KEEP OF KALESSIN – KATHARSIS
(27 listopada 2023, napisał: Robert Serpent)

Nie będę zaskoczony, jeśli część osób czytających tę recenzję będzie… zaskoczonych obecnością Norwegów na naszych łamach. Postanowiłem dość spontanicznie zabrać się za opisanie „Katharsis”, z tego prostego względu, że mając wszystkie ich płyty na półce, od kilku dobrych dni zagłębiam się w ich twórczość i przyznam szczerze, że zażarło u mnie.
Wiadomo, że Keep of Kalessin pierwszymi dwoma albumami pozamiatał konkretnie na black metalowej scenie. Szkopuł w tym, że na trzeciej płycie ich muza zaczęła się zmieniać, nazwijmy to naukowo, ewoluować. Jak to w takich przypadkach bywa, część osób wypięła się na zespół, olewając ciepłym moczem ich kolejne albumy. A Keep of Kalessin wcale nie zamierzał się zatrzymywać w tejże ewolucji i szedł swoją ścieżką, stając się zespołem rozpoznawalnym w Norwegii, występując nawet w eliminacjach do… Eurowizji. Niezłe jajca, nieprawdaż? Finalnie nie dostał się na to żenujące „wydarzenie” muzyczne.
Czas to nie męski członek i nie stoi w miejscu. Lata lecą nieubłaganie i od ostatniego długograja („Epistemology”) minęło osiem lat. W tym roku norweskie trio wraca z siódmym w dyskografii albumem. Trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć, że Keep of Kalessin to zupełnie inny zespół, niż miało to miejsce końcem lat 90-tych minionego wieku. Z black metalu zostało w ich muzie doprawdy niewiele, ekstremy w jakiejkolwiek postaci na „Katharsis” nie uświadczymy i nie należy jej tutaj na siłę się doszukiwać. Znajdziemy za to całe mnóstwo orkiestralnych pejzaży, chóralnych śpiewów, kosmicznych partii klawiszowych i melodyjnych riffów. Złośliwi stwierdzą, że to idealna recepta na cukier puder i nie miną się bardzo z prawdą.
„Katharsis” to kolejny krok w rozwoju zespołu, a ja mam spore obawy, że tym razem zespół posunął się odrobinę za daleko. Na poprzednich krążkach mimo wszystko był jeszcze ten „ząb” lub jak ktoś woli „pazur”, tutaj ten ząb jest mocno skruszony, a pazur przytępiony. Owszem, otrzymujemy całkiem sporo blastów, pojawiają się nieliczne agresywniejsze partie (świetny riff rozpoczynający „War of the Wyrm”, czy black metalowy początek „Throne of Execration”), ale to wszystko jest jakby na pół gwizdka i po chwili zaczyna być topione w epickiej słodkości. Oczywiście nadal to nie jest muzyka, która będzie puszczana w Teleexpresie, ale potencjalny słuchacz musi mieć na uwadze, że „Katharsis” zaatakuje narządy słuchowe melodyjnością i pompatycznością. Pod względem brzmienia, oczywiście jest krystalicznie czysto, ale ciężko było spodziewać się czegoś innego. Mam wrażenie, że „Katharsis” mógłby być ścieżką filmową do jakiegoś filmu z gatunku science-fiction.
Fanem Keep of Kalessin nie jestem, ale dostrzegłem (wprawdzie z dużym opóźnieniem) wiele smaczków ukrytych w ich późniejszej twórczości. Niestety muszę stwierdzić, że długa przerwa jaka dzieli bardzo dobry „Epistemology” od „Katharsis” nie wpłynęła korzystnie na zespół. Uważam, że Keep of Kalessin popełnił zdecydowanie najsłabszy album w swojej twórczości i obawiam się, że droga obrana na „Katharsis” jest drogą w jedną stronę. Jestem zawiedziony i rozczarowany, a rasowa pościelówa w postaci „Journey’s End” to już jest szczyt żenady. Zaleciało power metalowym kiczem i to dość poważnie. Ocena końcowa podyktowana sentymentem.
Wyd. Back on Black, 2023
Lista utworów:
1. Katharsis
2. Hellride
3. The Omni
4. War of the Wyrm
5. From the Stars and Beyondzy
6. Journey’s End
7. The Obsidian Expanse
8. Throne of Execration
9. The Eternal Swarm (Outro)
Ocena: 5/10
