Metalmania 2005

(12 marca 2005, napisał: Prezes)


Data wydarzenia: 12 marca 2005

 

Metalmania 2005

Kolejny rok, kolejna Metalmania… Lata lecą, brzuszek rośnie a w katowickim Spodku wciąż odbywa się "największy festiwal w Europie Środkowo-Wschodniej". Na dwóch scenach (stało się to już niejako tradycją) miało ponownie zaprezentować swoje umiejętności przeszło 20 zespołów. Co warte podkreślenia i zapewne bardzo ważne dla każdego szanującego się fana metalu w tym roku można było zupełnie legalnie napić się piwa podczas festiwalu. Skoro władze miasta zabroniły pić w Spodku to zawsze można pić poza nim… i tak też zostało to rozwiązane. Każdy chcący raczyć się złocistym trunkiem musiał po prostu wyjść poza teren obiektu i zakupić piwo w specjalnie przygotowanych punktach. Trochę uciążliwe, ale lepsze to niż nic!
Na początek może kilka słów o małej scenie. Niestety muszę z żalem przyznać, że niezbyt miałem w tym roku czas, aby przyjrzeć się kapelom prezentującym się w holu Spodka. A z pewnością było na co popatrzeć, bo w tym roku obstawa małej sceny była bardzo silna. Z tego co zdążyłem wyłapać, to niezłe koncerty dali AmonAmarthPyorrhoea, Hell Born i Supreme Lord a całkiem nieźle zaprezentował się Dead By Dawn (choć słyszałem ich tylko chwilę). Spodobały mi się również występy Abused Majesty i Hermh, których udało mi się zobaczyć sporą część. Niestety znowu niezbyt zadowalające było brzmienie, ale taka już chyba tradycja tych ‚korytarzowych’ koncertów. Jeżeli chodzi o dużą scenę, to pierwszym zespołem jaki tam zobaczyłem był nasz "dream team", czyli Dies Irae. Chłopaki jak na tak wczesną porę zagrali całkiem nieźle, choć zdecydowanie zawiódł dźwięk. Sensownie słychać było jedynie Docenta miażdżącego swój zestaw perkusyjny, z resztą instrumentów było już gorzej (jedynie solówki Mausera były słusznie podkreślane). Zdecydowanie bardziej podobał mi się oglądany kilka miesięcy temu koncert w Mega Clubie, ale chyba można było przewidzieć, że tak właśnie będzie.
Następnie na scenie miał się pojawić pierwszy z kilku występujących tego dnia w Katowicach szwedzkich zespołów. Amon Amarth. Dość dużo obiecywałem sobie po tym występie i muszę przyznać, że się nie zawiodłem. Dynamiczny, nasączony melodią death metal od razu rozbujał dość potężną rzeszę fanów zespołu. Poleciało dość sporo kawałków wydanego niedawno "Fate Of Norns" ale także kilka starszych kompozycji. Ogólnie występ zaliczam ‘in plus’. Zaraz po koncercie Szwedów musiałem jednak udać się na konferencje prasowe, więc ominęły mnie Katatonia i Dark Funeral. Z relacji naocznych świadków jednak wiem, że koncerty nawet się udały a zespoły pokazały się z dobrej strony. Katatonia
Na szczęście udało mi się zdążyć na koncert kolejnego skandynawskiego bandu – The Haunted. To był dopiero pierwszy ich koncert w naszym kraju ale przekonali do siebie publikę od pierwszych dźwięków. Po usłyszeniu ich ostatniego albumu "rEVOLVEr" wiedziałem, że ten materiał na żywo zmiażdży każdego i nie myliłem się! Czysty żywioł kipiący ze sceny, opętany Peter Dolving miotający się po scenie ze swoim mikrofonem i byli członkowie At The Gates. To po prostu musiało wypaść świetnie! Mam nadzieję, że chłopaki zawitają jeszcze do nas z samodzielnym koncertem – wtedy zniszczenie będzie już chyba totalne…
Kolejny zespołem, który miał prezentować się na deskach katowickiego latającego talerza był solowy projekt Petera Tägtrena z Hyprocrisy – Pain. Niestety znowu we znaki dały się kłopoty techniczne i nagłośnienie było raczej marne. Po jakimś czasie jednak coś się poprawiło i można już było w miarę normalnie wsłuchiwać się w muzykę zespołu. A ta była jak najbardziej przyjemna. Ciekawe połączenie skocznego metalu i elektroniki najwyraźniej podobało się dużej części publiczności. Dodatkowo jeszcze męska część widowni mogła nacieszyć oko miłymi paniami, które wspomagały Petera na basie i gitarze ( stojąc w fosie miałem wyjątkowo korzystne miejsce do zweryfikowania wdzięków obu pań;)). Moje postanowienie po tym koncercie – zapoznać się bliżej z wcześniejszymi dokonaniami zespołu…TheHaunted
