Au Champs Des Morts – Le Jour Se Leve
(13 maja 2016, napisał: Pudel)

Eh, jestem jakoś uprzedzony do francuskiej sztuki w ogóle. Większość znanych mi filmów czy książek stworzonych przez Francuzów ma w sobie coś, co mnie totalnie odrzuca, jest jakieś takie obrzydliwe i odpychające. Z muzyką z tego kraju mam trochę mniejszy problem, ale przyznam też że kultu pewnych tworów pochodzących z tego kraju totalnie nie czaję. Pewnie to wszystko tak naprawdę wynika z traumy, jaką była dla mnie nauka języka francuskiego we wczesnej podstawówce, będąca jedną wielką serią klęsk i porażek. Ale dobra, mniejsza z tym, przejdźmy do rzeczy. A tą rzeczą w tym przypadku jest debiutancka EPka grupy Au Champs Des Morts, mającej w składzie ludzi z na ten przykład Anorexia Nervosa czy Vulv. Goście wymyślili sobie że od razu uderzą z winylem, jest to oczywiście siedmiocalówka, zawierająca dwa, za to całkiem długie numery. Bazą dla muzyki „Pól śmierci” (Bo tyle mniej więcej oznacza nazwa grupy) jest black metal. Można by do niego dodać różne przymiotniki w stylu „ponury”, „depresyjny” czy przedrostek „-post”, ale mimo takiego naprawdę mrocznego nastroju, przestrzennego, atmosferycznego brzmienia i nieco histerycznego wokalu jest to wciąć po prostu black metal, może nie jakiś strasznie ekstremalny, ale jednak. Zresztą, żeby nie było – przyłoić panowie potrafią, niektóre riffy czy partie bębnów ładnie dają norweskim lasem, na początku tytułowego numeru miałem nawet dosyć luźne skojarzenia z Immortalem (raczej wczesnym). Jest więc całkiem ciężko, ale dzięki specyficznej produkcji ma to też taki lekko oniryczny klimat, sama muzyka też czasem idzie w takim kierunku – początek drugiego numeru to przecież czysta, stara Anathema! Całkiem sporo się tu dzieje (np. w drugim numerze w dalszej części panowie naprawdę płynnie przechodzą z tego blackowego szatanowania do niemal art – rocka – i naprawdę dobre to jest!) i nie ma się do czego przyczepić, jednak to troszkę zbyt krótka rzecz, by sobie wyrobić opinie na temat kapeli. Nie powiem, ciekaw jestem dużej płyty. Oby tylko zespół nie powariował i nie wypłodził krążka trwającego np. 70 minut, bo z taką muzą będzie to niestrawne. EPka jak najbardziej potrafi zaintrygować.
Wyd. Debemur Morti, 2016
Lista utworów:
1. Le Jour Se Lève
2. Le Sang, La Mort, La Chute
Ocena: 7/10
http://www.debemur-morti.com/en/content/artist/50-au-champ-des-morts
