Warfist (Mihu) „Metal do szpiku kości!”

(12 grudnia 2017, napisał: Adam Joseph Stodolny)


Warfist (Mihu) „Metal do szpiku kości!”

Skłamałbym jeśli bym powiedział, że jestem fanem thrash metalu. Skłamałbym też jeśli bym powiedział, że jestem wielkim fanem black/thrash metalu. Ale ostatnio na polskiej ziemi to połączenie zyskuje coraz większy poklask. Jak na moje to zielonogórski Warfist jest jednym z czarnych koni tej sceny. A Mihu przy okazji wydania nowej płyty „Metal to the Bone” ma dużo do powiedzenia na temat tego co w thrashu piszczy.

 

Siemasz Mihu, powiedz mi co ciekawego słychać w obozie Warfist, splendor, hajsy, dziwki i wóda?

 

Wszystko to, o czym wspomniałeś. Oprócz hajsu, bo poszedł na wódę, dziwki i bordowy czołg w seledynowe trójkąty, który strzela zgniłymi skórkami od banana, dzięki któremu zyskaliśmy splendor na dzielni. A tak poza tym tworzymy nowy materiał i jaramy się, że stary póki co zbiera zajebiste opinie.

 

„Metal To The Bone” czyli po polskiemu „Od Kuców dla Kuców”? Uważacie, że granie metalu jest wartością samą w sobie, że aż na tytuł płyty to daliście?

 

Pytasz tak, jakbym ja to wiedział. Metal zawsze kojarzył mi się z buntem, z nie przystawaniem do ogółu tylko dlatego, że tak wypada, posiadaniem własnego zdania i umiejętnością samodzielnego myślenia. Teraz pewnie sobie pomyślisz, że przecież większość tzw. „kuców” jest zaprzeczeniem tego wszystkiego, ale ja mam to szczerze powiedziawszy w dupie i nie będę się przejmował tym, jak postrzegane jest środowisko metalowe, przez pryzmat kilku jego reprezentantów. Także metal sam w sobie jakąś wartością pewnie jest, granie jego możliwe, że też… Właściwie to nie zaprzątam sobie głowy takimi rzeczami, tylko żyję swoim życiem. A co do samego tytułu to, podobnie jak zresztą cała płyta, miał on być hołdem dla klasycznego metalu z lat 80. Może i trochę to przerysowane i dla niektórych pewnie i nieco kiczowate, ale tamten metal też po trochu taki był i pewnie domyślasz się, gdzie miał podobne opinie ;)

 

Wszystko na tej płycie jest odzwierciedleniem kanonu old schoolowego metalu (głownie tego niemieckiego). Okładka, muzyka, zdjęcia, no wszystko. Kiedy pisaliście „Metal…” to tak sobie założyliście, czy po prostu poszliście na łatwiznę i skorzystaliście z już dosyć oklepanych wzorców?

 

Tak jak już odpowiedziałem w poprzednim pytaniu, był to celowy zabieg, aby oddać hołd takiemu graniu. Inna sprawa, że Warfist nigdy nie silił się na odkrywanie Ameryki i przecieranie nowych muzycznych szlaków. Nam zawsze wystarczyło, że gramy muzę, która kopie po jajach, zostawia pełno siniaków i kilka złamań otwartych. Taki naszym zdaniem powinien być metal. Ktoś sobie może mówić, że to odgrzewany kotlet albo pójście na łatwiznę. Wolę jednak grać takie chamskie rzeczy, niż silić się na natchnionego wizjonera i artystę, którym nie jestem i raczej nigdy nie będę.

 

Pomimo tego, że „Metal To The Bone” jest oczywista na wskroś to diabeł nie siedzi w Grunbergu ale w szczegółach, które dosyć mocno ją jednak wyróżniają… (rozumiem, że te chórki to z Wałów Jagiellońskich wzięliście ;) )

 