Następny w kolejce miał być Arcturus, którego występ widziałem tylko częściowo. Widać było, że duża część publiczności czekała właśnie na ten zespół. A zagrali oni zupełnie dobrze, świetnie oddając magiczny, teatralny wręcz klimat swoich płyt. Lekkie zdziwienie mogło jedynie wywołać zachowanie wokalisty, który najwyraźniej spożył już tego dnia zbyt dużo napojów wyskokowych. Zachowywał się co najmniej dziwnie, chyba że jestem nie znającym się ignorantem i tak właśnie miało to wyglądać, no cóż… może i tak.
Przyszła wreszcie pora na ostatni tego wieczoru polski zespół, czyli legendarne Turbo. Na ten koncert również czekałem z niecierpliwością, ponieważ chciałem się przekonać jak na żywo brzmią kawałki ze świetnej ostatniej płyty – "Tożsamość". No i trzeba przyznać, że brzmią one całkiem nieźle. Z tego co pamiętam to poleciało ich kilka ("Legenda Thora", chyba "Paranoja" i coś tam jeszcze) a reszta to oczywiście same klasyki z "Kawalerią Szatana" na czele. Niestety tym razem również dźwięk nie był sprzymierzeńcem zespołu ale na szczęście rekompensowała to w pełni osoba Grzegorz Kupczyka, który wydaje się być wiecznie młody. Koncert dobry, choć z pewnością nie rewelacyjny (i to nie za sprawą zespołu).
Po polskiej legendzie na scenie rozstawiła się legenda światowa. Napalm Death przyjechało pochwalić się nie wydanym jeszcze krążkiem "The Code Is Red… Long Live The Code". Tutaj również nie było mi dane oglądać całego koncertu, ale to co zobaczyłem zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Energia, żywioł, szaleństwo! Ludzie po prostu wariowali. PainNapalmi zagrali chyba z 40 kawałków (no może trochę przesadzam hehe) zarówno tych nowych jak i tych starszych. Na żywo widziałem ich po raz pierwszy, więc nie umiałem się nadziwić jak tak ułożeni i stateczni panowie w średnim wieku mogą grać z pasją nastolatków. Bezsprzecznie jeden z najlepszych koncertów tego dnia!
Robi się coraz później, ludzie mają coraz mniej siły a przed nami jeszcze dwa zespoły. Przedostatnia grała fińska Apocalyptica. Na scenie cztery ogromne, robiące wrażenie krzesła a na nich czterej wiolonczeliści. Trochę z tyłu zestaw perkusyjny. Przyznam szczerze, że calutki koncert stałem oniemiały a na mojej facjacie bez przerwy malował się ogromny banan. To co wyprawiali ‚klasyczni’ metalowcy było po prostu magiczne. Z początku siedzieli na swoich tronach spokojnie, moshując tylko niepozornie, ale już po kilku utworach biegali po scenie ze swoimi wiolonczelami, jakby to były zwykłe gitary. Wyglądało to o tyle śmiesznie, że gość nie należący do zespołu, ale pomagający chłopakom na koncertach dalej siedział na swoim krześle zachowując zupełną powagę. Wszystkie utwory, zarówno ich własne jak i covery (Metallica, Sepultura), brzmiały po prostu świetnie wykonywane na żywo i wspomagane przez perkusję. A przyznać trzeba, że perkusista również nie pozostawał w tyle i molestował swój zestaw niezwykle Arcturusefektownie, co chwila racząc nas jakąś solówką. Jeżeli dodamy do tego również bardzo dobrą grę świateł i nareszcie świetne brzmienie to wyjdzie nam koncert po prostu wyśmienity. Wielkie brawa!
No i na sam koniec została nam już tylko gwiazda wieczoru. Zasłużony zespół, którego nazwę spotkać możemy na koszulkach połowy ‚młodych metali’ w tym kraju…Cradle Of Filth. Przygotowane przez nich show, jak można się było spodziewać było bardzo widowiskowe, wręcz teatralne. Zespół zapowiedział jakiś tajemniczy kapłan-mnich(?) w kapturze i już po kilku chwilach brzmiały dźwięki "Gilded Cunt". Dani tradycyjnie w swoim lateksowo-skórzanym wdzianku biegał i skrzeczał. Po scenie poruszały się jakieś tajemnicze stworki, półnaga kobietka prezentowała konkretne akrobacje na linach kilka ładnych metrów ponad sceną. W pewnym momencie na scenę wpadła nawet jakaś ogromna ciemna postać… Wizualnie było więc całkiem ciekawie. A muzycznie? Spodziewałem się czegoś więcej szczerze mówiąc… Pałker gubił się kilka razy a dźwięk znowu nie był taki, jakiego mógłbym sobie życzyć. Ogólnie nie było jednak najgorzej więc fani COF z pewnością byli zadowoleni.
Podsumowując… tegoroczna edycja największego w naszym kraju festiwalu chyba znowu przejdzie do historii jako udana. Jednak po takich koncertach jak Napalm Death czy Apocalyptica po prostu nie można stwierdzić inaczej. Zobaczymy co organizatorzy zaserwują nam za rok. Toż to już dwudziesta Metalmania będzie!

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty