Eternal Death #2
(18 czerwca 2005, napisał: Prezes)

Eternal Death to firma w naszym podziemiu dość młoda, ponieważ opisywany przeze mnie numer jest dopiero drugim w historii tego pisemka. Mam zamiar jednak w najbliższym czasie zaopatrzyć się i w #1, bo dwójeczka bardzo mnie zaciekawiła. Pierwsze, co rzuca się w oczy to nareszcie konkretna okładka. Prosta, ale nie kiczowata. Zaglądamy do środka i robi się jeszcze przyjemniej. Ładne grafiki, dobrze rozplanowane, ale w oszczędnych ilościach – w końcu to tekst jest najważniejszy. Przyczepić się można jedynie do jakości zdjęć, które po odbiciu na ksero nie wyszły najlepiej. Szczególnie te koncertowe wyglądają czasami jak czarne plamy. Kolejna sprawa to podział na kolumny. Radziłbym następnym razem całego ziniacza robić conajmniej w trzech kolumnach. Tutaj zdarzają się strony, gdzie tekst podzielony jest tylko na dwie lub nawet wcale nie jest podzielony, a to przy formacie A4 i tak małej czcionce niezbyt fajnie się czyta. Jeżeli chodzi o rzecz najważniejszą, czyli zawartość to mamy tutaj tradycyjnie kilkanaście wywiadów, parę relacji z koncertów i masę recenzji (zarówno płyt jak i innych zinów). Na samym początku dostajemy reportaż z zeszłorocznego Merciless East Festival napisany przez trzy osoby: Rambo (Bloodthirst), Johny (Effect Murder) i Beny’ego. Jest również tour raport z mini trasy Misanthropia, Midgard i Ciryam. Danie główne większości ziniaczów, czyli wywiady są robione w miarę ciekawie, raz lepiej raz gorzej, ale ogólnie na poziomie. Niesmak może przynosić jedynie wywiad z Pandemonium. Chyba pierwszy raz widziałem wywiad, w którym pytania zajmują więcej miejsca niż odpowiedzi. Wasiu biedak się napracował, nawymyślał mnóstwo pytań a Paweł (mózg Pandemonium) najzwyczajniej w świecie go olał. No cóż… Na samym końcu tego papirzaka autorzy wrzucili nam recenzje. I to dość dużo recenzji. Tak jak w przypadku wywiadów i tym razem mamy tu do czynienia tylko z polskimi wykonawcami. Teksty napisane są dobrze, o każdej z płyt można dowiedzieć się najważniejszych rzeczy. Może jedynie razić, że chłopaki na każdym (prawie) kroku jebią kapele używające klawiszy, no ale w końcu to ich zine – mają prawo:)
Trzeba przyznać, że jak na drugi numer to jest już całkiem dobrze. Mam nadzieje, że „trójeczka” wyjdzie jak najszybciej (Wodzu ponoć zabiera się do niej już w lipcu) i będzie jeszcze lepsza od swych poprzedniczek… Oj rośnie nam chyba kolejny dobry zine!
