BIAŁY VITEŹ – TAM, GDZIE ODLATUJĄ KRUKI
(27 marca 2024, napisał: Robert Serpent)

Czekałem na ten album z ogromną niecierpliwością, bardzo lubię i szanuję ten zespół. Jak tylko dotarła do mnie informacja, że Biały Viteź nagrywa nowy album, to autentycznie się uradowałem i czekałem na możliwość zakupu krążka. Ostatecznie „Tam, gdzie odlatują kruki” ukazał się pod koniec ubiegłego roku, po długich ośmiu latach od daty premiery, bardzo dobrego, debiutanckiego „Odejść by wiecznie żyć”.
Mam taki dziwny zwyczaj, że nie sprawdzam muzyki danego zespołu zawartej na nowym wydawnictwie, wiedząc, że kupię ten właśnie album. Każdy ma jakieś swoje zwyczaje, przyzwyczajenia, zagrania itp. Zwał jak zwał, ja mam takie i się nie wyłamuję, chociaż pokusa bywa wielka. Za to z jeszcze większym zainteresowaniem i apetytem sięgam po krążek, na który czekam i wierzcie lub nie, ale z reguły takie odsłuchy przysparzają wiele radości.
Nie inaczej jest i tym razem, a od razu zdradzę, że Biały Viteź nagrał znakomity album. Wspomniałem na początku, że już debiut był bardzo dobry, ale „dwójka” przebija go pod każdym względem. „Tam, gdzie odlatują kruki” to obraz dojrzałości zespołu. I o ile na debiucie można było się doszukiwać nieco słabszych kompozycji, tak tutaj wszystko jest przemyślane i dopracowane w każdym szczególe. Co ważne, album brzmi potężnie, agresywnie i bardzo selektywnie. Nie brakuje black metalowych „pocisków”, ale takich rozrywających na strzępy (fenomenalny „Białe klify Rujany” ze świetną solówką gitarową lub „Natura nie zna równości” ze znakomitym i jakże prawdziwym tekstem). Oczywiście zespół nie zrezygnował z folkowych „wstawek” i raczej nigdy tego nie zrobi (prędzej chyba się w konia zmienię), ale te wstawki nie są natrętne, wstawione na siłę i nie burzą odbioru całości, a jak powszechnie wiadomo, zdarza się, że w tego typu graniu, niektóre zespoły nie potrafią tego wyśrodkować lub, co gorsza, robią to nieudolnie. Biały Viteź znalazł tzw. „złoty środek” i obok utworów pełnych jadu i dosłownie kipiących agresją, słuchacz otrzymuje także utwory spokojniejsze, nasączone słowiańskim klimatem.
Istotny (tradycyjnie) jest też przekaz liryczny jaki prezentuje zespół, ale to od lat się nie zmienia i jest ważną częścią zespołu. Akurat muzycy wchodzący w skład kapeli, zawsze podkreślali swoje pochodzenie i nie inaczej jest tym razem. Teksty są przemyślane i trafne, utrzymane oczywiście w słowiańskim duchu, podkreślające nasze prawdziwe korzenie. To nie powinno dziwić, wszak Biały Viteź od początku swego istnienia podkreśla swoje przywiązanie do tradycji, co bardzo mi odpowiada i się z tym całkowicie identyfikuję.
Ważnym czynnikiem obecnym na „Tam, gdzie odlatują kruki” jest klimat jakim przesiąknięty jest ten album. Z jednej strony smutek, żal, z drugiej zaś gniew i frustracja. W mistrzowski sposób te uczucia zostały połączone w całość i mam na myśli warstwę liryczną jak i struktury poszczególnych utworów.
Biały Viteź udowadnia, że warto pozwolić muzyce dojrzeć, a nie w pośpiechu puszczać w świat materiał nie do końca dokończony. Te osiem długich lat wyczekiwania zostało nagrodzone z nawiązką albumem kompletnym, potężnym, zapiszącym się na trwałe w historii polskiego black metalu. I piszę to z pełną odpowiedzialnością i świadomością. Dzieło kompletne, w pełni zasługujące na dawno u nas nie widzianą maksymalną ocenę. Sława!
Wyd. Werewolf Promotion, 2023
Lista utworów:
1. Daj nam iść, Swantewit
2. Tam, gdzie odlatują kruki
3. Białe klify Rujany
4. Natura nie zna równości
5. Konając za słońcem
6. Białym duszy głosem
7. Wschodnie wiatry wilczą zimę niosą
8. Pamięć twoich przodków
9. Koniec
Ocena: 10/10
