Hetzer znowu wali po jajcach. I to tym razem jeszcze skuteczniej, bo z całą mocą pełnowymiarowej płyty. Już poprzedni materiał demo niszczył tak, że pozostawały tylko zgliszcza, jednak ten album wypala wszystko do gołej ziemi. Pełne furii i nienawiści dźwięki już od pierwszych minut rozsadzają głośniki. Kanonada blastów i gęstych riffów sieje takie spustoszenie, jak nie przymierzając pewna amerykańska bombka w pewnym japońskim mieście pod koniec II wojny światowej. Wściekłość, nieokiełznana agresja i soniczna zagłada. Tak pokrótce przedstawia się zawartość „The Rise Of Abaddon”… Przyjemnie, co nie? Takiej śmiercionośnej jazdy z pewnością nie powstydziliby się nawet panowie z AngelCorpse (na krążku znalazł się cover tej kapeli, „When The Abyss Winds Return”, w którym wokalnie udziela się Warcrimer z Infernal War i Iperyt). Średnia długość kawałków nie przekracza trzech minut, jest więc krótko, zwięźle i bez zbędnego bawienia się w piękne aranże. Tylko zabijające intensywnością riffy i opętane świdrujące solówy, nic więcej! Niektóre z tych utworów pojawiły się już na wcześniejszym demie „Let’s Bow…”. Spośród nich szczególnie w pamięć zapadł mi, posiadający stosunkowo najwięcej wolnych partii na płycie, utwór „Paranormal Army”. Tak na moje ucho to pewnie będzie z tego murowany koncertowy hicior. Żeby nie było tak całkiem słodko to dodam tylko, że trochę lepsze mogłoby być brzmienie perki… Gdy do głosu dochodzą blaściki (czyli praktycznie przez jakieś 70% czasu trwania płyty) praktycznie nie słychać stóp. W żadnym wypadku nie zmienia to jednak faktu, że „The Rise Of Abaddon” zajebistą płyta jest i basta! Rzekłem…
Lista utworóó
1. Pandemonic Revelation
2. Don’t Protect The Weakness
3. Let’s Bow Abaddon… Before The Battle Against God
4. B-XVI
5. Butchery And Torment
6. Death Is Fucking War
7. Abaddon
8. Hetzer Attack
9. Paranormal Army
10. Messiah Arrival
11. Destruction
12. When The Abyss Winds Return (Angel Corpse cover)
13. Heaven In Black Flames
Ocena: -8/10