Tides From Nebula, Butterfly Trajectory – Blue Note, Poznań
(21 maja 2012, napisał: Paweł Denys)
Data wydarzenia: 21 maja 2012

Idąc na koncert Tides From Nebula z jednej strony czułem podniecenie, a z drugiej miałem obawy o frekwencję, bo akurat w tym czasie w Poznaniu mieliśmy doroczne święto studentów, które jakoś specjalnie mnie nie pociąga, ale mogło skutecznie wpłynąć na frekwencyjny poziom koncertu. O poziom muzyczny, przynajmniej w odniesieniu do gwiazdy wieczoru, się nie obawiałem. Wejście do klubu nie sprawiło żadnego problemu, gdyż biletów było jeszcze całkiem sporo, i jak się okazało nie tylko ja zdecydowałem się na zakupienie biletu w dniu koncertu. Koncert o 19:00 rozpoczął zespół Butterfly Trajectory, który wciąż promuje swoją debiutancką ep-kę. Brzmienie całkiem ok, ale niestety ludzi tyle co kot napłakał. Na parkiecie stało może ze 30 osób, reszta pochowała się na balkonach. Chociaż tych na balkonach też nie było za wielu. Nie zraziło to jednak muzyków BT, którzy od razu zabrali się solidnie do roboty. Całkiem dobrze im to wyszło. Trzeba też przyznać, że muzyka zespołu zdecydowanie lepiej wypada na żywo chociaż o jakimś oszałamiającym poziomie nie może tu być mowy. Solidnie i nic więcej. Jako otwieracz BT sprawdza się dobrze i taką rolę dla nich przewiduję w najbliższej przyszłości. Czas przeznaczony na koncert supportu minął bardzo szybko, a sam zespół zebrał spore brawa od bardzo nielicznej publiczności. Mam tylko jedno małe ale do samego zespołu. Panowie, w Waszej muzyce sporo jest fragmentów metalowych, żeby nie powiedzieć, że wręcz death metalowych, a Wy na scenie stoicie jak kołki. Odnosi się to w szczególności do basisty, który czasami mógłby zamieść scenę zamiast stać jak kołek. Sceniczny ruch macie zdecydowanie do poprawy. Muzycznie było ok ( dużo lepiej niż na płycie, która np. mnie, wcale nie zachwyciła), ale prezentacja sceniczna jest nijaka. Po krótkim występie BT przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Przygotowania do koncertu Tides From Nebula nie trwały zbyt długo i ok. 20:00 czwórka magików pojawiła się na scenie. W międzyczasie frekwencja zdecydowanie wzrosła i moje obawy, z tym związane, zniknęły. To co działo się przez następne półtora godziny można określić jedynie jednym słowem: magia! TFN swoimi dźwiękami zaczarowała wszystkich, wywołała niepowtarzalne emocje i sprawiła, że każdy obecny ka koncercie przeżywał to, co leciało ze sceny całym ciałem. Sam koncert składał się z kawałków z "Aury", która w wersji poprawionej pojawiła się niedawno na rynku, i materiału z "Earthshine". Muszę przyznać, że muzyka zespołu w scenicznej oprawie sprawdza się doskonale. Do jej odbioru na pewno przyczynia się zachowanie muzyków na scenie. Otóż nikt nie stoi w miejscu ( poza perkusistą rzecz jasna), panowie każdy dźwięk przeżywają, tak jakby to miał być ich ostatni koncert. Generują w ten sposób niesamowitą energię, która udziela się widzom. Punktem kulminacyjnym dla mnie było wykonanie "The Fall of Leviathan", który w wersji z płyty poraża, ale na żywo czyni to z jeszcze większą mocą. TFN zaprezentowała również jeden nowy kawałek, który został przyjęty równie entuzjastycznie, co kawałki już znane z płyt. Dziewięćdziesiąt minut minęło bardzo szybko i aż żal było wychodzić z klubu, bo chciałoby się zdecydowanie dłuższego show. Podsumowując warto było tego dnia stawić się w klubie Blue Note, aby dać się naładować niesamowitą energią. Jeśli nie byliście jeszcze na koncercie Tides From Nebula, a będziecie mieli okazję, to walcie jak w dym. Zawodu nie będzie!
