Antigama – Zeroland
(27 grudnia 2005, napisał: Metanol)

Oj inaczej to sobie wszystko wyobrażałem. Miałem nadzieje na kompleksowo odjechaną płytę, na której Antigama radykalnie odrzuci schematy czy wytyczne gatunku. Na "Zeroland" otrzymaliśmy raczej mieszaninę starego z nowym. Pewne elementy tego materiału są całkowitym novum, aczkolwiek wiele jest na niej bardziej typowej, młócki spod znaku grindcore. W zasadzie zawiedzione nadzieje na duży skok w stosunku do "Discomfort" są dla mojej skromnej osoby największą wadą. Jest jedna jeszcze zasadnicza porażka na tej płycie – czas. Ja rozumiem, że w ciągu 24 minut można przekazać wiele, ale 13 minut muzyki (w potocznym tego słowa znaczeniu) to trochę za mało jak na pełny album. Nie sądzę, aby to zachęcało do jej zakupu niezdecydowanych. No to tak było od dupy strony teraz konkrety. Trzecia produkcja najbardziej odjechanego zespołu mimo pewnych minusów może stawać w konkursie na najbardziej udane nagranie roku. Jest ostro i dziwnie, czyli tak jak powinno być. Warszawiacy dalej uprawiają swoje połamańce, choć wydaje mi się, iż konstrukcje kawałków są nieco prostsze niż na "Discomfort". Za to aranże są dużo ciekawsze i bardziej ryjące po łbie, głównie za sprawą sampli które przewijają się przez kawałki. Cieszę się bardzo, iż dano więcej możliwości Łukaszowi na eksperymenty z głosem – na "Zeroland" można usłyszeć krzyki, skrzeki, mruczenia, a nawet czysty (choć raczej z efektem) głos, który robi piorunujące wrażenie. Płyta jest w pyte i warta nabycia mimo swego krótkiego czasu trwania. Nie wiem co jeszcze powinna zrobić ta kapela, aby zaistnieć w świadomości maniaków na zachodzie, wiem na pewno, że należy im się to.
Lista utworóó
1. Seed
2. Izaak
3. Jazzy
4. Starshit
5. How,
6. The View
7. Wounded Butterfly
8. Sorry
9. Zeroland
Ocena: 9/10
