Feral – From the mortuary
(19 listopada 2016, napisał: Pudel)

No jak ja lubię takie wydawnictwa! „From the mortuary”, bo nad tak zatytułowaną EPka mam zamiar się tutaj pospuszczać, to najnowsze, tegoroczne dziecko szwedzkiego Feral. Muzycy tejże – znanej u nas chyba głównie za sprawą splitu z Dead Goats – kapeli wzięli sobie do serca fakt pochodzenia z takiego a nie innego kraju i grają… tak, zgadliście – typowo szwedzki death metal. Nic nie poradzę na to, ze jak słyszę te charakterystyczne gitary z jedynym, niepodrabialnym (no, naszym Kozłom się to jednak nieźle udaje ;)) brzmieniem, jadące do przodu bębny i nienachalne aczkolwiek zabójczo chwytliwe melodie w tle to mam dobrze. I nie inaczej jest z „feralną” nowa płytką. Oryginalności mniej niż zero, za to czadem, smoła i diabłem z tej płyty by można obdzielić całe mnóstwo profesjonalnych, inwestujących w swój rozwój i chujowo – smutnych jednocześnie profesjonalnych grup metalowych. Tak słucham tej płyty i się zastanawiam: co poszło nie tak, że ogólnie takie granie się rozmiękczyło i wyewoluowało w melodyjne niewiadomo co. Przecież tu jest wszystko co najlepsze, czad, dobrze rozumiana przebojowość i całe mnóstwo piekła. Muzycy w pocie czoła napierdalają jak źli, na wokal chyba wszedł jakiś niedźwiedź – no po prostu tak powinien szwedzki death metal brzmieć i basta. Można marudzić, że po co tak grać, skoro to już wszystko lata temu nagrano. No ale Entombed bez ad gra z orkiestrami, z AD poza koncertami nic ciekawego nie ma do zaoferowania, Dismember nie istnieje, Grave też jakoś nie porywa, no to czas na młodsze pokolenie. Dobra, wracając do tematu: pierwsze cztery numery to typowa, ale naprawdę bardzo dobra szwedzka jazda do przodu bez trzymanki, z idealną ilością rytmów tupa-tupa, wokalem z dna piekła i elegancką gitarą. Pod koniec trochę zwalniamy, najdłuższy na płycie „Necrofilthiac” – chyba jakiś odświeżony starszy numer? – to trochę więcej kombinowania, zmian tempa. Fajne urozmaicenie, choć nie ukrywam, że srogi napierdol z pierwszych czterech numerów bardziej przemawia do mojego mrocznego serduszka. Na deser cover Pentagram – i panom Szwedom się udała duża sztuka, bo i zachowano klimat oryginału, i zagrano to tak, że brzmi jak ich własny numer! Ogółem Feral przywalił bardzo konkretnym materiałem na koniec tego niezbyt wesołego i ciekawego roku. Szkoda tylko, że przynajmniej na razie nie ma mowy o wersji winylowej, bo na czarny krążek by się to nadawało idealnie!
Wyd. Cyclone Empire, 2016
Lista utworów:
1. The Hand of the Devil
2. Reborn in the Morgue
3. The Cult of the Head
4. The Rite
5. Necrofilthiac (2016)
6. Relentless (Pentagram cover)
Ocena: 8/10
https://www.facebook.com/feralswe
