Ozzy Osbourne – Live At The Budokan
(7 grudnia 2004, napisał: FATMAN)
Pierwsze DVD Ozzy’ego to raczej nie jest. Lecz jednak trzeba przyznać, że jest najświeższe i z wydanym już ze 10 lat temu „Live & Loud” trudno je porównywać.
Po pierwsze tamten koncert odbywał się na wielkim stadionie, a w Japonii mamy do czynienia ze średniej wielkości halą. Po za tym różnica repertuarowa jest znaczna. Na krążku możemy znaleźć „Suicide Solution” oraz około dziesięciominutowy pokaz umiejętności Zakk’a, który niestety nie znajduje się w wersji audio tego wydawnictwa. Bonusy prezentują się standardowo. Dostajemy dyskografię, krótki film zza sceny. Dźwięk prezentuje się świetnie, ale co się dziwić, gdy jest w standardzie Dolby Digital 5.1. Obraz jest wyśmienitej jakości. Częsta zmiana ujęcia kamery sprawia, że nie można czuć nudy ani przez chwilę. Razi jednak olbrzymia schematyczność i brak polotu w rozmieszeniu kamer. Gdyby tak jedną umieści na gryfie gitary Wylde’a… to było by coś!!! Tak jest tylko poprawnie. Jednak samo techniczne przedstawienie całości to nie wszystko. „Live At The Budokan” paradoksalnie brakuje atmosfery koncertu. Wiem, że co do występów na żywo to Japończycy raczej wolą słuchać muzyki niż brać w nich aktywny udział, ale jednak, gdy po raz kolejny Osbourne wykrzykuje: „You are fuckin’ crazy!!!” to mam wrażenie, iż z nich po prostu kpi. W Japonii na pewno jest świetny sprzęt, ale do cholery w graniu na żywo chodzi chyba o tę energię, tą dozę szaleństwa. Tego niestety na tym wydawnictwie jest jak na lekarstwo. Widać, że muzycy świetnie się razem czują i bawią, ale publika wypada słabiutko. Gdy myślę o publice na Ozzfest w Katowicach to aż mnie cholera bierze. W Polsce jest dobre studio na Krzemionkach. Zapraszamy panie Osbourne!
Reasumując. Od strony technicznej wszystko jest całkiem dobre, tylko brak tu atmosfery koncertu, za którą głównie odpowiedzialna jest publika. Ozzy zawsze miał u mnie fory, więc ocenę trochę naciągam.
Ocena: -8/10