Nie, chórki akurat były z gruzińskiego zespołu śpiewu białego Harmegendezyszwili. Biorą mało za współpracę, bo tylko sznur kaszanki, baniak bimbru i dzban koziego mleka. Dlatego się zdecydowaliśmy. Wiesz, tak jak Ci mówiłem, zależy nam przede wszystkim na mocy i przebojowości (jakkolwiek to drugie by nie zabrzmiało) naszej muzy. Czasem wyjdą jakieś zaskakujące smaczki, czasem nie. Nie siedzimy godzinami myśląc, co by tu zrobić, żeby wszyscy zbierali szczęki z podłogi. Te wyróżniające się szczegóły, jak to raczyłeś nazwać, zawsze pojawiały się naturalnie. Może to jednak jakaś pieprzona ewolucja nas dopada? Najważniejsze, żeby to co wyjdzie spod naszych palców nam się podobało. A analizę i rozkładanie tego na czynniki pierwsze pozostawiamy nieszczęśnikom, którzy będą się męczyć recenzując nasze wypociny.

 

W66_9595 (copy)

 

Jak sam byś porównał te płyty? Nie można tu mówić o syndromie drugiej płyty.

 

Debiut traktuję w sumie jako takie zwieńczenie pierwszej dekady działalności. Zresztą właśnie w okolicach dziesiątej rocznicy powstania kapeli płyta się ukazała. Jest tam kilka kawałków premierowych, kilka nagranych na nowo. Ogólnie rzeczy powstałe w różnych okresach, przez co album może wydawać się nieco rozchybotany stylistycznie… albo po prostu zróżnicowany. Cały czas jednak lubię ten materiał i kilka kawałków z niego wciąż chętnie gramy na koncertach. Natomiast „Metal…” to od początku do końca premierowy materiał, spięty jakąś stylistyczną i… nawet poniekąd koncepcyjną klamrą. Wszystko tam gada zajebiście i kawałki te są moim zdaniem dopracowane w 666%. Tak jak zawsze po nagraniu nowego materiału po jakimś czasie stwierdzałem, że coś bym tu i ówdzie pozmieniał, tak w przypadki drugiej płyty nie mam się póki co do czego przyjebać. Sądzę też, że ten album wyznaczy nasz kierunek muzyczny na przyszłość, chociaż nigdy nie wiadomo, jak to się potoczy. Na pewno mogę śmiało powiedzieć, że to nasz najlepszy materiał jak do tej pory i chyba z żadnego nie byliśmy wcześniej tak dumni. Nie wiem za bardzo, czym jest syndrom drugiej płyty, więc nie potrafię Ci przytaknąć, ani zaprzeczyć.

 

Porównując wasze poprzednie materiały, stwierdzam, że z płyty na płytę coraz mniej w waszym graniu black metalu a coraz więcej thrash metalu. Proporcje zmniejszyły się z początkowych 60/40 do 85/15. Minęły fascynacje Witchmaster?

 

Kiedyś w końcu trzeba było przeciąć pępowinę, prawda? ;) Tak jak mówiłem wcześniej – takie rzeczy wychodzą u nas naturalnie. Może między naszymi kolejnymi materiałami była taka zależność, ale może już na następnym te proporcje znów się odwrócą. Albo skłonimy się bardziej w stronę death metalu? Albo heavy? Albo doom metalu? Czas pokaże. Zresztą jeśli ten black się w naszym graniu pojawiał, to i tak bardziej ten z tzw. pierwszej fali, czyli Venom, Hellhammer/Celtic Frost, Bathory, może trochę Sarcofago. A wracając do fascynacji Witchmaster, to nigdy nie ukrywałem, że mieli na nas duży wpływ i cały czas zajebiście lubię ich muzę. Po prostu poszliśmy w swoją stronę.

 

Powiedz mi jak to jest grać thrash black, kiedy wokoło same kaptury, klimaty i Mgła wylewająca się z lodówki?

 

Zajebiście! Kaptur co prawda zakładam, jak pada deszcz, ale wolę jednak inną stylówę. Zresztą teraz panuje moda na to, a niedługo będzie na coś innego. Może właśnie na black/thrash? Zresztą ubiegły rok pokazał, że takie granie wciąż ma się dobrze, chociażby za sprawą nowych płyt Destroyer 666 czy Desaster, a u nas w kraju Ragehammer. Być może ta ofensywa z roku na rok będzie przybierać jeszcze bardziej na sile.

 

 

Mówiąc jeszcze o osadzeniu tej płyty w kanonie, to tym razem poszliście głębiej. Nie jest to już ten „szybki black/thrash” jaki znamy z poprzednich płyt, ale jest wolniej, gęściej.

