THE BLANK STANDARD – THE BLANK STANDARD
(5 lutego 2019, napisał: Robert Serpent)

Czy jestem masochistą? Nie sądzę, ale zanim zacząłem przesłuchiwać debiutancką płytę pochodzącego z Chicago The Blank Standard, zastanawiałem się czy chcę cierpieć.
Zacznijmy jednak od początku… The Blank Standard istnieje od 2011 roku i po różnych perturbacjach personalnych i nabywaniu doświadczenia, po siedmiu latach zespół wydaje swój pełnoczasowy debiut.
Muzyka zawarta na tym krążku to nic innego jak deathcore. Zapewne co poniektórzy darują sobie w tym momencie dalsze czytanie. Dla mnie to również swego rodzaju wyzwanie, bo nie gustuję raczej w takich klimatach. Podobno świat do odważnych należy, zaryzykowałem i podjąłem wyzwanie.
Obiecałem sobie jednak przed pierwszym przesłuchaniem, że jeżeli tylko usłyszę pedalskie i słodziutkie przyśpiewki czystym głosikiem to natychmiast odpuszczam, bo szkoda mi sprzętu, a mógłby zostać uszkodzony.
I co? Na szczęście nie doczekałem się śpiewanych słodkim głosikiem refrenów. Zamiast żałosnych przyśpiewek mamy potężny growl (jak kto woli „kibel”) i całkiem sympatyczny wpierdol. Bardzo przyjemnym zaskoczeniem są wycieczki panów w rejony death metalu. Sporo tu oczywiście melodyjnych zagrywek, nie brakuje również „szarpanych” riffów, ale z drugiej strony taki „Hydra” czy przede wszystkim „Heavy Death Murder Kill” mają konkretne pierdolnięcie. Szczególnie drugi z wymienionych utworów spowodował szczery uśmiech na mej twarzy. Riff jakim się zaczyna ten utwór rozłożył mnie na łopatki, dodatkowo blasty i mamy to co tygryski lubią najbardziej czyli jazdę bez trzymanki. W dalszej fazie utworu panowie wprawdzie zwalniają, ale nie zmienia to faktu, że jest to mój zdecydowany faworyt na tym albumie.
Niestety jest też problem. I to duży… Mianowicie czas na picie, jak to mawiał klasyk :) Poważnie mówiąc, nie rozumiem tego co się stało po zakończeniu świetnego „Heavy Death Murder Kill”. Strzał w kolano to mało powiedziane. Dwa ostatnie kawałki są tak potrzebne jak kurwie majtki. Zespół rozmienia się na drobne, traci power. Pytanie, czemu? Do piątego utworu wszystko gra i pyka jak trzeba, jest moc, nie ma nudy… Niestety wspomniane dwa ostatnie kawałki po prostu mnie zmęczyły i zniszczyły nieco całokształt odbierania albumu. Melodie pojawiające się w obu tych utworach przywołują koszmary jakie mam jak przypadkiem zobaczę kolesi w rurkach, z zaczesanymi grzywkami, z kolorowymi tatuażami na swoich chudych łapkach. Za dużo pitolenia, gdzie ta siła bijąca z wcześniejszych pięciu utworów? Szkoda, bo ocena leci w dół za takie chujowe „manewry”.
Tak czy inaczej nie jest źle. The Blank Standard nie ma się czego wstydzić (oprócz dwóch ostatnich słabiutkich „piosenek”). Ja sobie włączam płytkę ponownie, do utworu numer „pięć” włącznie…
Wyd. własne zespołu, 2018
Lista utworów:
1. Two Ply
2. Dump Truck Full of Zombies
3. Hydra
4. Lepers at the Gate
5. Heavy Death Murder Kill
6. The Gorgon Reflecting Pool
7. Megaton
Ocena: -6/10
https://www.facebook.com/Theblankstandard/
