Groovenom – Pink Lion (Special Edition)
(30 kwietnia 2016, napisał: Pudel)

Eh, muzyka niemieckiego Groovenom to taka mieszanka wszystkiego, czego nie cierpię w nowoczesnym ciężkim graniu. Czego tutaj nie ma! Ztriggerowane do oporu bębny, metalcorowe riffy, neo-deathowe szarpane motywy, melodyjne zaśpiewy przeplatane z growlem i screamem, wreszcie cała masa elektroniki, nawet nie industrialnej a wręcz momentami po prostu wziętej jakby z hiciorów muzyki dance. Nie brzmi to wszystko dobrze, prawda? No i tutaj mała niespodzianka, bo mimo całej tej stylistyki i otoczki, która mnie delikatnie mówiąc odrzuca muszę przyznać, że „Pink Lion” to… cholernie dobra płyta. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć jak oni to zrobili, ale z kompletnie niestrawnych składników udało im się ukręcić materiał, który jest w stanie zaciekawić nawet takiego malkontenta i marudę jak ja. Chyba diabeł tkwi tutaj, nie w użytych środkach a po prostu w naprawdę dobrych kompozycjach. Nie ma tu nawalonego wszystkiego na raz, byle się coś działo, tylko ładnie wszystko z siebie wynika, i nawet jak mamy taką sytuację jak w drugim „Traitors to the scene”, gdzie po prawie deathowym fragmencie wchodzi najprawdziwsze dicho rodem z dyskografii jakiegoś Scootera, to naprawdę nieźle to wszystko razem gra. Wydaję mi się, że panowie nie dowalili tej całej elektroniki po to, żeby wzbudzić kontrowersje czy żeby było ciekawie tylko po prostu stanowi ona integralny element ich muzyki, nie tylko dodatek. Oczywiście nie wszystko tutaj jest takie cacy, przede wszystkim 70 minut – bo tyle trwa „edycja specjalna”, którą dostałem – takiej muzyki to mimo wszystko za dużo. Dyskotekowe fragmenty dla wielu będą po prostu nie do przejścia, z drugiej strony publika radiowo – dyskotekowa raczej nie przetrwa ciężkich riffów, bo przyłożyć goście też potrafią a brzmienie gitar jest naprawdę potężne. Jednak, i pisze to bez żadnej ironii, płyta ma szanse stać się przebojem niejednej rockoteki czy industrialnej imprezy dla nieco młodszych odbiorców. Ta muzyka jest specyficzna, ostatni raz łączenie naprawdę cięższego grania z rytmami pochodzenia dyskotekowego słyszałem na „A.M.G.O.D” …And Oceans, tam wyszła taka jak to się mówi „piękna katastrofa”, tutaj naprawdę nie ma lipy. Ja się naprawdę sam sobie dziwię, że mi się ten album podoba, no ale tak jest i już. Może nie będę do tej płyty zbyt często wracał, na koncert kapeli raczej bym się nie wybrał, ale jeśli przyszłość ciężkiego grania miałaby tak wyglądać to w sumie nie miałbym nic przeciwko. Warto posłuchać tego materiału i samemu wyrobić sobie o nim zdanie, na pewno zwolennikom metalcora płyta może się spodobać, ale myślę, że nie tylko – to jest po prostu dobra, „imprezowa” płyta, potrafiąca jednak przykuć uwagę na nieco dłużej.
Wyd. Noizgate records, 2016
Lista utworów:
01. Venom In Vains
02. Traitors To The Scene
03. New Wave Of Mainstream
04. Bright Nights
05. Metal King
06. Unbeliever
07. Masquerade
08. Crumbling Facade
09. Pink Lion
10. Walking On Shards
11. Generation Porn
12. Apartment 69
13. Deadbeat (bonus track)
14. Traitors To The Scene (Candlelight-Edit)(bonus track)
15. NWOM (Brutal Party Remix)(bonus track)
16. Pink Lion (Brutal Party Remix)(bonus track)
Ocena: 7/10
