CRUSADIST – THE UNHOLY GRAIN
(30 marca 2020, napisał: Robert Serpent)

„The Unholy Grain” to debiutancki album pochodzącego z Chicago Crusadist. Część z piątki muzyków biorących udział w nagrywaniu debiutanckiego krążka może być znana i kojarzona z innych zespołów (projektów), jak chociażby najbardziej chyba rozpoznawalny Against the Plagues.
Debiutancki album Crusadist to spora (niespełna 50 minut) dawka death/thrash metalu z dużym odsetkiem melodii. Przyznam szczerze, że zabierając się za ten materiał miałem wielkie oczekiwania, bo otwierający album „For Blood and Conquest” sieje spore spustoszenie wokół i wszystko wydaje się mieć ręce i nogi. Agresywne riffy, zmiany tempa, ciekawe gitarowe solo… Oj zapachniało świetnym materiałem.
Problem w tym, że im dalej w las, tym Crusadist spuszcza stopniowo z tonu. Oczywiście nie jest tak, że nagle wszystko pada na łeb na szyję, ale gdzieś całość zaczyna sie rozmazywać i panowie serwują nam nieco wolniejsze i niekiedy nasiąknięte wręcz melodią utwory („The Unholy Grain”) czy też „Tempered in Black Flame”. Po mocnym uderzeniu w postaci pierwszego utworu, chciałoby się dalszego wpierdolu, a „The Unholy Grain” zaczyna być po prostu muzyką w tle. Ot, leci sobie i specjalnie nie absorbuje uwagi. Żeby być sprawiedliwym muszę przyznać, że panowie wiedzą jak obsługiwać instrumenty muzyczne i nie brakuje ciekawych riffów („A Moonlit Brigade”) czy też początek „The Hammer at Dawn”.
Niby wszystko wydaje się w porządku, ale jakoś ten album ma w sobie coś drażniącego, to tak jakby zjeżdżać z górki na rowerze z zerwanym łańcuchem. Chciałoby się podkręcić tempo i jeszcze popedałować, ale ogranicza i stopuje nas ten defekt łańcucha.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że wielu osobom przypadną do gustu melodyjne wędrówki Crusadist, mnie osobiście one drażnią, ponieważ zbytnio rozmiękczają całość. Prosta sprawa, jeśli mam ochotę na wódę to ładuje z kielicha czyściochę, a nie robię sobie drinka w proporcji 1/4 wódy na 3/4 przepity. Tak jest w przypadku tego albumu i takie właśnie mam odczucia. Chciałem wpierdolu, a takiego nie uświadczyłem, oczekiwałem czegoś drapieżnego, a dostałem drapieżne fragmenty rozcieńczone zbyt dużą ilością melodii. Szkoda, bo potencjał jest…
Żebym nie został źle zrozumiany. Jestem w stanie wracać do tego albumu, bo jest na czym „zawiesić ucho”. Nie brakuje ciekawych solówek, agresywnych riffów… Dzieje się sporo i na pewno nie można zarzucić Crusadist, że pierdolą w kółko jedno i to samo. Brakuje mi tutaj przysłowiowej kropki nad „i”. Jeśli ktoś lubi kanadyjski Quo Vadis (co jakiś czas wraca to skojarzenie przy obcowaniu z „The Unholy Grain”) i jest w stanie wyobrazić sobie muzykę Kanadyjczyków połączoną z wcześniejszym obliczem Amon Amarth (kiedy dało się jeszcze AA słuchać) to nie będzie miał problemu z tym krażkiem. Jak dla mnie debiut Amerykanów to album do posłuchania i raczej do zapomnienia… Prawa rynku metalowego są brutalne. Można zaopatrywać się w albumy średnie, ale w przypadku gdy taki album nagra jeden z naszych idoli sprzed lat, ot zwykłe potknięcie, każdemu się zdarza. Gorzej gdy zespół wkracza na scenę ze średnim debiutem. A przecież przeciętny fan ma na co wydawać pieniądze.
Ja „The Unholy Grain” raczej bym nie kupił, ale wiem, że są osoby, którym przypadnie do gustu. Wszak wiadomo, jak to jest z gustami…
Wyd. własne zespołu, 2019
Lista utworów:
1. For Blood and Conquest
2. The Unholy Grail
3. Tempered in Black Flame
4. A Moonlit Brigade
5. The Hammer at Dawn
6. Triumph Through Torture
7. Beyond the Count of Grief
8. The Noble Savage
9. Only the Fearless Ride
Ocena: -7/10
https://www.facebook.com/theunholygrail/
