znany materiał przez co wierni fani na pewno byli usatysfakcjonowani. Trochę szkoda bo np. „Dziewczyna Bez Zęba Na Przedzie” czy „Brooklynśka Rada Żydów” należą do moich faworytów. Na koniec została jeszcze tylko Brygada Kryzys. Zniechęcony relacją Ancient’a na temat ich występu w Bolkowie wyszedłem z sali i dałem nura tylko na 10 min i muszę stwierdzić, że fajna muzyka to, to może jest, ale jakoś nie chwyta mnie za serce.
Około północy wyszedłem ze Spodka i powolnym krokiem udałem się do domu. Sądzę, że na PRL warto było przyjść, gdyż 33 PLN za taka masę dobrej muzyki nie jest wygórowaną ceną.