 

Szybkość wciąż jest tam elementem dominującym, jak na mój gust. Doomowych temp grać nie zaczęliśmy. Zresztą wiesz, młodsi się nie robimy i trzeba czasem zdjąć girę z gazu, żeby się nie zasapać za bardzo. A tak serio, to tym razem udało nam się wpleść w utwory kilka patentów rodem z klasycznego heavy, spod znaku Accept, Running Wild czy Anvil, żeby było bardziej rytmicznie i żeby całość bardziej chwytała za mordę przebojowością. Ogólnie zresztą materiał wyszedł dość zróżnicowany, więc pewnie dlatego w porównaniu z wcześniejszymi rzeczami odniosłeś takie wrażenie.

 

W66_9580 (copy)

 

Całkiem niedawno znalazłem na internetach wywiad z wami z kwietnia 2015 gdzie materiał był już nagrany i wysyłany do wytwórni. Aż tyle trwało by ktoś się w końcu zainteresował i to wydał? Nie lepiej i szybciej byłoby to zrobić samemu? Czy tak chujowo wygląda rynek muzyczny w Polsce?

 

No akurat tak długo. Już nawet w pewnym momencie myślałem coraz poważniej, żeby wypuścić to samodzielnie. Ale wtedy akurat pojawiło się Godz ov War. Zresztą zależało mi też, żeby ten materiał odbił się jakimś echem, nie przepadł zapomniany. I właśnie dlatego tak się uparłem na jakąś wytwórnię. Tu też się pojawia kwestia, że nie mogła być „jakaś”, tylko taka, która pomoże nam w dobrej promocji tego materiału. Na szczęście trafiliśmy pod tym względem w dziesiątkę. Co do tej chujowatości rynku muzycznego w Polsce… Nie wiem czy to właśnie przez to, czy po prostu przez fakt, że teraz ogólnie ciężko się przebić ze swoimi materiałami, bo kapel powstaje teraz więcej niż pryszczy na ryju gimnazjalisty. A wydanie i promocja kosztuje, więc wytwórnie nie rzucają się na wszystko, co dostaną. Nie tyczy się to jedynie Polski, bo materiał wysyłaliśmy też za granicę i tam też często odpowiadano – materiał fajny, wszystko spoko, ale nie mamy aktualnie hajsu na nowe wydawnictwa. Inna sprawa – wspominałeś o obecnie panującej modzie muzycznej. Średnio się w nią wpisujemy, więc oczywiste, że trochę dłużej musimy się narozglądać, aby coś znaleźć. Sam rynek wydawniczy w Polsce jaki jest, każdy widzi. Dobrze, że kilka wytwórni wciąż się uchowało i nadal skutecznie wspierają krajowe i zagraniczne kapele.

 

Godz ov War promują was gdzie się tylko da. O Warfist coraz więcej się mówi, pisze i coraz częściej można was też zobaczyć na żywo. Czyżby był to materiał dla was przełomowy?

 

Śmiało mogę powiedzieć, że tak. Jak mówiłem wcześniej, nie chcieliśmy, aby ta płyta zginęła gdzieś w odmętach innych wydawnictw, a to dlatego, że od początku cholernie wierzyliśmy w ten materiał. Greg też w niego uwierzył i dokłada wszelkich starań, aby nasze obawy się nie spełniły. Idzie mu to póki co świetnie.

 

Thrash metal jakiś czas temu zaczął przeżywać swoja kolejną młodość (która już to chyba ciężko policzyć). Dużo kapel na tej modzie wypłynęło. Co Ty o tym wszystkim sądzisz? Kogoś polecasz, kogoś nie polecasz?

