ISCARIOTA – HISTORIA ŻYCIA
(26 lipca 2015, napisał: Przem "Possessed")

Iscariotę pamiętam jeszcze z czasów gdy grali dużo cięższą odmianę metalu. Ich debiutancki album „Cosmic Paradox” w tamtych czasach zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Minęły lata przegapiłem gdzieś ich drugi album i Epki, aż tu nagle dostałem promo ich ostatniej płyty do recenzji. Napaliłem się na ten materiał pamiętając jak fajnie grali w latach 90tych i…. poczułem się zawiedziony. To już nie ta sama muzyka, nie ten sam zespół. Co prawda grają teraz dużo dojrzalszą muzykę, ich aranżacje są dużo lepsze, lecz gdzieś po drodze zgubili ten ciężar jaki kiedyś posiadali, poszli w stronę lżejszego grania i teraz przypominają mi Hunter. W dodatku wokalnie zdecydowanie bardziej wolałem to co robił Andrzej za starych czasów, gdy „śpiewał” po angielsku. Na „Cosmic Paradox” była taka polsko języczna ballada „Lilith” i o ile czysty wokal tam pasował i był miłym dodatkiem na tle całej płyty, tak „Historia życia” cała zaśpiewana jest właśnie w ten czysty sposób i dla mnie jest to już niezjadliwe..
Album rozpoczyna „Intro (Holokaust)”, na którym możemy usłyszeć padający deszcz i klasyczna gitarę, której wtórują klawisze potęgujące klimat nostalgii, przygnębienia… A zaraz potem następuje mocne uderzenie „Gdański portowy świt” delikatny podkład keyboardu miażdży ciężkie uderzenie riffu i perkusji. Tempo dość szybkie ze świetnym riffem w refrenie i nagle muzyka zwalnia odzywają się klawisze, ładnie zaaranżowane jest to wszystko, perkusja mocno akcentuje wersy, wszystko nieco przyspiesza, gitara tnie rytmicznym riffem i nagłe przyspieszenie niesie ze sobą solówki, pierwsza wyrywa z butów, jest to powrót do lat 90tych, druga już melodyjniejsza, świetnie zagrana, lecz łba mi już nie urywa. Perkusja pracuje równie rytmicznie, pojawia się kolejny raz keyboard. Klimat muzyki jest niepokojący. „Obietnica (Niewinnym kłamstwem okraszona)” zaczyna się w średnim tempie i riff całkiem ciekawie gada, nagle pojawia się gitara klasyczna i całość jest zaaranżowana wręcz mistrzowsko. Wchodzi mocna gitara na chwilę i wracamy do delikatniejszego fragmentu. Kolejny mocno akcentowany refren powoduje, że noga sama aż podskakuje i nagle wchodzi solówka, takie granie to ja rozumiem, jest pokombinowana i ciekawa, zastępuje ją inna już bardzo stonowana, lecz wcale nie gorsza i muszę przyznać, że solówki na tym albumie są chyba jego najmocniejszą stroną. „Publiczny wróg” rozpoczyna kolejny ciekawy riff wsparty ładnie brzmiącą praca talerzy i gdy dochodzimy do zwrotki wszystko traci urok. Pojawia się melodia, która jak dla mnie jest zbyt infantylna, całość ratuje jedynie praca gitar, która jest świetnie zaaranżowana w refrenie. Słuchając tekstu mam po prostu dość, przykro mi, lecz to jest metal, a nie śpiewy dla nastolatków. Piotrek przynajmniej postarał się i pokazał, że potrafi wyciągnąć swój wokal wysoko na jednej nucie. Jeszcze dostajemy ciekawe przejście, praca basu jest doskonale słyszalna w tle i bardzo sprawna, pojawia się solówka dopasowana idealnie do numeru, lecz zaledwie w kilku fragmentach naprawdę ruszają mnie jej dźwięki. Wchodzą klawisze i klimat przypomina to co kiedyś robiło Cemetery Of Scream. Riff jest prosty, urywany, a