DIMIDIUM MEI – DEVIL’S TALES
(23 maja 2022, napisał: Robert Serpent)

Z czym kojarzy się Polska? Pewnie zależy jakiego typa zapytamy. Jednemu skojarzy się z wódką, drugiemu ze złodziejstwem, trzeciemu z kościelną mafią i tak można wymieniać. Jakoś w moim przypadku skojarzenie leci w stronę black metalu. Tak, Polska black metalem stoi, czy się to komuś podoba czy nie.
Mara Productions w zeszłym roku puściła w świat i wzięła pod skrzydła pewien bytomski twór, który na śląskiej ziemi spłodził swój drugi album i postanowił opowiedzieć światu o diable. Cztery persony wchodzące w skład Dimidium Mei to żadni przypadkowi kolesie, a żeby nie być gołosłownym to przytoczę nazwy takich bandów jak: Besatt, Offence czy Diabolicon. Robi się ciekawie, nieprawdaż?
I tak też jest z zawartością „Devil’s Tales”. Nieco ponad 40 minut black metalu zagranego z polotem, finezją i pazurem. Jeśli ktoś ma odruch wymiotny, to oświadczam z pełną odpowiedzialnością, że nie wie jak błądzi i jest pozbawiony świadomości, ile na tym krążku dostajemy hołdu starej szkole grania. Black metal w wykonaniu Dimidium Mei to ekscytująca mieszanka skandynawskiego black metalu z całym mnóstwem thrash metalowych riffów. Nie będę bawił się w wyliczanki czego jest więcej na „Devil’s Tales”. Bez bicia po jajach przyznam, że widząc kto stoi za Dimidium Mei, oczekiwałem metalowego łojenia bez zbędnego pierdolenia i patrzenia na to co wypada, a co nie.
„Devil’s Tales” nie jest odkrywczy i bardzo dobrze. To dziesięć diabelskich hymnów wypełnionych po brzegi agresywnymi riffami. Ten album od pierwszej minuty zamiata i prosi się o kolejne przesłuchania. Wątpliwym jest znalezienie kogoś, komu nie zacznie podświadomie podskakiwać nóżka lub najzwyczajniej w świecie nie zacznie napierdalać baniakiem w rytm płynącej z krążka muzy. Siła Dimidium Mei tkwi w prostocie i nie zrozumcie mnie źle, to nie jest bezsensowne napierdalanie. Agresywne i zaczepne riffy są pełne chwytliwości, ale nie tej cukrowatej. Mam na myśli tę chwytliwość bijącą z klasyków thrash metalu końca lat 80-tych minionego wieku. Nawet pisząc te słowa ciężko mi się skupić na tym co wychodzi z mojej klawiatury, bo najzwyczajniej w świecie podskakuje przy „It’s a Sin”. A to drugi utwór, dodam, że każdy z dziesięciu jest świetny i napakowany zajebistymi riffami.
Nie będę przynudzał i napiszę tak, jak wiadomo, black metal to moje oczko w głowie, ale kocham też agresywny thrash kruszący ściany. Dimidium Mei idealnie połączył oba gatunki tworząc album znakomity, diabelski, skoczny i metalowy do szpiku kości. Muzyka ma cieszyć i porywać, a ja jestem kupiony i porwany od pierwszych dźwięków „Devil’s Tales”. Tutaj gra się METAL! Chcę więcej, dużo więcej!
Wyd. Mara Productions, 2021
Lista utworów:
1. I
2. It’s a Sin
3. Trustee
4. Moon and the Fog
5. That Glow
6. Unforgettable
7. Fiery Gemstone
8. Confessionless
9. From the Darkness into Abyss
10. Funeral Night
Ocena: +9/10