 

No właśnie, którą to już? Wcześniejszy taki zryw był chyba w okolicach 2007-2008 roku. Wtedy namnożyło się pełno tych Havoków, Bonded By Bloodów i innych Vindicatorów z płytami ozdobionymi okładkami Eda Repki, bo to kult. Obecnie z tamtego rzutu zostało już bardzo mało zespołów, a te, którym się udało przetrwać, są mniej lub bardziej udanymi kopiami Exodus, bądź Nuclear Assault. Przyznam szczerze, że w tamtym czasie trochę z tamtych zespołów łykałem, ale teraz już nie bardzo chce mi się do nich wracać. Thrash obecnie na pewno przeżywa młodość w wydaniu dinozaurów. Taki Sodom znów wydał genialną płytę, Protector dał zajebiście do pieca nowym materiałem, w tym roku Overkill ma duże szansę na płytę roku… Z drugiej strony taki Kreator czy Exodus nagrali ostatnio  straszne kupy, więc prawda leży pośrodku. Jedno jest fajne, że powracający obecnie thrash idzie bardziej w kierunku europejskim, niż amerykańskim, jak miało miejsce w przypadku tej mody, o której mówiłem na początku. Nie jest tajemnicą, że thrash ze Starego Kontynentu, z Niemcami na czele, leży mi o wiele bardziej, więc ja jestem zadowolony.

 

Zielona Góra była kiedyś niezłą wylęgarnią kapel i to z tego bardziej ekstremalnego zakątka metalu. I nagle wszystko tak jakby zdechło. Co się stało?

 

To dobre pytanie. Sam się nad tym parę razy zastanawiałem i chyba nie potrafię Ci udzielić jakiejś spójnej odpowiedzi. Być może to po prostu kwestia tego, jak wygląda obecne pokolenie nastolatków. Wiem, że pewnie brzmię teraz jak stary zgred, ale kurwa… W Zielonej niemalże nie uświadczysz żadnego gówniarza z długimi piórami, nie mówiąc już o ramonesce, czy koszulce jakiejś kapeli. A jeśli już to jakiegoś Ssijbatona. Chciałbym się mylić, ale obecna zielonogórska młodzież chyba nie jest podatnym gruntem na zaszczepienie muzyki metalowej. Nie wiem, czy to tylko nasze miasto, czy tak się dzieje wszędzie. Nie prowadziłem na ten temat badań. Chociaż większe miasta chyba nie mają problemów z młodymi adeptami. Niedawno współpracowałem przy powstaniu książki o historii zielonogórskiego podziemia metalowo-punkowego. Aż się łezka kręciła w oku, że wcześniej tyle się tu działo, a od kilku lat następuje powolny zgon tego całego dziedzictwa. Tyle dobrego, że jeszcze stare kapele jakoś się trzymają i metal w Zielonej Górze nie umarł całkowicie.

 

Poza Warfist grasz jeszcze w Supreme Lord, wcześniej byłeś jednym z motorów napędowych Ebola i wspomagałeś poznański Bloodthirst. Skąd masz w głowie tyle pomysłów? Czy Wafist to takie Twoje ukochane dziecko?

 

Skąd? Chyba z głowy. Tak mi się wydaje… Wiesz, z tych wszystkich kapel, które wymieniłeś, w sumie jedynie w Warfist i w Eboli miałem coś do powiedzenia jeśli chodzi o tworzony materiał. W Supreme Lord materiał tworzy w całości Reyash, natomiast gdy doszedłem do Bloodthirst, cały materiał na jedynkę był już zrobiony, a dodatkowo tak rzadko dojeżdżałem na próby, że te chuje robiły nowe kawałki za moimi plecami ;) Także to nie jest tak, że skoro pojawiam się w jakiejś kapeli, to od razu dorzucę tam od siebie kilka nutek. Co do drugiej części Twojego pytania… Chyba można zaryzykować takie stwierdzenie. Kiedy jakoś sześć lat temu stwierdziłem, że nie jestem w stanie pogodzić grania w dwóch kapelach, w których byłem odpowiedzialny za tworzenie co najmniej połowy materiału (Ebola i Warfist, jakby ktoś się nie domyślił), trzeba było dokonać wyboru. Padł on na Warfist, ale bardziej z tego względu, że z Ebolą nagrałem już w tamtym czasie dwie płyty, a z Warfistem jeszcze żadnej. Stwierdziłem, że intensywniejsze poświęcenie się tej kapeli może wreszcie coś zmieni w tym temacie. Udało się. Ale teraz już chyba nie odejdę.

 

W66_9576 (copy)

 

Jak to jest znaleźć się na tak prestiżowym portalu internetowym jak pudelek? Chcecie wygryźć Nergala?

 

Nie wiem, byłem pijany, gdy to się stało. A Nergala nie mam najmniejszej ochoty w cokolwiek gryźć.

