Crawling Death – Muflon, Tarki

(17 lipca 2006, napisał: F.G. Superman)


Crawling Death – Muflon, Tarki

Chłopaki z rybnickiego CRAWLING DEATH jedzą, piją, lulki palą i death metal pogrywają. Swoim podejściem do brutalnej muzy zadają kłam twierdzeniu, że aby robić w metalu trzeba być nekro i ponurym. W przeddzień wydania ich splitu z THE ODOURS i RISING FETUS postanowiłem wysłuchać spowiedzi Muflona (głos) i Tarkiego (gary), a że chłopaki mają grzechów sporo to otwórzcie sobie jakiś browar i sami zdecydujcie czy należy się im rozgrzeszenie.

Żeby zacząć jakoś nienormalnie proszę dokończyć znane metalowe przysłowia:
a. Kto pod kim groby kopie…
ten piwa z nim nie żłopie.
b. Prawdziwych metali poznaje się w… domu mgr Tomasza Kubiaka.
c. Lepszy kufel w garści niż… na głowie Tomka Sulki.
d. Nie szatan zdobi… gdy kupę robi.

A teraz proszę mi zeznać, kiedy ten szpetny noworodek o imieniu CRAWLING DEATH otrzymał kopa w zadek żeby wydobyć swój pierwszy growl i kto obecnie kręci młynki łbem w waszej wesołej kompanii.

Muflon: Biografia naszej hordy jest nudna jak wykład z teorii psychotyczno-czynnikowych w upalne, niedzielne popołudnie. Po prostu kilka lat temu kilku młodych ludzi postanowiło pograć sobie trochę death metalu, więc sprawili sobie instrumenty i zaczęli dłubać jakieś tam kawałki. Jakiś czas później, wspomagani przez Wojtasa (Moulded Flesh, The Odours i ex-kilka innych) zagrali parę gigów i nagrali demówkę. Gdy Wojt wyjechał do UK, udało im się namówić mnie do gościnnego zaryczenia na koncercie, który już był zabukowany i szkoda im było go odwoływać. Uczyniłem to niechętnie, gdyż akurat byłem w okresie odpoczywania od zespołów, koncertów i całego tego syfu (mniej więcej rok wcześniej rozstałem się z Deneb). Mogłem odmówić, ale ujmujący uśmiech naszego gitarzysty – Metala, oraz dyskretnie puszczane oczka zmiękczyły mnie i w końcu uległem. Dziś cieszę się bardzo z takiego obrotu sytuacji, gdyż jak widać do dziś jestem w zespole, a kto wie, jak potoczyłoby się to wszystko, gdyby tamtego dnia za mikrofonem znalazł się ktoś inny. Osobowości moich kolegów z zespołu, a także z zespołów, z którymi zaliczyliśmy w tym roku kilka młodzieżowych wyjazdów sprawiły, że ta wszechogarniająca wszystkich %pozytywna%atmosfera% przesłoniła mi niedogodności związane z aktywnym udziałem w zespole, które tak bardzo wkurwiały mnie jeszcze za czasów Deneb. Nie ucieszył się jednak ówczesny gitarzysta i główny kompozytor Crawling Death – Topór, który po pierwszym koncercie z moim udziałem stwierdził, że on już nie chce death metalu i woli pograć sobie coś ambitniejszego, gdzie lepiej będzie rozwijać swój talent. Po kilku tygodniach obradowania przy piwie postanowiliśmy jednak kontynuować działalność, Metal pochwycił gitarę, na bas zgarnęliśmy naszego dobrego kompana Duszka (Suicide Machine, ex-Moulded Flesh), a na drugie wiosło przyprowadziłem Dajsa – koleżkę, który od jakiegoś czasu męczył mnie, żeby wspólnie coś pograć. Od początku tego roku załupaliśmy w tym składzie kilka koncertów i myślę, że całkiem nieźle to wszystko trybi. Ostatnio dokonaliśmy jeszcze malutkiej, kosmetycznej wręcz zmiany – Duszek wyprowadza się do Krakowa, więc zamiast niego jest teraz Krychu (Moulded Flesh… jak widać zwykle nie szukamy zbyt daleko), z resztą to i tak bez większej różnicy, bo basu i tak nigdy nie słychać. Skład uzupełnia Tarki, który gra na garach i razem z Metalem tworzą Crawling Death od samego początku.

