DELIVERANCE – NEON CHAOS IN A JUNK-SICK DAWN
(11 kwietnia 2023, napisał: Robert Serpent)

Francuska Les Acteurs de l’Ombre Productions lubująca się w wyszukiwaniu, a następnie pokazywaniu światu różnych mniej oczywistych, często wręcz zadziwiających zespołów, wzięła pod swoje skrzydła, również francuski Deliverance. Jakie efekty może przynieść taka konotacja? Otóż, odpowiedzią na tak postawione pytanie jest trzeci już album formacji, zatytułowany „Neon Chaos in a Junk-Sick Dawn”.
Nigdy nie wiem co kryje się na krążkach sygnowanych logiem Les Acteurs de l’Ombre Productions, jakieś wskazówki na temat danej formacji lub krążka można znaleźć we wszystko wiedzącym internecie, ale zdarza się, że to są tylko niewielkie drogowskazy, a jak wiadomo internet przyjmie wszystko, każdą głupotę napisaną przez byle kogo. Deliverance, nazwa raczej znana, ale raczej dzięki swojej „oryginalności”, a raczej jej braku. Jest lub było kilka kapel o tej samej nazwie, więc tutaj można zabrnąć w ślepy zaułek. Ten Deliverance jest mi obcy i przykryty kocem tajemniczości. Jak się okazuje Francuzi grają już od ponad dekady, a „Neon Chaos in a Junk-Sick Dawn” jest ich trzecim pełnoczasowym krążkiem, ale pierwszym, który mam okazję poznać.
Ktoś w sieci wrzucił Francuzów do szufladki z napisem „sludge/black metal”, w pewnym sensie można się z tym zgodzić, aczkolwiek uważam, że jest to mocne uproszczenie tego co możemy usłyszeć na omawianym albumie. Zacznę może od tego, że czas trwania „trójki” Deliverance to ponad 60 minut muzyki, muzyki dziwnej, ciekawej, wciągającej i pomysłowej. Sam fakt, że ponad godzinne obcowanie z „Neon Chaos in a Junk-Sick Dawn” nie znudziło mnie nawet w najmniejszym stopniu, już dobrze świadczy o tym krążku. Jak wspomniałem nieco wcześniej, szufladka, do której został wrzucony Deliverance jest dość ogólnikowa. Do sludge, black metalu należy jeszcze dodać sporo industrialnych wstawek („Neon Chaos”), szczyptę skocznych metalowych riffów i tak naprawdę cholera wie czego jeszcze. Mikstura zawarta na albumie jest wybuchowa, ale smaczna. Całość brzmi potężnie i jest sprytnie zaaranżowana. Kiedy panowie zaczynają nieco „usypiać” słuchacza w trwającym ponad 18 minut „Odyssey”, nagle utwór przyspiesza, by zakończyć się w nieoczekiwany sposób . Dodam, że wspomniany „Odyssey” zaczyna się tak, jakby przypadkowi muzycy rockowi postanowili sobie poimprowizować przy piwku. Następnie pojawia się elektronika i czyste wokale (swoją drogą znakomite). Ten fragment płyty nieco uspokaja słuchacza, żeby nie przesadzić z „nastrojowością”, mniej więcej w połowie „Up-Tight” otrzymujemy black metalowe tornado, które, ot tak, przeobraża się w doom metalowe walcowanie.
Generalnie struktura utworów jest ułożona w sposób przemyślany, niczego nie jest zbyt wiele, wszystko jest dozowane z umiarem i precyzją. Początek „Neon Chaos in a Junk-Sick Dawn” wydaje się bardziej black metalowy, z czasem jednak Deliverance częściej zwalnia, przy okazji wprowadzając do swoich utworów różne smaczki w postaci ciekawych partii elektronicznych i bardziej industrialnych. Pojawiają się również niepokojące klawisze, wnoszące pewną dozę mroku.
Tak się zastanawiam i mogę śmiało stwierdzić, że trzeci album Deliverance to mieszanka wszystkiego co w muzyce metalowej raczej oczywiste, tyle, że podane w sposób mało oczywisty. Zebrane do kupy i upiększone pomysłami Francuzów uczyniło „Neon Chaos in a Junk-Sick Dawn” płytą ciekawą i pełną zagadek od początku do samego końca, co przy czasie trwania, nie jest zadaniem prostym. Warto sprawdzić propozycję Deliverance, ja do tego albumu będę wracał, bo płyta na to zdecydowanie zasługuje.
Wyd. Les Acteurs de l’Ombre Productions, 2022
Lista utworów:
1. Salvation Needs a Gun
2. Venereal
3. Odyssey
4. Up-Tight
5. Neon Chaos
6. Fragments of a Diary from Hell
Ocena: 8/10
