Dying Behind – How I Met Your Murder
(21 stycznia 2015, napisał: mielony)
Oceniłem książkę po okładce. Wystarczyły trzy elementy: thrash, Czechy i badziewny artwork. Na starcie nastawiłem się negatywnie. I bardzo niepotrzebnie, bo wystarczyło parę minut, by ta kapelka rodem z praskiego podziemia wjechała mi bardzo gładko. Już pal licho „śmieszny” tytuł nawiązujący prawdopodobnie do pewnego serialu, pal licho obrazek z reprezetacyjnej galerii anonimowego licealisty, bowiem muzycznie jest to naprawdę spoko wygrzew, a to się liczy najbardziej. Wokalista drze się jak tylko może, a instrumentarium stara się o to, by zapewnić naszym bańkom ciągły młyn. Nie jest to może jakieś skomplikowane czy świeże granie, na próżno tu szukać kunsztu rodem z chociażby takiej ostatniej płyty Heathen (Cudowny krążek! Parę lat od premierki minęło, a ja dalej zajarany.), ale liczy się to, że nie brakuje w tym wszystkim mocy, jest nawet trochę miejsca na pewną dawkę zróżnicowania, zmian temp, nie brakuje naprawdę fajnych fragmentów. Bardzo polecam na ten przykład instrumentalną drugą połowę „Stab Wound”. Kawałek zwalnia, znika wokal, zaczyna się naprawdę dobre mielenie. Aż chce się pouprawiać karate przy tych riffach. A to tylko mały przykład. Co więcej, możecie się z nim zapoznać od razu, klikając w link poniżej, gdzie chłopaki ochoczo dzielą się swoim materiałem ze światem. Wprawdzie według liczników mało kto tam zagląda, ale to nie powinno być znakiem do ucieczki. Wręcz przeciwnie, Dying Behind zasługują na to, by zaistnieć w świadomości maniaków thrashu. Zacna kapela, które nie ciśnie na jedno kopyto, kawałki mają swój charakter i nie zlepiają się w jeden bezkształtny kołtun z włosów rasowego kuca. „How I Met Your Murder” to gwarancja przyjemnie spędzonego czasu przy dobrej, metalowej nacurwiance. Mam wrażenie, że Czesi z tej kapeli mają świetną zabawę z grania swojej muzy, co mi się bardzo mocno udzieliło. Album w sam raz do piwka, na pełne rozluźnienie wora. Bardzo pozytywnie wpływa na samopoczucie. Czysta zabawa, a to mówi samo za siebie. Wprawdzie trochę to wszystko lekko popsuli pitoleniem w zamykającym stawkę „Tell Me”, ale wystarczy pamiętać, by wykluczyć tego smuta podczas odpalania tego materiału i wszystko będzie jak trza. Będę bardzo zadowolony, jeśli choć jedna osoba da się przekonać, obada ten album i będzie się przy nim dobrze bawić. A jeśli nie, to ja posłucham sobie za Was, bo wpadło mi w ucho to płyciwko. I „robi dobrze”, przynajmniej mi. Ale ja metale łykam w niemal każdej postaci, często przy tym ciesząc michę. Mordom mojego pokroju powinno się spodobać to czeskie grzanie.
Wyd. własne, 2014
Lista utworów:
1. Intro
2. H.I.M.Y.M.
3. Public Execution
4. Wish You the Be(a)st
5. Stab Wound
6. City Paranioa
7. Pump Your Cock
8. Assembly State
9. Tell Me
Ocena: 7+/10