Tarki: Ja mogę dodać jeszcze, ze Crawling Death powstał dokładnie w dzień wagarowicza. Właśnie wtedy to poszliśmy z Toporem na wagary i zamelinowaliśmy się u niego na strychu (później to miejsce stało się naszą kanciapą), gdzie przy dużej ilości alkoholu namówiłem go, żeby odszedł z pozerskiej punkowej kapeli, w której w tym czasie grał (ja z niej odszedłem tydzień wcześniej, a Metal, który dołączył do nas wkrótce – nawet jeszcze wcześniej), abyśmy mogli grac metal i wychwalać naszego Pana \m/

Gracie Metal Śmierci i nie mówcie, że nie, bo słyszałem i country to raczej nie było he he he… Zdajecie sobie sprawę, że są jeszcze na tej planecie ludzie, którym Crawling Death kojarzy się wyłącznie z utworem zespołu METALLICA. Postarajcie się teraz wspiąć na wyżyny obiektywizmu by w kilku błyskotliwych zdaniach opisać, co gra CRAWLING DEATH z Rybnika. Uprzedzam, że próby odpowiedzi wymijających w stylu „Nie widzimy zespołów, do których moglibyśmy się porównać” odpadają! A więc, z kogo najchętniej zrzynacie?

Muflon: A wiesz, że ostatnio country bardzo mi robi? Od jakiegoś czasu mam okrutnie melancholijny nastrój. Pewnego dnia obudziłem się rano i stwierdziłem, że właśnie czegoś takiego muszę sobie posłuchać! Przeprosiłem się z The Coffinshakers, a także zasięgnąłem języka by poznać inne wartościowe pozycje z tego nurtu. Zaowocowało to odkryciem między innymi rewelacyjnej płyty „Cheating At Solitaire”, którą nagrał Mike Ness – gość z kapeli Social Distortion, swoją drogą też zajebistej. Klimat tych kawałków dorównuje najbardziej epickim momentom Burzum, a teksty są bardziej fatalistyczne niż corpsepainty Immortal z sesji do płyty „At The Heart Of Winter”. Chyba trochę zboczyłem z tematu… Jesteś pierwszą osobą, której nasza nazwa skojarzyła się z Metallica. Pewnie pomyliło Ci się z „Creeping Death” – co się naturalnie chwali ( Taki żarcik językowy dla wszystkich piszących test ze słownictwa na j. angielskim: „creep, crawl, a co to kurwa za różnica”. przyp. F.G. Superman). Od razu widać, że masz w dupie tą kapelę, a to dobrze, bo to chujnia największa, a Hetfield to pozerska ciota i niech oni wszyscy lepiej wypierdalają. Co gramy? Odpowiedź jest prosta – death metal. Funkcję filtra w zespole pełni Tarki, wyłapując każde zagranie, które nie jest wystarczająco deathmetalowe, tak więc można zapomnieć o różnego rodzaju wpływach innych stylów. Z resztą, co innego niż death metal może grać kapela, która nazywa się Crawling Death? Najczęściej porównuje się nas do Cannibal Corpse, Suffocation czy Deicide, a zrzynamy generalnie z całej kupy zespołów starej szkoły death metalu, kładąc nacisk na te amerykańskie.

Tarki: Spotkałem się z opiniami, ze gramy jak wczesny Death, ktoś kiedyś powiedział po koncercie, ze brzmiało to jak Deicide (wow), później, ze trochę w tym było Morbid Angel itp, więc pewnie nasza muzyka to wypadkowa tych w/w. Nasz nowy materiał będzie się nieco różnił od tego pierwszego, z tego powodu, ze mamy nowego wiosłowego Dajsa, który nie do końca siedzi w death metalu, wiec są nowe pomysły, które po mojej selekcji hehe, zmieniamy na kawałki. Swoje trzy grosze dorzuca tez nasz basman – Krychu. Oczywiście głównym kompozytorem pozostaje Metal, ale w kapeli panuje całkowita demokracja i każdy może dzielić się swoimi propozycjami.

