Phobocosm – Bringer Of Drought
(4 kwietnia 2016, napisał: Paweł Denys)

Druga płyta Phobocosm lada chwila będzie dostępna. Nie wiem, kogo ten fakt ucieszy, ale wiem za, to że warto tym albumem się zainteresować, jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zapoznać się z muzykę tego kanadyjskiego ansamblu. Ciekawostką jest to, że z początku „Bringer of Drought’ wydaje się płytą mało atrakcyjną. No bo co my tu mamy? Proste riffy, grobową atmosferę, obleczone potężną dawką smoły brzmienie i długie lub bardzo długie utwory. Tych zresztą jest zaledwie cztery, ale uwierzcie mi, że kilka innych kapel napisałoby z tego drugie tyle, o ile nie zostałoby już co nie co na kolejne wydawnictwo. Phobocosm nie zamierza się absolutnie ograniczać, tak więc każdy poszczególny kawałek trwa dokładnie tyle ile trwać powinien. Nie jest to na całe szczęście żaden minus, bo też wszystko tu bardzo płynnie płynie do przodu. Inną sprawą jest to, że wcale nie jest łatwo przebrnąć przez ten album. Wystarczy jednak wykazać trochę cierpliwości, zacisnąć zęby i cierpliwie poczekać, a wtedy niemalże pewne jest, że dostaniecie czegoś w rodzaju olśnienia. Nie będziecie mogli się od tej płyty oderwać, będzie ona za wami chodzić przez cały czas i domagać się częstego słuchania. Oczywiście, wszystko zależy od nastroju, bo też nie ma sensu udawać, że zawartość „Bringer of Drought” nadaje się na każdą porę dnia i nocy. Tak na pewno nie jest, ale gdy tylko zacznie w was wygrywać wybitnie niesympatyczne nastawienie lub gdy będziecie potrzebowali muru, który was od świata oddzieli, to właśnie wtedy ten album spełni swoją rolę wyśmienicie. Phobocosm doskonale wiem, jak zrobić użytek z tej z pozoru ograniczonej materii dźwiękowej. Potrafi na tyle skutecznie poprowadzić swoje kawałki, że choroba trawiąca umysły muzyków momentalnie się wam udzieli. Zainfekuje na tyle skutecznie, że nie będzie już odwrotu. Nie bójcie się jednak tego. Nie ma takiej potrzeby, gdyż przebywanie w świecie kreowanym przez ten kanadyjski zespół jest w stanie dostarczyć niezapomnianych wrażeń. Ma w sobie coś na tyle ciekawego ta muzyka, że każe przy sobie zostać, próbować aż do skutku odkrywać jej sens. Nawet chwile zawahania nie są w stanie zmącić pozytywnego obrazu, jaki kreuje zawartość „Bringer of Drought”. Tak przez cały czas dumałem z czym mi się to kojarzy i wymyśliłem, że tym zespołem jest Ulcerate. Może pochodzący z Nowej Zelandii twór jest bardziej techniczny i momentami chaotyczny, ale ogólny obraz całości pozwala te dwa zespoły postawić obok siebie. Dark Descent może być zadowolona z tej płyt, a wy się nie wahajcie i czym prędzej sprawdźcie ten album. Przy odrobinie samozaparcia zostanie on z wami na bardzo długie chwile, tak jak został ze mną.
Wyd. Dark Descent Records, 2016
Lista utworów:
1. Engulfing Dust
2. Tidal Scourge
3. Ordeal
4. Fallen
Ocena: +8/10
https://web.facebook.com/Phobocosm?_rdr
