Solar Dawn – Equinoctium
(5 grudnia 2004, napisał: FATMAN)
O tym, że nie należy oceniać ludzi po ich wyglądzie, a po wnętrzu to wiedzą chyba wszyscy. Prawdę tą można przenieść również na grunt muzyki. Recenzowana w tym tekście płyta zespołu Solar Dawn jest na to najlepszym przykładem.
Ładna okładka, całość nagrana w kultowym Abyss pod okiem Tommy’ego Tagtgrena. Gdzieś tam jeszcze jest wzmianka, że w jednej kompozycji solówkę dograł Peter Tagtgren. Na zdjęciu jeden z muzyków w koszulce The Haunted. Wszystko wygląda świetnie, ale niestety taki nie jest. Cóż od strony produkcji to płyta brzmi dobrze. Jednak poziom samych kompozycji jest bardzo niski. Rozumiem, że At The Gates czy In Flames to naprawdę świetne zespoły, ale ileż można je bezmyślnie kopiować. Partie perkusji są po prostu nudne i bezbarwne. To samo tyczy się basu. Gitary natomiast grają wtórne, nudne riffy, które jakby podbarwić trochę klawiszami mogłyby spokojnie robić za środek wymiotny w domowej apteczce. Wokal bardzo dobrze wpasował się w całość płyty. Jest po prostu do dupy. Christian albo dręczy nas pozbawionym siły growlem albo dla odmiany katuje nasze uszy mizerniutkim czystym wokalem.
Na świecie jest jeszcze za dużo dobrej muzyki, której nie słyszałem i nie mam zamiaru tracić czasu na obcowaniu z “Equinoctium”.
Lista utworóó
1. Deicidal Beliefs
2. Punished By Silence
3. Spellbinder
4. Deep In Mourning
5. Artistic Blasphemy
6. Vulturous Need
7. Broken-Winged
8. Autumns
Ocena: 1/10