Trudno w waszych lirykach znaleźć historie opisujące burzliwe romanse w stylu „Przeminęło z wiatrem”, czy innego „Pretty woman”. Tematem waszych tekstów nie jest duchowość, a raczej ciało i to do tego niejednokrotnie ciało nadgryzione już zębem czasu. Mam nadzieję, że w waszych tekstach nie opisujecie własnych przeżyć, bo w takim wypadku nie podam ręki nikomu z was, jeśli na własne oczy nie zobaczę jak ją myje he he he… A więc czemu śmierć, odchody i rzygi? Jakaś trauma z czasów, kiedy pacholęciem się było?

Muflon: Teksty, które znasz, to jeszcze pióro Wojtasa, który nie dość ze potrafi powymyślać te wszystkie przejebanie chore historie, to jeszcze mu się to wszystko ładnie rymuje. Szacun. Jak już wspomniałem, Crawling Death to 100% death metalu, granego z poszanowaniem tradycji tego gatunku. Żadnego polityczno-społecznego pierdolenia, tylko krew, flaki, rzygi, Szatan, śmierć, tortury, cierpienie, sex z trupami i takie tam. Są to z całą pewnością okrutnie inspirujące tematy, można podchodzić do nich na wiele różnych sposobów, przedstawiać w najróżniejszych konfiguracjach – po prostu niewyczerpalna studnia pełna ohydnych pomysłów! Trzeba przy tym nieźle nagimnastykować mózgownicę, ewentualnie jarać dużo marihuany (jak np. Chris Barnes), gdyż wcale nie tak łatwo wymyślić niebanalną, a jednocześnie konkretną i obrzydliwą historię. Jak mawia Harnaś z Moulded Flesh, który nie tyle gra death metal, co sam w sobie jest chodzącym death metalem, teksty w takiej muzyce powinny być „o życiu i śmierci, ale bardziej o śmierci” – i tego mamy zamiar się trzymać. Odbiorcy death metalu to osoby o specyficznej wrażliwości estetycznej, dlatego też nurzanie się w naszych ekskrementach z pewnością sprawia im wiele satysfakcji. Na kolejny materiał mam już wstępnie zarysowany projekt liryczny, gdzie mam zamiar połączyć tematykę gore (skupiając się głównie na samobójcach) z krytyką ruchów religijnych. Więcej szczegółów może innym razem, gdyż możliwe, że wpadnę na inny pomysł i tylko niepotrzebnie zasieję zamęt.

Tarki: Można w różny sposób patrzeć na nasze teksty. Niektórzy, jak np. moja mama patrzą na nie z obrzydzeniem, a my mamy po prostu zajebistą frajdę. Może mamy już tak chore głowy, ze pisanie o stosunku z oczodołem nas bawi, ale ja bardziej nazwałbym to traktowaniem z dystansem tego, co robimy.

Dobra, wiemy już co gracie, o czym śpiewacie, a teraz porozmawiajmy o koncertach. Byłem na waszym występie kilka razy i pamiętam, że wszystko może się wydarzyć zaczynając od „kostiumów”, a kończąc na zachowaniu podczas gigu. Wyobraźcie sobie teraz, że mama puściła swoją nastoletnią córkę, lub syna na wasz recital. Czego ci młodzi ludzie mogą oczekiwać po waszym show i w jakiej bezpiecznej odległości powinni stać, jeśli nie chcą, żebyście poplamili ich nowe koszulki z logo NIGHTWISH tanim winem?

Muflon: Koncerty to zdecydowanie kwintesencja egzystencji Crawling Death! Jesteśmy coraz lepsi w te klocki i aż strach pomyśleć, co może się dziać w przyszłości. Jak na razie nasza publiczność miała okazję zobaczyć m.in. opluwanie się tanim winem (picie oczywiście też), wzajemne kopanie się (w Wodzisławiu aż spadłem ze sceny po siarczystym kopie w wykonaniu sensei Metala), dziurawienie się zszywaczem, lizanie za uchem gitarzysty podczas solówki itd. Warto też wspomnieć o niesławnym koncercie walentynkowym, gdzie w różowych dzwonach i hawajskich koszulach daliśmy iście anty-feministyczny show! Po gigu przyszła do mnie jakaś oburzona zapowiedziami kawałków niewiasta, by wyznać, że „chodzi na metalowe koncerty od ponad 10 lat, ale takiego chamstwa jeszcze nie słyszała” ]:-> Cóż mogę rzec? Nasze koncerty zdecydowanie powinny być dozwolone od 18 lat, chociaż drugiej strony, w dobie wszechobecnego internetu, ta młodsza młodzież i tak może sobie ściągnąć najróżniejsze świństwa, przy których nasz występ jest hardcorowy niczym dowcipy Szymona Majewskiego. W każdym razie, gdy stoimy na scenicznych dechach (chociaż zwykle jest to po prostu podłoga w knajpie) staramy się dać z siebie maksimum energii i spontanu, gdyż nie ma piękniejszego widoku, niż napierdalająca z piekielną mocą, pełna entuzjazmu kapela! Jeśli dodatkowo uda nam się wciągnąć kilka ofiar do opętańczej zabawy, to wszystko wygląda tak jak powinno. Obijamy się o siebie, wspólnie obalamy jabola, a Szatan zaciera ręce z zachwytu.

