Sparta – No Retreat no Surrender
(3 kwietnia 2017, napisał: Pudel)

Jakiś czas temu doszedłem do niezbyt odkrywczego wniosku, że najlepszy heavy metal grają obecnie goście po pięćdziesiątce, i to niekoniecznie ci, którzy w epoce odnieśli jakieś niesamowite sukcesy. Poważnie, ilekroć trafi się do recenzji płyta jakiejś zapomnianej i reaktywowanej „legendy” NWOBHM to praktycznie za każdym razem materiał okazuje się świetny, że wspomnę choćby ostatni LP grupy Salem. Także na przykład nieco bardziej znany Satan nagrywa obecnie takie płyty, że hoho. Nie inaczej było ze Spartą – kapela powstała w 1979 roku, wydała jakieś single, jeszcze kilka lat działała i zdechła, po latach formacją zainteresowała się prężna wytwórnia High Roller, wyszły re-edycje staroci, wyszedł premierowy album, nad którym zachwycałem się już na naszych łamach pod koniec 2013 roku. Trochę wody w Tamizie i piwa w pubach w Mansfield upłynęło, i zespół nagrał kolejny, zasadniczo drugi w swojej karierze studyjny LP. Tym razem płyta ukazała się w barwach Suspect Records – ale tak naprawdę to label należący do zespołu, pod takim szyldem wychodziły single grupy w latach osiemdziesiątych (choć dodajmy, że kilka innych wydawnictw ów label tez ma na swoim koncie). Ciekawym, czy High Roller nie chciał wydać nowego materiału, czy panowie postanowili zrobić wszystko po swojemu… obstawiałbym tą druga opcję, bo jeśli to poprzednia wytwórnia nie była zainteresowana, to oznaczałoby to chyba, że ktoś tam stracił słuch lub postradał zmysły. Albowiem „No retreat no surrender” to album, jakby to powiedziała dzisiejsza młodzież, zajebisty. Wszystko co w heavy metalu najlepsze piątka niemłodych już muzyków umieściła w dziewięciu numerach. Zespół nie zapomina o hard rockowych korzeniach, grając jednak zdecydowanie heavymetalowo. Dobrzy przykład to bardzo klasycznie zaczynający się pierwszy numer, w którym w pewnym momencie zespół zrywa się do przodu… niby nic nadzwyczajnego, po prostu mała zmiana tempa, ale efekt jest piorunujący. „Land of mystery” ma refren, który od razu wwierca się w sam środek mózgoczaszki i wyleźć nie chce a sam numer oparty jest na świdrującym, hipnotyzującym wręcz riffie. „Stand up for heavy rock and metal” z kolei… mógłby się znaleźć na albumie Status Quo czy nawet The Sweet. Troszkę odstaje klimatem od reszty ten numer, ale jako przerywnik wypada ok. Zwłaszcza, że chwilkę później dostajemy „Flight of the Storm king”, kto wie czy nie najlepszy na płycie numer, kojarzący się z „epickimi” wycieczkami Saxon („Crusader” etc.). Album na pierwszy rzut ucha może sprawiać wrażenie jakby przygaszonego, jakby brakowało tu mocy. Ale to nie tak. Kapela po prostu nie gra efekciarsko, nie atakuje głośną produkcją – numery bronią się same. Kawał solidnego heavy metalu to jest i tyle. Aż tyle. Jeśli lubicie Saxon, Samson, Tygers of Pan Tang itd. to zdecydowanie warto się rozejrzeć za „No retreat no surrender”. Obok ostatnich wydawnictw Salem i (akurat młodego stażem, ale to nieważne) Desolate Pathway najlepsza rzecz jaką z tych kręgów w ostatnim czasie słyszałem.
Wyd. Suspect Records, 2016
Lista utworów:
1. No Retreat, No Surrender
2. Dark of Your Mind
3. Right to Fight
4. Lords of Time
5. Land of Mystery
6. Stand Up For Heavy Rock and Metal
7. Flight of the Storm King
8. We Are Gods
9. Victory
Ocena: +8/10
