Inira – Gray painted garden
(5 stycznia 2019, napisał: Pudel)

Przyznam, że zawsze z lekkim niepokojem sięgam po przysyłane przez najlepszego z redaktorów naczelnych wydawnictwa z logiem Metal Scrap. Bowiem wytwórni tej, obok rzeczy zupełnie przyzwoitych, przytrafia się także wydawanie rzeczy, od słuchania których nie tylko ręce opadają. Osobliwie często zdarza się to, gdy obok loga MS widnieje nazwa sublabelu Another side records… W przypadku drugiej dużej płyty włoskiej formacji Inira już po pierwszych minutach trwania płyty wiedziałem, że lekko nie będzie. „Gray painted garden” to modelowy wręcz przykład albumu, gdzie technicznie wszystko jest ok. Brzmi to zawodowo, grać typy umieją i tak dalej. A jednocześnie jest to taki paździerz, że głowa mała. Chyba miał być to melodyjny death metal. Wyszło słodko-pierdzące raczej niezbyt melodyjne cholera wie co. Pełno tu czystych, ślicznych wokali, biedascreamów i biedagrowli, pogłosy, chórki, „przestrzeń”… także późny Soilwork czy In flames to przy tym naprawdę „mocniejsze granie” a takie At the gates jawi się niemal goregrindem. Jednocześnie brak tu chwytliwych riffów, sensownych melodii, nawet toto w żaden sposób nie buja, nie ma „drajwu”, albowiem perkusista gra jakieś gówno zamiast jakkolwiek napędzać tę muzę. Jak już usiłuje doszukać się tu czegoś pozytywnego, to wchodzi jakiś wielogłos rodem z piosenki oazowo-harcerskiej. To już nawet nie chodzi o to, że ta muzyka wyprana jest z jakiegokolwiek ciężaru, agresji i innych rzeczy wydawałoby się w muzyce metalowej niezbędnych – to jest po prostu tak nędzne kompozytorsko, że ciężko ten album przesłuchać za jednym zamachem. A w tych krótkich chwilach, gdzie zza oparów tego lukru wyłania się jakieś mniej więcej cięższe granie to słychać, że mogłoby coś z tego być. NIESTETY NIE JEST. Pamiętam jak już lata temu śląska Dual Coma na ostatniej swojej płycie poszła w bardzo melodyjne rejony, ludzie nie zostawili na tamtym materiale suchej nitki. Tymczasem w zestawieniu z „Gray painted garden” ich album „The Diary” wydaje się dziełem nieomal wybitnym i agresywnym. Nie dajcie sobie wmówić, że ten album jest dobry, nowoczesny i „ponad podziałami” – jest zwyczajnie do dupy. Nawet taki „metal dla zbuntowanych dzieci” może być przecież całkiem niezły, mieć jakieś chwytliwe refreny, cokolwiek. tutaj nie ma nic. Ta płyta to po prostu 11 numerów niczego. 50 minut słuchania gruchania gołębi byłoby chyba bardziej produktywne, bo przynajmniej obcowałoby się z naturą. Oczywiście mógłbym tu pisać jakieś pierdy o dobrym brzmieniu, niezłym warsztacie, ale serio, w roku 2019 to kogoś miałoby dziwić? Cóż, raczej wiadomo na jakiej zasadzie takie płyty są wydawane, raczej wątpliwe, żeby ktoś się na to natknął przypadkiem, niemniej jednak ostrzegam – to jest bardzo, bardzo słaby materiał.
Wyd. Metal Scrap/Another Side, 2018
Lista utworów:
01. Gray Painted Garden
02. Discarded
03. This Is War
04. Sorrow Makes for Sincerity
05. Venezia
06. Zero
07. The Falling Man
08. The Path
09. Universal Sentence of Death
10. Oculus Ex Inferi
11. Home
Ocena: 3/10