Tarki: Tak, nasze koncerty to jeden wielki spontan. Ale w ostatnim sezonie koncertowym trochę za dużo było tego spontanu, więc zakazałem chłopakom pić przed koncertami, bo zdarzało się tak, że bez szybkiego budzenia i cucenia któryś z nas przespałby koncert. Teraz Metal, Dajs i ja możemy wypić góra 2 piwka przed koncertem, żeby się wyluzować, nie więcej hehe. Muflon i Krychu maja przykazane pić dużo i szybko, wtedy jest wesoło i zabawa jest przednia. A z tym winiaczem zaczęło się chyba na koncercie w Wodzichu. To był pierwszy koncert Dajsa z nami i jego pierwszy w ogóle, wiec postanowiliśmy to specjalnie "uczcić" i stało się to nasza tradycja. Niestety nie zawsze właściciel lokalu, w którym gramy pozwala na wnoszenie alkoholu z zewnętrz, wiec bywa, że nie udaje się nam obalić winiacza w trakcie grania, ale rekompensujemy sobie to wtedy jakimś drobiazgiem, czasami kufel, ręczniczek itp. hehe.

Moim zdaniem ostatnie kilka, czy kilkanaście miesięcy to okres dużej aktywności koncertowej lokalnych zespołów, co jest oczywiście dobre. Właściwie, co tydzień, lub co dwa można było gdzieś usłyszeć i zobaczyć CRAWLING DEATH, CRAYVEN, DENEB, DIFFERENT WORLD, PRO-CREATION, SUICIDE MACHINE, THE ODOURS, czy UZIEL. MOULDED FLESH nie wygłupiali się na scenie, ale oni nagrywają nowy stuff. Co, waszym zdaniem, powyciągało wszystkie te kapele z obrośniętych grzybem piwnic?

Muflon: Według mnie kluczowy w tej sytuacji był nieformalny pakt zawarty pomiędzy Crawling Death, The Odours i Uziel, do którego wkrótce dołączył jeszcze Deneb. Jak doskonale wiesz, większość koncertów zagraliśmy wspólnie, gdyż każdy, komu udało się załatwić jakiś gig zapraszał w miarę możliwości pozostałe kapele. Zalet takiego postępowania jest bez liku, a do największych należą dosyć spora częstotliwość grania oraz niezapomniane imprezy w doborowym towarzystwie. Chyba zgodzisz się ze mną, że materiał ludzki jest w powyższym zestawieniu wyjątkowo dobrze dobrany, a i okoliczności, w jakich się zwykle spotykamy, bardzo sprzyjają %integracji%. Co tam dalej mamy? Suicide Machine zagrali chyba tylko dwa koncerty w tym roku, z resztą oba ze mną na wokalu hehe, Crayven grają dość regularnie, ale niestety tylko w jednym miejscu, Different World już jakiś czas nie istnieje, a Pro-Creation to wyższa szkoła lanserki, więc się wszędzie wpierdalają i gwiazdują. Ja osobiście nie mogę się już doczekać koncertów Moulded Flesh, zwłaszcza, że wyskoczą w nowym, zaskakującym składzie z Frytą (ex-Bestiophile) na drugim wieśle i moim starym druhem Pieczarą (ex-Deneb) za garami. Dodatkowo będę mógł w końcu zobaczyć Krycha w akcji, gdyż podczas naszych występów jakoś nie mam sposobności przyjrzeć mu się dokładniej.

