Blaze Of Perdition – The Hierophant
(9 stycznia 2012, napisał: Paweł Denys)
Polska scena black metalowa nigdy nie była jakoś szczególnie silna. Oczywiście zespołów było/jest sporo, ale ich poziom niestety nigdy nie był za wysoki. Zawsze czegoś brakowało, aby z zespołów lokalnych stać się kapelami na europejską miarę. Czasami jednak trafia się perełka, która przysłania wszelkie niedostatki danej sceny i zapędza w kozi róg wszelkich nieudaczników, pokazując im jednocześnie, jak miałka jest ich twórczość. Takim zespołem na polskiej scenie black metalowej jest bez wątpienia Blaze of Perdition. Zespół, który już za sprawą swojej debiutanckiej płyty narobił sporego szumu pokazując, że i w Polsce można tworzyć rzeczy znakomite. Teraz kiedy słucham drugiego pełnego albumu tej hordy wiem, że „Towards the Blaze of Perdition” był tylko przedsmakiem tego, czego można po BoP oczekiwać. Debiutancki album mimo, iż był naprawdę udany to blednie przy tym co zawiera w sobie „The Hierophant”. Na początek poszatkuje nasze uszy brzmienie, które ostatecznego kształtu nabrało w Necromorbus i słychać, że zajmowali się tym albumem nie lada fachowcy od black metalu. Album brzmi idealnie, jak na owy gatunek metalu. Słychać wszystko, a do tego dźwięki zabijają już od pierwszych sekund. Obskurny, ociekający krwią dźwięk, który pozwala wyłapać wszystko to, co najlepsze na „The Hierophant”. Duży plus dla zespołu, który za nic ma jakieś ideologie i nie nagrywa kupy tylko niemiłosiernie kopiący album, który niektórych prawdziwków zabije już w pierwszej sekundzie. Kolejna rzecz, która podnosi potężnie wartość tego albumu to jakość samych kompozycji. Słychać, że muzycy tworzący BoP sroce spod ogona nie wypadli, słychać że poważnie podchodzą do swojej twórczości. Dysponując niebanalnymi umiejętnościami, nie boją się robić z nich użytku. Tworzą kompozycje kapitalnie kopiące dupsko, wciągające, które nie opierają się na jednym motywie granym chuj wie ile czasu, ale zwyczajnie ładują w swoje utwory całą masę kapitalnych riffów, dobrych melodyjnych partii, które nie są słodkie, a także czasami trafi się jakieś solo. Samą pracą gitar BoP może przyprawić o dreszcze niejednego adepta black metalowego rzemiosła. Wielka robota została wykonana przez muzyków w tym temacie. Chwała im za to. Jeśli dodamy do tego wszystkiego kapitalną grę perkusisty, który nie sadzi non stop blastów, ale zdecydowanie pakuję w utwory całą masę zagrywek, przy których łeb sam lata, a także opętańcze wokale to otrzymamy ideał. Rewolucji tu nie ma, ale nie ma też potrzeby aby ową rewolucję robić. Blaze of Perdition i tak grając wściekle tradycyjny black metal pokazuje, że owa muzyka nie potrzebuje błysku fleszy aby być diabelsko wciągająca, precyzyjna, cuchnąca siarką i opływająca krwią. Może i słychać tu wpływy Watain, ale mam to głęboko w dupie i będę miał dopóty dopóki BoP będzie nagrywało tak niemiłosiernie kopiące płyty. Szczerze mam głęboko gdzieś też to, czy zostanę posądzony o jakieś lizusostwo czy coś tam, ten album zwyczajnie mi się podoba i tyle. W kategorii album black metalowy A.S 2011 „The Hierophant” jest bezkonkurencyjny. Amen.
Lista utworów:
1. The Hierophant
2. Back to the Womb
3. Into the Hidden Light
4. Let There be Darkness
5. Gospel of the Serpent`s Kin
6. I am Thy Plague
7. The Tower of Loss
8. Speak of Me Not
9. The Grail of Transfiguration
Ocena: 9/10