TSJUDER – HELVEGR
(4 września 2023, napisał: Robert Serpent)

Wreszcie! Po długich ośmiu latach Tsjuder wraca z szóstym studyjnym albumem zatytułowanym „Helvegr”. W międzyczasie w zespole doszło do przetasowań personalnych, co w przypadku Tsjuder nie należy do normy. Zespół opuścił wieloletni perkusista AntiChristian, a Tsjuder w chwili obecnej to duet. Partie bębnów na „Helvegr” są autorstwa Jona Rice’a, który raczej nie jest anonimową postacią na scenie, daruję sobie zatem wymienianie zespołów, w których Jon maczał lub macza paluchy. Napiszę tylko, że swoje zadanie „odbębnił” wzorowo.
Od pierwszych sekund trwania „Helvegr” Tsjuder bezlitośnie urywa łeb. Norwescy weterani postawili na jakość, a nie na ilość i wypełnianie kontraktu z wytwórnią, wypuszczając regularnie materiały średnie lub słabe, jak recenzowany wczoraj na naszych łamach Kataklysm.
Już pierwszy kawałek „Iron Beast” pokazuje, że duet Nag i Draugluin nie stracili nic ze swojej mocy i agresji prezentowanej na wcześniejszych płytach. Zresztą moim skromnym zdaniem Tsjuder to zespół, który do tej pory się nie potknął i nie ma na koncie wydawnictwa, które można określić mianem słabszego. Wspomniany „Iron Beast” na dzień dobry upierdala łeb u samej dupy, a co istotne, dalej wcale nie jest słabiej. Każdy kolejny utwór trzyma bardzo wysoki poziom i skala agresji nie spada ani odrobinę.
Tsjuder przez niemal 30 lat obcowania na scenie black metalowej wypracował sobie coś, co można nazwać rozpoznawalnym stylem. Nie jest to bezduszne napierdzielanie bez ładu, składu i sensu. Początek „Prestehammeren” to niemal thrash metal w czystej postaci, w dodatku w akompaniamencie nalotu bombowego. Kolejny utwór „Surtr” zaczyna się spokojnie, wydaje się, że Tsjuder daje odetchnąć słuchaczowi. Nic bardziej mylnego! Po chwili otrzymujemy cios w potylicę w postaci rasowego black metalowego tornada. Nie inaczej jest w „Gamle-Erik”. Co ważne i istotne, Tsjuder nie proponuje słuchaczowi odgrzewanego kotleta, czegoś co słyszeliśmy na poprzednich albumach i zostało odegrane ponownie. Materiał zawarty na „Helvegr” brzmi naturalnie i zaskakująco świeżo. Widać i słychać, że panowie czują to co grają i nic nie jest robione na siłę. „Chaos Fiend” zaczyna się od przeładowania broni i ponownie ataku na narządy słuchowe słuchacza, a riff przewodni w tym utworze po raz kolejny budzi skojarzenia z thrash metalowym galopem. Dopiero tytułowy „Helvegr” daje nieco odsapnąć, odróżnia się od pozostałych kawałków tempem, klimatem i pokazuje, że Tsjuder też potrafi urozmaicić (to nie nazwisko piłkarza rodem z Bałkanów) muzykę wolniejszymi fragmentami, co zresztą mogliśmy już usłyszeć na wcześniejszych albumach weteranów z Norwegii. Podobnie rzecz się ma z instrumentalnym „Hvit død”, który zamyka album i subtelnie podkreśla dzieło zniszczenia, jakiego dokonali autorzy „Helvegr”.
Jedyne co mnie drażni na tej płycie, to słaby front-cover, a co gorsze, forma w jakiej został wydany ten krążek, mam na myśli francowaty digisleeve. Nienawidzę i wkurwia mnie to, że płyta jest podatna na porysowania, co dla kolekcjonera płyt, za jakiego się uważam, jest czymś co trudno przetrawić.
Tak czy inaczej, Tsjuder wrócił i zrobił to w wielkim stylu. Wrócił król, niech żyje król! Chciałbym tylko, aby kolejny dlugograj nie powstawał aż osiem lat, z drugiej jednak strony, jeżeli ma nadal trzymać najwyższy poziom, to poczekam cierpliwie. Znakomity krążek. Hail Tsjuder!
Wyd. Season of Mist, 2023
Lista utworów:
1. Iron Beast
2. Prestehammeren
3. Surtr
4. Gamle-Erik
5. Chaos Fiend
6. Gods of Black Blood
7. Helvegr
8. Faenskap og død
9. Hvit død
Ocena: +9/10
