Siódma odsłona częstochowskiego Cathedrala miała miejsce (jak zwykle) w Utopii – jednej z niewielu knajp, które udostępniają w Częstochowie sale na koncerty. Sala niby mała, ale 28.01 na miejsce nikt nie narzekał. Nawet nie było tłoczno…było tyle ludzi jakby hiszpańska imkwizycja czekała przed wejściem i odstraszała publikę krucyfiksem. No ale zostawmy to, bo po co się rozwodzić nad pierdołami hehe.

Tym razem na scenie zaprezentowały się trzy zespoły Necrocide, Fate Unknown oraz Sjel. Rozpoczynało Necrocide. Trochę ich koncertów widziałem i ten napewno nie był udany. Brutalny Death Metal jak zawsze, ale jakoś coś się nie zgrywało. Coś brzmiało jakby chujem o blat klepać. Brakowało tu żywiołu, brakowało szatana (haha). Na koniec zaprezentowali kilka coverów i to był chyba największy błąd. Fanem Marduk nie jestem, ale to co usłyszałem aż wołało o pomstę do nieba. Nie grajcie już tego, przynajmniej nie TAK. O dziwo Częstochowianie mieli najliczniejszą publikę. Występ nieudany i wiem, że chłopaków stać na więcej.

Po tym nieprzyjemnym początku na sali zrobiło się pusto. Na scenę wkroczył Fate Unknown. Byli oni dla mnie jedyną "niewiadomą" tego wieczoru. W momencie jak zaczeli grać to można było zobaczyć perfidne uśmiechy lub zdegustowane miny wśród publiczności. No ale co się dziwić. Powiązanie nu-metalu z hard core’em nie pasuje zbytnio do kierunku jaki obrał sobie Cathedral. Koncert zagrali bardzo dobry, energiczny, z wykopem. Widać, że się starali. Nawet nie zniechęciła ich zerowa (no prawie zerowa) reakcja publiczności. Dobór tego zespołu na imprezę nie tylko dla mnie pozostaje cały czas zagadką.

Na sam koniec na scenie zawiatał Sjel. Zespół ten wypadł stanowczo najlepiej tego wieczoru. Garstka publiczności, która została na tym występie napewno nie żałuje. Bardzo dobry koncert. Energiczny, perfekcyjnie zagrany gothic rock. Marika, odpowiedzialna za wokale, pokazała dużą klasę interesująco operując głosem. Nawet doczekali się głośnych owacji i bisów, a oto tego wieczora było bardzo trudno. Muzycznie od czasów "Songs Of The Silnece" się zmieniło wiele, a najbardziej wspomniany wcześniej wokal. Świetny występ kończący ten pechowy wieczór koncertowy.

A po Skierniewiczanach przyszedł czas na after party, czyli na to na co czekali wszyscy ludzie przykuci do krzesełek. Oprócz Rafała tym razem zaprezentował się (a może raczej przypomniał?) także DJ Moev – znany z The Night Of The Underground. Właśnie on zagrał ‚inny’ set. Bardzo dobry do słuchania, jednak z odbiorem na początku było ciężej. Zamiast ‚typowych" bitów a’la Hocico usłyszeliśmy m.in. Ministry. Po nim puszczaniem muzyki zajął się DJ Kat.edre. On natomiast jak zawsze rozkręcił publiczność do granic wytrzymałości puszczając w większości Electro.

Po kiepskim początku siódma edycja Cathedrala zdołała wyjść obronną ręką. Napewno byłoby lepiej jakby dopisała frekwencja, ale cóż zrobić…może następnym razem.