Tarki: Wydaje mi się, że "podpisanie" tej umowy było związane z tym, że Cortege na jakiś czas zawiesili działalność koncertową. Na naszym pierwszym wspólnym koncercie z Uziel w Raciborzu (zagraliśmy tam notabene przez przypadek, bo chłopaki na szybko szukali drugiej kapeli), Szupa – ich wiosłowy, powiedział mi, ze nie maja teraz z kim jeździć na koncerty, wiec zaproponowałem mu towarzystwo Crawling Death. W zamian zobowiązałem się, że jak my coś zorganizujemy, to tez ich zaprosimy. Później dołączyłem do wodorów i tak się też do tego całego objazdowego cyrku wpieprzyliśmy, oczywiście bez pytania o zgodę, bo jakżeby inaczej hehe. Z Suicide Machine sprawa była taka, ze Duszek, nasz ówczesny basista grał tam na gitarze, a jako, ze to nasz serdeczny przyjaciel, to kiedy się dało, zapraszaliśmy ich na koncerty. A i jeszcze dodam, ze Metal, nasz wiosłowy, gra w SM na… basie, tak się wymieniają instrumentami. Z Deneb sytuacja ma się podobnie, jak mogło zagrać więcej kapel, to braliśmy też ich ich. Mimo całkiem sporej ilości kasy, jaką musieliśmy wpompować w ten interes z własnej kieszeni, nie mamy czego żałować. Zagraliśmy całkiem sporo koncertów, jak powiedział Muf %zintegrowaliśmy% się z resztą ziomków, poznaliśmy kupę zajebistych ludzi. Rock n’ roll, żyć nie umierać!

Pociągnijmy (jak zawodowa kobieta niezbyt ciężkich obyczajów) temat koncertów. Większość zespołów, które wcześniej wymieniłem potrafi zaskarbić sobie sympatię publiki bez większego wysiłku, a z monologów wokalistów, prezentowanych pomiędzy poszczególnymi numerami, można by sklecić pokaźnych rozmiarów wolumin, który doprowadziłby niejednego człowieka do ataków niekontrolowanego śmiechu. Dlaczego zatem wolicie epatować humorem zamiast oblewać się krwią kozłów, przybijać rytualnie swoje stopy gwoździami do podłogi czy wychwalać imię Valdemorda w każdej wolnej chwili żeby być true?

Muflon: Ja tam wolałbym oblewać się krwią kozłów, tylko nie za bardzo wiem gdzie można zaopatrzyć się w takową. W specjalistycznych sklepach dla blackmetalowców jeszcze się nie spotkałem z taką ofertą, a przecież nie będę specjalnie w tym celu jechał na wieś, żeby podpierdolić kozła jakiejś biednej, schorowanej staruszce. W każdym razie uważam, że mimo wszystko nasze koncerty są bardziej satanistyczne niż niejednej wymalowanej, nabitej ćwiekami true hordy. W Katowicach, na oczach wielu ludzi zamieniłem popularne wino „Komandos” w krew Szatana, po czym posłałem je w publiczność, by wspólnie celebrować potęgę naszego Pana! Jest to bluźnierstwo porównywalne z powieszeniem bab z gołymi cyckami na krzyżach podczas niesławnego koncertu Gorgoroth. Kłopot w tym, że nikt tego nie sfilmował, więc nie udało nam się zostać gwiazdami głównego wydania „Wiadomości”, ale w końcu nie robimy tego dla taniego poklasku, lecz aby wychwalać Księcia Ciemności i szerzyć Jego imię wśród zagubionej, szukającej oparcia młodzieży. Niestety, w tym kraju nawet fani metalu (którym wydaje się, że są zbuntowani przeciwko zacofanemu społeczeństwu) myślą równie stereotypowo, co ubrane w berety babcie z pobliskiej parafii. Jak Szatan, to obowiązkowo mrok, groźne miny, wieczne umartwianie się i pisanie bloga w świetle księżyca. Tymczasem moim zdaniem o wiele bardziej satanistyczne jest przedślubne dupczenie, chlanie tanich alkoholi, narkotyki i dobra zabawa na pohybel wszelkim normom obyczajowym! Zaś wszystkim, dla których kwintesencją zła są płyty Dimmu Borgir polecam ostatnią, rewelacyjną płytę Darkthrone „The Cult Is Alive”, z której Szatan wyłazi i pluje wszystkim w twarz słowami:

Nothing to prove
Just a hellish rock n’ roll freak
\m/

Muflon, popełniłeś już wiele złego na tym świecie i z pewnością, chociaż w domu Ojca jest mieszkań wiele, na drzwiach żadnego z nich nie widnieje twoje nazwisko he he he… Chciałem tu jednak zapytać o pewien wieczór poetycki, w którym niedawno brałeś udział. Zareklamuj proszę głos poetycki młodego pokolenia, Dżeka i opowiedz jak udała się noc nasycona jego zacnymi strofami?