perkusja świetnie zaaranżowana, nie ma tu popisów rytmicznych, lecz wszystko jest idealnie dopasowane. Refren nabiera mocy wraz z szybszą praca stóp, a tu już zaczyna się „Człowiek nietoperz” i jest to mocne uderzenie. Riff chociaż prosty i urywany szyje ostro, perkusja szybko napieprza i pojawia się refren. Tu już otrzymujemy więcej melodii, a zaraz po refrenie praca gitar przez moment zaskakuje i to bardzo pozytywnie. A muzyka przechodzi w kolejną ostro zagraną zwrotkę. Tekstowo cóż… piosenka o Batmanie w polskiej wersji, nie zamierzam nawet tego krytykować, bo co kto lubi, lecz po metalowym zespole spodziewałbym się nieco innych tekstów. Pojawia się ciekawie wpleciony keyboard i gdy muzyka przyspiesza wchodzi ostra solówka, może nie najlepsza na tym albumie, ale daje radę, po chwili zastępują ją klawisze, które z kolei wypiera inna solówka, a tu już aż morda cieszy się słysząc jej dźwięki. Nagle muzyka zmienia się. Perkusja ciekawie gada i akcentuje, przejście z zajebistą praca gitary i kolejny refren, przerwany mocniejszym uderzeniem, które sprawia , że ten album momentami jednak trafia w moje gusta, jeszcze keyboard, przyspieszenie perkusji i lecimy z „Celtycki chłód” zaczynający się delikatnym podkładem klawiszy i gitara klasyczną oraz pięknie pracującym w tle basem. Wokal momentami ma nałożony pogłos, a basik w tle brzmi, że palce lizać, wchodzi perka nadając muzyce mocy. Riff jest ciekawy, zmienia się w jeszcze lepszy, bez przesadnych kombinacji i melodyjny refren zostaje przerwany kolejna wstawką z urywanym riffem i klawiszami i nagle zaskoczenie. Na wokalu pojawia się Roman Kostrzewski i chociaż nie wiem jak bym chciał się czepiać, to nie ma czego. Pan Roman jak zwykle zaśpiewał genialnie, no może pomińmy chwilą milczenia te początki koncertów gdy musiał się rozkręcić. Kolejny raz Piotrek pokazał, że potrafi wyciągnąć wysoko swój wokal pod koniec zwrotki, która przy powtórzeniu zmienia się, perkusja zaczyna gadać dużo ciekawiej, a riff staje się bardziej urywany. I tak dochodzimy do utworu tytułowego, który wali w ryj szybkim tempem i fajnym riffem. Muzyka zmienia się, staje się cięższa w zwrotce, riff jest prostszy, by zaskoczyć… ciekawą praca w przejściu, a w drugiej zwrotce wokal również staje się ciekawszy, momentami niższy. Refren przynosi nam ciekawą prace basu, muzyka łagodnieje, pojawia się pogłos na wokalu i szczerze mówiąc nie wiem, czy nie jest to najlepszy utwór na tej płycie, który pokazuje ciągąty Iscarioty do starych czasów, gdy w ich muzyce było dużo więcej mocy i nie bójmy się użyć takich słów jak pierdolnięcia. Nie myślcie, że teraz ta muzyka nie ma poweru, bo energii jest w niej dużo, lecz to jakoś już nie to samo co kiedyś. Pojawia się solówka, pięknie rozciągająca dźwięki i ciekawie zagrana, muzyka przyspiesza i jej miejsce zajmuje inna, która z kolei jest ostra, i chyba nawet ciekawsza, przerywają ją dźwięki kolejnej solówki nie gorszej, jeśli nawet nie lepszej i keyboard, praca gitar komplikuje się, wchodzi przejście, powtarzające się kilka razy z ciekawą praca perkusji i zaczyna się „Rzeka zapomnienia”. Po kilku ostrych taktach z klawiszami w tle, muzyka łagodnieje, perkusja ładnie akcentuje, gitara wycisza się, a na jej miejsce pojawia się bardzo fajny keyboard. Nagle powraca pełne instrumentarium by przez chwile nadać muzyce mocy. Dźwięki klawiszy wciąż się zmieniają i robią ciekawą robotę. Pojawia się wspaniała solówka i wracamy do zwrotki z pełnym ekspresji głosem Piotrka, wchodzi kolejna solówka, tym razem krótka i taka sobie, keyboard i kolejne solo, które już brzmi o całe niebo ciekawiej. Kolejny refren z pojedynczymi uderzeniami w struny. Nagle wokale się nakładają, perkusja pracuje ciekawie i kolejne mocne uderzenie to „Legion”. Prosty riff wprowadzający nas w zwrotkę zmienia się w dużo ciekawszy, perkusja pracuje szybko i pojawiający się po zwrotce fragment brzmi nader ciekawie za sprawą ciekawej pracy gitary. Niestety refren już stawia na melodię, która jak dla mnie jest zbyt „słodka”. Za to praca perkusji w niej przypada mi do gustu. Pojawia się solówka, melodyjna, z ciekawymi rozwiązaniami, muzyka nieco zwalnia i nabiera ciężkości, praca perkusji zmienia się, bas zaczyna być bardziej słyszalny w kolejnej zwrotce, a klawisze gdzieś w tle ładnie budują mroczny nastrój, kolejna zwrotka przynosi rwany riff, a muzyka nie traci na ciężarze. Kolejny refren powtarza się kilku krotnie, by zamilknąć a ciekawe dźwięki klawiszy kończą delikatnie tą płytę.
Doskonale rozumiem, że muzycy Iscariota maja swoją własną koncepcję muzyki, jaka chcą tworzyć i w ramach tej koncepcji to co robią, jest wyśmienite. Łączą ostre i świetnie zagrane fragmenty z elementami bardzo melodyjnymi, tworzą klimat, klawisze czasem zaczynają grać pierwsze skrzypce. No i OK., to ich wizja, lecz ja nie muszę być nią zachwycony. Nie mogę odmówić im świetnego aranżowania muzyki, umiejętności, tego, że ich muzyka jest ciekawa. Pozostaje tylko jedno ale, doskonale pamiętam jak grali w połowie lat 90tych i właśnie taka muzyka mnie rusza. Teraz mimo dużej dynamiki utworów, ostrych riffów, mocnej perkusji brakuje mi czegoś w ich muzyce. Może tego brudu, a na pewno starych wokali Andrzeja. Piotrek śpiewa zbyt czysto, lecz faktycznie potrafi to robić, lecz bez tego brudu, obniżonych wokali, muzyka Sosnowiczan staje się łagodniejsza, zmiękczona. Może gdyby Piotrek podszedł inaczej do wokali, „Historię życia” całkiem inaczej bym odebrał, bo na tej płycie mimo wielu niepodobających mi się rozmiękczonych dźwięków, które budują klimat jest również masa świetnych metalowych dźwięków, które nie rzadko wyrywają mnie z butów. Cóż jest to moja osobista opinia, z którą każdy może się zgodzić lub nie. Dlatego też ocena jaka wystawiam jest wypadkową tego wszystkiego o czym tak się rozpisuję. Z całą pewnością kiedyś wrócę do tego albumu, bo nudy na nim nie ma, muzyka zapada w pamięć, gdyby tylko nie te kilka „ale” jakie do niej mam….
Wydawca: Defense Rec. 2015
Lista utworów:
- Intro (Holokaust)
- Gdański portowy świt
- Obietnica (Niewinnym kłamstwem okraszona)
- Publiczny wróg
- Człowiek nietoperz
- Celtycki chłód
- Historia życia
- Rzeka zapomnienia
- Legion
Ocena: +6/ 10
https://iscariota.bandcamp.com/releases
https://www.facebook.com/iscariotaband
http://www.lastfm.pl/music/Iscariota
http://www.iscariota.com/
https://www.reverbnation.com/iscariota
https://www.facebook.com/defensemerch
https://myspace.com/defensemerch
http://www.defense.8merch.com/services/store
