Black Jesus – Everything Black Everything Dead
(26 października 2014, napisał: Paweł Denys)

Pierwszy duży album Black Jesus to kop prosto w podbrzusze. Australijska scena zawsze potrafiła przynieść jakieś ciekawe hordy i nie inaczej jest tym razem. Już mój pierwszy kontakt z tym albumem wywołał uczucie zadowolenia, a wraz z każdym kolejnym przesłuchaniem to uczucie się wzmacniało. W sumie ani przez moment nie poczułem się rozczarowany. Działo się, i dzieje, wręcz odwrotnie. Takich debiutów chciałoby się słuchać na okrągło. Jak doskonale wiecie, nie zawsze tak się dzieje, ale tym razem objawia się światu zespół, który ma wszelkie predyspozycja ku temu, aby maniacy starego podejścia do metalu wymieniali jego nazwę z zachwytem w głosie. Jednoznaczna klasyfikacja muzyki Black Jesus nie jest prosta, a więc pozostańmy przy tym, że ten zespół gra po prostu metal. Taki przesiąknięty na wskroś wpływami wielkich mistrzów sprzed lat. Bierze od nich, to co mieli najlepszego, miesza to po swojemu i podaje do odsłuchu materiał świeży, dobrze brzmiący i wyrywający z butów. Teoretycznie zespół nazywa swoją muzykę death metalem i jest w tym sporo racji, ale też nie do końca. Jeśli mówimy tu o death metalu, to takim który dominował na początku lat 90-tych. Opartym o znakomite riffy i nie bratający się ze sportowymi popisami. Nie ta bajka na całe szczęście. Tu się mieli w prosty sposób, ale na tyle dosadnie i chwytliwie, że wypada jedynie przyklasnąć kapeli. Sporo tu też naleciałości z innych rejonów. Bez problemu odnajdziecie thrashowe pochody, lekkie muśnięcia black metalu, czy też melodykę zaczerpniętą ze złotych czasów heavy metalu. To wszystko pięknie się przenika, czuć w tym spójność i myśl, którą zespół potrafił świetnie wcielić w życie. To nic, że nie jest to żadne odkrywanie Ameryki na nowo. To zostawmy tym, którzy chcą to robić i potrafią. Black Jesus potrafi za to grać solidny metal, który momentalnie wgryza się pod kopułę i tam zostaje. Łatwo się ten materiał przyswaja i nie nudzi już po chwili. Tego chce się słuchać, jak najczęściej i jak najgłośniej. Lecą iskry, sypią się wióry, a resztki włosów wypadają z głowy lądując na dywanie. Nie wierzę, że ktoś zakochany w brzmieniach z lat 80-tych i początku 90-tych przejdzie obok tego albumu obojętnie. Cholernie dobrą rzecz przygotował ten Czarny Jezus. Rzecz, którą w tym miejscu wam polecam.
Wyd. Grindhead Records, 2014
Lista utworów:
1. For Those About To Die
2. Everything Black Everything Dead
3. Reek of Crucifixtion
4. Legacy of Hate
5. Detonation
6. Righteous Indignation
7. Scorch The Sky
8. We’re All Zombies Now
9. Shackled To A Corpse
10. Thanks For The Enemies
11. Born In A Tomb
12. A Crimson Vow
Ocena: +8/10
https://www.facebook.com/TheTrueBlackJesus