 

A teraz na poważnie, cała akcja została dosyć mocno rozdmuchana w różnych mediach. Ale wy sami jakoś niezbyt kwapiliście się do sprostowania tego zamieszania.

 

Jak to nie? Chyba po trzech czy czterech dniach od całej akcji, opublikowaliśmy na naszym profilu oficjalne oświadczenie Wratha w tej sprawie, które nieco wyprostowało pewne… niuanse z wcześniejszych doniesień medialnych. Ale z drugiej strony my nie płakaliśmy specjalnie, że taka gównoburza się z tego zrobiła. Mieliśmy dzięki temu darmową promocję. Spotkałem nawet parę osób, które twierdziły, że poznały nas przez tę akcję i przy okazji spodobała im się muza. Nie ma zatem tego złego, zwłaszcza że jak już pewnie wiesz, konsekwencje prawne z niej wynikające, nie były mocno dotkliwe.

 

Skoro już jesteśmy przy Internecie. Ten temat był poruszany już w kilku wywiadach, ale chyba nikt nie odważył się głośno powiedzieć, że gdyby nie Internet to ekstremalnym metalem byłoby zainteresowane tyle ludzi co grindcore’m w Polsce…

 

Jak dla mnie to nowy temat. Ciężko mi się ustosunkować do tego. Kiedy nie było tak mocno rozpowszechnionego neta, metal jakoś specjalnie źle się nie miał. Zwłaszcza ten ekstremalny, który to zawsze był u nas mocno reprezentowany. Podziemie trzymało się prężnie, a kapele docierały tam gdzie miały dotrzeć i to grono odbiorców nie było takie znowu wąskie. I dodatkowo, nie ograniczało się tylko do Polski. Tylko teraz jest taka kwestia – czy ten zapał z czasem w narodzie by nie zginął i ludzie nie staliby się w końcu zbyt wygodniccy, żeby dalej bawić się w listy i tapetrading? A może to właśnie przez neta wkradł się ten marazm i teraz po prostu popularyzacja tej muzy zaczęła korzystać z nowych kanałów? To jest bardziej kwestia do dyskusji. Chyba, że esencją Twojego pytania było to, że dzięki internetowi ekstremalny metal stał się w Polsce niemal mainstreamem. Jeśli tak, to chyba trochę się zagalopowałeś, albo mamy inne pojęcie mainstreamu.

 

Pavulon wrócił za gary. Gracie w prawie takim samym składzie jak na początku. Jak to jest grać z kimś ponad 10 lat? Nie macie czasem ochoty sie pozabijać nawzajem?

 

Pewnie, że mamy. Ale wtedy idziemy się najebać i wszystko przechodzi. Powrót Pavulona był naprawdę świetną rzeczą dla Warfist. Przede wszystkim zajebiście się z nim rozumiem w kwestii tworzenia kawałków. Ten typ gra pod moje riffy takie patenty na bębnach, które słyszę we łbie przy danym motywie. To zdecydowanie ułatwia robotę, nie mówiąc o tym, że czyni ją bardziej satysfakcjonującą. Ten skład, który teraz mamy, jest zdecydowanie optymalny. Chyba fakt, że tyle lat w nim trwamy, jest na to najlepszym dowodem.

 

Jesteś muzykiem, radiowcem, dziennikarzem. Czy potrafiłbyś żyć bez metalu? Co wtedy?

 

Te tytuły trochę na wyrost, bo nigdy się nie uważałem za żadną z tych osób… może trochę za radiowca. Ale niech Ci będzie. A odpowiedź na Twoje pytanie brzmi: zdecydowanie nie. Nie chce mi się nawet zastanawiać, co by było, gdyby tej muzy w moim życiu zabrakło. Cieszę się, że mam na tyle szczęścia, aby móc się realizować na te różne sposoby. Oczywiście jak sam wiesz, wymiernych korzyści z tego niewiele, ale to naprawdę nieważne. Metal do szpiku kości, i chuj!

 

W Warfist gracie jako trio, taki powiedziałbym klasyk wśród legendarnych już kapel. Czy raczej wymóg sytuacji?

