SUNWHEEL – I AM THE ONE
(24 listopada 2018, napisał: Robert Serpent)

Nie jestem nawet w stanie opisać uczucia jakie mi towarzyszyło kiedy dowiedziałem się, że Sunwheel wyda drugi album. Od momentu ukazania się debiutanckiego, kapitalnego „Industry of Death” minęło osiem długich lat. Osiem lat oczekiwania i tkwienia w nadzieji, że Sunwheel zatrzęsie ziemią po raz kolejny. Owe czekanie zostało nagrodzone i z początkiem bieżącego roku (tak, to nie pomyłka, album ukazał się w drugiej połowie stycznia) otrzymaliśmy „I Am the One”. Czas zapiernicza jak dziki kot w pogoni za ofiarą i z bliżej niewyjaśnionych przyczyn dopiero teraz ów album trafia do zrecenzowania.
Sunwhell to Piąty (chyba nie trzeba nikomu przedstawiać takich zespołów jak Kataxu, Gontyna Kry), który z pomocą muzyków sesyjnych, którzy pomogli w nagraniach partii basu i garów, stworzył album zmiatający i dewastujący wszystko w zasięgu wzroku. Pisząc, że ten album to cios to tak jakby napisać, że dostało się w twarz z liścia od niemowlaka. Już utwór otwierający album, tytułowy „I Am the One” niesie ze sobą taką dawkę przytłaczającej energii i agresji, że człowieka rozpiera duma, że tak wielce utalentowany muzyk pochodzi z naszego kraju. Dalej nie jest wcale gorzej, płyta ta to nieustająca seria kompilacji wszelkiej maści ciosów, raz prostych, innym razem bardziej skomplikowanych. Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że nie sposób wyłapać te ciosy i dostajemy bolesne serie nie tylko po głowie, ale również w korpus.
O każdym z siedmiu utworów należy wypowiadać się tylko i wyłącznie w samych superlatywach. Spotkałem się z określeniem, że Sunwheel gra symfoniczny black metal, nie będę wdawał się w jakieś mało potrzebne dywagacje czy rzeczywiście tak jest. Owszem, są oczywiście klawisze, ale gitary mają takie nieludzkie pierdolnięcie, że kurz sam się unosi w mieszkaniu po odpaleniu płyty. Weźmy taki „Ardent Wombs of the Astral”, riff na początku utworu to rasowy, agresywny thrash metal, pojawiają się również wędrówki w stronę death metalu, jednak głównym składnikiem „I Am the One” jest black metal. Black metal pełen jadu, nienawiści, agresji, pomysłowości, dumy, ale nie pozbawiony zarazem melodii. Wszystkie wymienione czynniki wymieszane ze sobą w idealnych proporcjach dają dzieło, o którym długo jeszcze będzie się mówiło.
Pewną niespodzianką, jakże miłą, jest utwór zaśpiewany w języku polskim, mowa oczywiście o genialnym „Hymn nocnej batalii”. Prawdę mówiąc Piąty daje nam dopiero odetchnąć w ostatnim utworze, monumentalnym, instrumentalnym „Galley of Death”.
Sunwheel ma asa w rękawie i jest w stanie rozdawać karty i przestawiać wszystkich z lewa na prawo. Ten as to niepodrabialny styl. Muzyki tego projektu nie da się w żaden sposób porównać do muzyki innych zespołów, jest niepowtarzalna, szczera i oryginalna, podobnie rzecz się ma z charakterystycznym wokalem Piątego. To jest po prostu Sunwheel, klasa sama w sobie!
Dwa słowa na koniec. Dla mnie Sunwheel to absolutna czołówka polskiej sceny i nie może być innej oceny niż maks. Jeśli ktoś nie wierzy w moc i geniusz „I Am the One”, to po prostu ciężko grzeszy i nie ma innej opcji jak przekonanie się na własnej skórze jakie dzieło (!) stworzył Piąty. Swoją drogą, ile razy pod rząd można słuchać jednej płyty? Ja nie liczę, ale palec wędruje po raz kolejny ku przyciskowi „play”.
Wyd. H8 Crimes, 2018
Lista utworów:
1. I Am the One
2. The March of the She-Bear
3. The Eclipse Queen
4. Hymn nocnej batalii
5. Ardent Wombs of the Astral
6. The Feast of Harvest
7. Galley of Death
Ocena: 10/10