Muflon: Dżek, czyli Michał Nieciepły, to już kultowa postać ziemi rybnickiej. Swoją przygodę z szeroko pojętą kulturą zaczynał blisko 10 lat temu, grając na gitarze w black metalowej hordzie Debris. Szatan miał jednak wobec niego inne plany, toteż wkrótce ktoś ukradł mu jego instrument, czym spowodował koniec kariery muzycznej Michała. Podłamany nieco tym faktem postanowił poświecić swoje życie piciu piwa w knajpach z kolegami, albo i bez, jeśli akurat żadnego nie było w pobliżu. Właśnie podczas jednego z takich samotnych, alkoholowych seansów jął bazgrać sobie z nudów jakieś słowa na kartce, by ze zdziwieniem odkryć, że oto właśnie napisał pierwszy w swoim życiu wiersz. Historia ta powtórzyła się kilka razy, a gdy uzbierał już dosyć spory zapas swojej poezji, postanowił zaprezentować ją kilku swoim najbliższym przyjaciołom (oczywiście po walnięciu paru browarów na odwagę). Tak się złożyło, że ja oraz Adrian (Pro-Creation), z racji swojego czynnego udziału w życiu kulturalnym naszego miasta, posiadamy dobre stosunki z wieloma właścicielami rybnickich lokali, w tym z Mariuszem – szefem Cafe Julia, gdzie regularnie odbywają się wieczorki poetyckie. Łatwo się więc domyśleć co się wydarzyło. Pamiętnego wieczoru Michał wystąpił wspomagany przez tworzącego na keyboardzie mistyczne podkłady tajemniczego Mr.M. Licznie zebrana publika już po pierwszym wyrecytowanym wierszu podzieliła się na dwa obozy. Część wyszła zbulwersowana, jednak zdecydowana większość przyjęła ten specyficzny typ poezji wielce entuzjastycznie. Zdjęcia i mp3 dokumentujące to wydarzenie oraz wideo z wywiadem, jakiego tuż po wieczorku Nieciepły udzielił tajemniczemu Mr.M znajdziecie na stronie www.dzek.prv.pl.

A jakie plany na najbliższe miesiące i gdzie można będzie pożuć kotleta przy muzie CRAWLING DEATH?

Muflon: Po serii koncertów w pierwszej połowie roku postanowiliśmy na chwilę przystopować i skupić się na tworzeniu nowego materiału, w końcu ileż można grać w kółko te same kawałki? Czyli sytuacja wygląda tak, że kapela siedzi u Tarkiego w garażu i w pocie czoła szlifuje nowy stuff, a ja się opierdalam. Jesienią pewnie coś pogramy, ale jeszcze za wcześnie, żeby powiedzieć gdzie i kiedy.

Tarki: Jak już to w piwnicy, bucu i wokalisto. (dziwna rodzina, trzymają swój samochód w piwnicy – przyp. Muf) Dokładnie, nie ma sensu w kółko mielić tej samej karkówki na gigach, więc teraz w pocie alkohol… ups czoła siedzimy zamknięci w moich katakumbach i tworzymy nowe kawałki. Jeszcze dużo czasu nam to zajmie, ale myślę, że w międzyczasie coś załupiemy na jesieni.

Dzięki za wywiad i na koniec tradycyjnie pozdrówcie czytelniczki i czytelników METALRULEZ za pomocą jakiejś wyszukanej sentencji, która zakotwiczy się w ich umysłach jak kleszcz na jądrach po wizycie w lesie.

Muflon: To ja dziękuję za możliwość uzewnętrznia kilku swoich przemyśleń i podzielenia się nimi z czytelnikami MetalruleZ, których pragnę w tym miejscu pozdrowić gromkim AVE SATAN! Wyczekujcie naszego spliciora z The Odours i Rising Fetus, który wkrótce ukaże się nakładem… MetalruleZ Prod. Zapraszajcie nas na koncerty i stawiajcie piwo hehehe. Do następnego!

Tarki: Ave Satan \m/

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty