CRITICAL DEFIANCE – MISCONCEPTION
(1 lipca 2019, napisał: Robert Serpent)

Jak już kiedyś wspomniałem, Ameryka Południowa to dziki kontynent. W zdecydowanej większości bardzo szanuję tamtejsze zespoły, za nieokiełznanie, za poziom agresji, za szczerość przekazu, za wysoki stopień robienia dobrze miłośnikom metalowej sztuki.
Nie inaczej jest w przypadku chilijskiego Critical Defiance. W sumie, w przeciągu ostatnich kilku miesięcy to któraś już kapela z Chile, która wpada w moje łapska i mam wrażenie, że każda ociera się o ciężko dostępne dla wielu, a dla innych nieosiągalne wręcz, bramy z magicznym napisem „geniusz”.
„Misconception” to debiutancki pełnowymiarowy album Critical Defiance i powiem Wam, drodzy fanatycy metalowej zagłady, że jeśli Chilijczycy tak napierdalają na debiucie to ja im wróżę wielką karierę. Osiem utworów, których czas trwania to niespełna 40 minut, to kwintesencja tego czym kiedyś zachwycały nas zespoły z Bay Area. Już widzę te uśmiechy na wielu twarzach i drapanie się po wyłysiałych głowach. Mało tego, tutaj będzie odważna teza z mojej strony, Critical Defiance wiele z tych zespołów po prostu przerasta na starcie, a wielu innym dorównuje. Bluźnię? W żadnym wypadku, ten album jest tak kapitalny, cudowny i zagrany z polotem i finezją, że nie zamierzam wcale ukrywać, iż pieję z zachwytu przy każdym kolejnym odsłuchu.
Nigdy nie nosiłem białych adidasów, rurki lubię czasem tylko z kremem, jak mam ochotę na coś słodkiego, ale nie uznaję takich spodni. Nie zmienia to faktu, że wychowałem się na thrash metalu z lat 80-tych i 90-tych, zajeżdżając i katując taśmy na swoim prawie nieśmiertelnym „jamniku”. Kocham thrash metal tamtych lat, a Critical Defiance nagrał album, który spina klamrą wszystko co najlepsze w tamtych latach wypływało na szerokie wody ze Stanów Zjednoczonych.
Mam wrażenie, że znowu jestem nastolatkiem i znowu przewijam ołówkiem taśmę kasety, a w tle pieści uszy muza gigantów tamtego okresu. Jestem pełen podziwu dla tego co muzycy Critical Defiance zamieścili na swoim debiucie. Ostre jak maczety kawałki, okraszone świetną pracą basu, galopy perkusyjne, pokręcone i pogmatwane solówki gitarowe, świetne wokale, zróżnicowane tempa kawałków (w większości szybkie i bardzo szybkie), z porażającymi doskonałymi skocznymi zwolnieniami, wielkie umiejętności techniczne muzyków i wreszcie skurwysyńsko kapitalne brzmienie!
Zastanawiam się czy nie domagać się jakiejś rekompensaty za uszczerbek na zdrowiu ;) Raz po raz słuchając „Misconception” włosy na rękach (na głowie już ich nie mam od lat) stawały mi dęba, a na całym ciele pojawiała się bolesna wręcz „gęsia skórka”.
Album bez słabych punktów, każdy kolejny utwór trzyma najwyższy poziom. Wszystkie są okrutnie doskonałe i precyzyjne niczym cios maczętą. Czy weźmiemy taki „Punished Existence” czy instrumentalny, nieco wolniejszy od pozostałych, z pulsującym basem „507″, czy też galopujący na początku „What About You”, czy koncertowy łamacz kości w postaci „Onset”, czy też obojętnie jaki inny kawałek, poziom doskonałości albumu nie spada ani na chwilę.
Mam nadzieję, że po takim debiucie panowie nie spoczną na laurach i woda sodowa nie uderzy do głowy i Critical Defiance pójdzie za ciosem i nie zawiedzie na kolejnych albumach. Poprzeczkę Chilijczycy zawiesili sobie i innym na rekordowej wysokości i obawiam się, że mało kto będzie w stanie tę poprzeczkę przeskoczyć.
Długo się zastanawiałem, ale nie może być innej oceny niż maksymalna nota… I to już na debiucie! Album genialny i zecydowany kandydat do tytułu „debiutant roku”.
Dla maniaków agresywnego thrash metalu pozycja musowa! Nie przegapcie tej thrash metalowej uczty!
Wyd. Unspeakable Axe Records, 2019 (CD)
Pub Metal Shop, 2019 (MC)
Lista utworów:
1. Desert Ways
2. Spiral of Hatred
3. Punished Existence
4. 507
5. What About You
6. Onset
7. Pursuit of Chaos
8. Misconception
Ocena: 10/10
https://www.facebook.com/criticaldefiance
