I Miss My Death – In Memories
(6 lipca 2014, napisał: Pudel)

Był kilkanaście lat temu taki czas, że ciężkie granie znalazło się w dosyć dziwnym położeniu, żeby nie powiedzieć – w ślepym zaułku. Jako coś dziwnego zaczęto traktować zespoły bez klawiszowca czy wokalistki w składzie, kapele ochoczo opowiadały jak to inspiruje ich Depeche Mode, ciężko było trafić na płytę pozbawioną symfonicznych ozdobników a na Metalmanii grywały hordy pokroju Artrosis czy Moonlight. Na szczęście ta moda dosyć szybko minęła a większość ludzi, którzy wtedy kreowali się na „metali – melancholijnych artystów” albo całkiem dała sobie spokój z cięższym graniem, albo albo wypiera się tamtych czasów i udaje fanów Incantation od zawsze(znam dobrych kilkanaście takich przypadków). Po co ten przydługi wstęp? Ano po to, że właśnie taką niedzisiejszą, symfoniczno – gotycko – doomową muzykę gra ukraiński zespół I Miss my death. Osobiście nie będę udawał – mając te 12 czy 13 lat sam takich rzeczy słuchałem. Dziś jednak takie granie mnie mocno razi, bardzo łatwo przy takiej muzie popaść w tandetę i zamiast ambitnego miksu metalu z muzyką klasyczną i gotykiem można popełnić niezamierzoną parodię takowego. Jak z próby stworzenia takiej muzyki wybrnęli Ukraińcy? Cóż, może bez rewelacji, ale też kompletna porażka to to nie jest. Oczywiście słuchając tej płyty trzeba uzbroić się w cierpliwość – album trwa 75 pieprzonych minut, całość jest pompatyczna jak cholera(naprawdę, odrobina luzu miałaby zbawienny wpływ na takie granie!), są operowe wokale damskie, złowieszczy growl męski, jest mroczna atmosfera, są upiorne klawisze rodem z horrorów, są to posępne to zaś „progresywne” riffy gitarowe. Całość utrzymana jest w raczej powolnych tempach, choć moim zdaniem do doom metalu stąd jeszcze dosyć daleko. Jednak daleki jestem od potępiania w czambuł tego albumu. Po pierwsze, choć sama stylistyka mnie nie przekonuje i już, tak trzeba przyznać, że kompozycje trzymają się kupy i nawet nie będąc fanem takich dźwięków da się całą płytę bez bólu zębów przesłuchać(no może tylko „cover” Mozarta to jednak nie był najlepszy pomysł). Szczególnie dobre są momenty, w których zespół gra bardziej rockowo, prog rockowo, darując sobie nieco chyba sztuczne dociążanie muzyki. Klawisze mimo troszkę oklepanych i tandetnych brzmień i barw nie są tylko dodatkiem tworzącym mroczne tła, tylko mają całkiem sporo do powiedzenia. Pochwalić należy także dobrą, selektywną ale nie plastikową produkcję. Co tu jeszcze dodać… na pewno nie jestem odpowiednią osobą do oceniania tego typu płyt bo takiego grania zwyczajnie nie lubię. Ale trzeba przyznać, że debiutancki krążek I Miss My Death to rzecz zawodowo nagrana i muzycznie całkiem niegłupia. W każdym razie jeśli czekasz cały czas na trzeci album Tower, uważasz, że nie było lepszego koncertu na Metalmanii od Theatre of Tragedy i po paru piwach z rozrzewnieniem wyciągasz z szuflady stare składanki z Mystic Arta i Morbid noizza – zainteresuj się tym albumem.
Wyd. Metal Scarp Records, 2014
Lista utworów:
1. The Last Overture
2. In the Dark Garden of the Vampire
3. In Memories
4. Silence Cries
5. Thirteen Autumns of My Solitude
6. Earl Pale 0
7. Trail into the Past
8. Silent Existence
9. Flower that Fades
10. The One
11. While You Remember Me
12. Lacrimosa (W.A.Mozart)
Ocena: 6/10
