Cruenta Lacrymis – Sweetness and blasphemy
(30 stycznia 2016, napisał: Pudel)

Jak to pozory czasem potrafią zmylić… nie nastawiałem się zbyt pozytywnie do tej płyty, gdy wyczytałem, że Cruenta Lacrymis to „Female fronted symphonic black metal from Italy”. Tak więc z pewną taką nieśmiałością odpaliłem krążek, na początek potwierdzające jak najgorsze obawy nadęte intro… a potem uśmiech zagościł na mym ryju, bo okazało się że włoski zespół muzyczny potrafi naprawdę solidnie przypierdolić. Pani wokalistka nie wyje i nie piszczy tylko całkiem solidnie się drze, dosyć nisko ale jednocześnie ekhm, kobieco, dobre te wokale są! Klawisze nie udają orkiestry symfonicznej z koncertu noworocznego, tylko robią klimat. Klimat, który może się kojarzyć z jednej strony z Nocturnusem a z drugiej z Emperorem, może wczesnym Dimmu Borgir, tego typu historiami. To co w metalu najważniejsze, czyli gitary i bębny się nie oszczędzają, miejscami sieka jest naprawdę konkretna, właśnie tak jak to w najlepszych czasach Emperor robił. Pojawiają się też nieco inne riffy, melodyjniejsze i/lub bardziej bujające i czasem to pasuje a czasem niekoniecznie. Mimo wszystko jakoś urozmaica blackową siekę. Jakoś mi to wszystko się skojarzyło też z debiutanckim krążkiem naszego Crionics(który w przeciwieństwie do późniejszych dzieł tej grupy był zupełnie przyzwoity…) tyle że album Cruenta Lacrymis jest jednak dużo ciekawszy. W dalszych fragmentach płyty pojawiać się zaczynają z kolei dźwięki a’la Cradle of Filth – wokale, klawisze i naprawdę solidny i motoryczny napierdol w tle. Można z takiej muzy robić sobie podśmiechujki ale fakty są takie że energią i czadem płynącym z tej płyty dyskografię niejednych oldskulowców by można obdzielić. Jakbym się do czegoś miał przypieprzyć (poza tymi paroma riffami z innej bajki od czapy) to byłby to czas trwania – godzina to jednak ciut za dużo, trzy kwadranse by były idealne. No i ta okładka… dziwi mnie taki badziew na froncie, bo zespół widać że o imidż dba, może wytwórnia kazała, nie wiem. Ogółem jest to mimo wszystko cholernie dobry krążek; z jednej strony zapewnia taką sentymentalną podróż powiedzmy 15 lat wstecz z drugiej może być interesujący także dla tych, którzy nigdy takiej muzy nie słuchali – po prostu broni się dobrymi numerami i solidną porcją czadu!
Wyd. Metal Scrap, 2015
Lista utworów:
1. The Steersman’s Curse
2. Mother of Sigh
3. Burning Spirit
4. Sicarius
5. The ghost of the Jew
6. Downward
7. Circle of Damnation
8. Bloody Revenge
9. Luxury
10. False History
11. Sound of Soul
Ocena: +7/10