 

Pół na pół. Kiedyś mieliśmy pomysł, aby zatrudnić drugiego gitarzystę. Były nawet już próby z takim jednym, ale potem coś się rozeszło po kościach. Nie pamiętam, czy ostatecznie stwierdził, że nie ma czasu, czy my mu powiedzieliśmy, żeby dać sobie siana… W każdym razie później już nie myśleliśmy o poszerzeniu składu. W trójkę radzimy sobie całkiem sprawnie. Przez te lata grania nawet jakoś się nauczyliśmy wypełniać tę lukę po drugiej gitarze na koncertach na tyle, że nikomu nie przeszkadza jej brak.

 

Jest coś co Cię ostatnimi czasy szczególnie wkurwia w metalu? Czy nazwijmy to „scenie”?

 

To co od samego początku – gwiazdorzenie i przesadny patos, artyzm. Te rzeczy często idą w parze, a to już w ogóle jest combo turbo wkurwienia. Jednak z grubsza staram się zlewać i takie rzeczy, a już na pewno, kiedy mnie one nie dotyczą bezpośrednio.

 

Czy jest a może była jakaś thrash metalowa kapela, która bardziej zaszkodziła niż pomogła?

 

Ciekawe pytanie. Myślę, że można tu wymienić z ¾ kapel z tzw. drugiej fali thrash metalu, albo nowej fali amerykańskiego thrash metalu… z jakiejś fali w każdym razie. Tej najbardziej kataniastej i adidasowatej. Z tym że nie bardzo jestem pewien, czy to wina poszczególnych kapel, czy faktu, że takie granie w pewnym momencie stało się trendem. Mogę Ci tak subiektywnie wymienić thrashowe kapele, za którymi po prostu nie przepadam. Na pewno będzie to Anthrax, który dla mnie zawsze był i jest zbyt przaśny. Chociaż dobra, debiut jeszcze jest niezły. Ich postawa pewnie przyczyniła się do powstania wielu głupkowatych kapel w hawajskich szortach i innych takich. Zresztą ogólnie zawsze bardziej wolałem europejski thrash i fenomen większości amerykańskich kapel z tego gatunku jest dla mnie nieco niezrozumiały. Jednak za dużo kapel, które by jakoś bardzo negatywnie wpłynęły na thrash, nie przychodzi mi do głowy.

 

Jak byś mógł zostać gitarzystą Sodom, Kreator czy Destruction, to które byś wybrał?

 

Głupie pytanie – oczywiście, że Sodom. Ta kapela do dziś potrafi grać solidny i kopiący w dupę thrash metal, co ciężko jest powiedzieć o pozostałych dwóch. Do tego jakoś zawsze najbardziej trafiała do mnie ich muza, już od najwcześniejszych płyt. Oczywiście bardzo lubię też wczesne albumy i Kreatora i Destruction, ale Sodom zawsze miało jeszcze ten rock’n’rollowy feeling, który potrafili świetnie zrównoważyć przez wściekłe i agresywne thrashowe partie, niekiedy również death metalowe. Poza tym wydaje mi się, że Tom Angelripper jest kolesiem, z którym spoko się pije.

 

Popuśćmy jeszcze bardziej wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że metal staje się dosyć popularny. Jesteś w stanie sobie wyobrazić Warfist na takiej scenie w Opolu? Wiesz całe rzędy Grażyn i Januszy bujających się w rytm „Breed of War” czy chóralnie odśpiewujących na koniec taki np. „Blasphemer” czy „Outberak of Evil”…

 

W sumie taki koncert mógłby być całkiem fajny. Pod warunkiem, że miałby taką oprawę, jak występ Deathklok w pierwszym odcinku Metalocalypse. Jak ktoś nie wie o co chodzi, niech sobie obejrzy i moja odpowiedź nabierze większego sensu.

 

Dzięki Mihu, jakaś mądra sentencja na koniec i mam nadzieję, że nie będziesz próbował mnie zabić przy najbliższym spotkaniu!

 

Sentencja może nie, bo nie lubię się wymądrzać. Bardziej ciekawi mnie, co ten 7Gates, że tyle papieru na Twoje wywiady przeznaczają? Chociaż w sumie to i z korzyścią dla nas. Zabić Cię raczej nie będę próbował, chyba że przypadkiem, proponując zbyt dużą ilość procentów. Dzięki za wywiad! METAL TO THE BONE!!!

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty