SCHEITAN – TRAVELLNING IN ANCIENT TIMES
(8 kwietnia 2025, napisał: Robert Serpent)

Muszę uderzyć się w pierś i to tak mocno, żeby zabolało. Fanem Scheitan nigdy nie byłem, a jedyny, incydentalny, kontakt z tym projektem miałem zaraz po wydaniu tegoż właśnie debiutu (1996 rok). Pamiętam, że utwór „Portals of Might” był zamieszczony na jednej z płyt dodawanych do któregoś z czasopism ukazujących się w tamtych latach (było ich kilka i nie jestem w stanie sobie przypomnieć o którym czasopiśmie mowa). Co ciekawe, wspomniany kawałek jest totalnie inny od pozostałych wchodzących w skład albumu i mocno mylący w kontekście całości. Nadmienię, iż „Portals of Might” był na tyle przeciętny, że nigdy nie sprawdziłem zawartości debiutanckiego krążka Szwedów. Słuchając go po latach, bardzo prawdopodobne jest, że mógłbym teraz uczynić podobnie, bo jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem „Travellning in Ancient Times”.
Biję się w pierś, ponieważ po wspomnianej przygodzie z Scheitan, wcale nie spieszyło mi się do sprawdzenia zawartości „Travellning in Ancient Times”. Po raz kolejny okazało się, że nie należy oceniać albumu po jego fragmencie. Okazja do poznania całego materiału nadarzyła się, ponieważ rodzima Mara Production wznowiła ten album, a do mnie trafiła jedna z kopii. Szczerze powiedziawszy to musiałem podnieść szczękę z ziemi za pomocą dłoni, bo album po średnio ciekawym klawiszowym wstępie, który tylko (jak mi się wydawało) utwierdził mnie w błędnym przekonaniu o nadchodzących meczarniach, uderzył we mnie niespodziewaną dawką potężnie brzmiącego i doskonale odegranego black metalu. Sam chciałbym zobaczyć swoją minę kiedy Scheitan wjechał na pełnej. Ostatnie czego bym sie spodziewał po Szwedach to siarczysty black metal z ciekawymi partiami „wioseł”. Dawno nie czułem się tak zaskoczony obcując z jakimś albumem. Nie wiem czy przesadą będzie fakt, jeśli stwierdzę, że „Travellning in Ancient Times” przejechał się po mnie, ale wielokrotnie słuchając tego krążka, miałem wrażenie, jakbym stał zbyt blisko peronu kolejowego, a tuż obok, niespodziewanie, przemknął pociąg pospieszny, rozwiewając bujną czuprynę, której posiadaczem nie jestem. Zaznaczam jednak, że to nie jest jeden wielki blast, ale bardzo sprytnie połączony siarczysty black metal z bardziej skocznymi, można rzec, że niemal thrash metalowymi riffami („In Battle with Angels”). Jedyne co mnie odrobinę drażni to zbyt „słodkie” partie klawiszy, na szczęście pojawiają się stosunkowo rzadko. A o zamykającym album „Portals of Might” już wspomniałem i nie będę się powtarzał.
Po dobrych „kilku” przesłuchaniach stwierdzam, że Scheitan na przestrzeni lat zmarnował swój spory potencjał. Kariery wielkiej nie zrobił, w dodatku, niestety, poszedł w stronę nieszczęsnego i wspomnianego „Portals of Might”, a nawet w jeszcze bardziej znienawidzone przeze mnie, gotyckie klimaty. Tak czy inaczej, Mara Production zrobiła świetny ruch z wznowieniem debiutu Scheitan. Warto sprawdzić jak w latach 90-tych minionego wieku, z pasją grało się w Szwecji czarny metal. Mocna pozycja w katalogu Mara Production.
Wyd. Mara Production, 2024
Lista utworów:
1. October Journey
2. Autumn Departure
3. Riding the Icewinds
4. December at the Fullmoon
5. In Battle with Angels
6. Leaving the Mortals
7. Devastating Heaven
8. Portals of Might
Ocena: -8/10
