Thyruz – Svik
(18 maja 2014, napisał: Paweł Denys)

To nie jest młody zespół, który dopiero co powstał i nieśmiało próbuje stawiać pierwsze kroki. Thyruz istnieje już piętnaście lat, ma na koncie kilka dem, a teraz zdecydował się wypuścić już swój trzeci duży album. Niestety ja dopiero teraz się dowiedziałem, że taki twór istnieje sobie gdzieś w Norwegii. I wiecie co? Wcale mnie nie dziwi, że dopiero teraz się dowiaduję. Muzyka, która w tej chwili leci z moich głośników, to nic innego jak trzecioligowy black metal. Taki, który nie wnosi nic nowego do obrazu tej muzyki i nie ma żadnych szans, aby zdobyć międzynarodowy poklask. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ta płyta przeszła bez echa. Wynika to z faktu, iż nie ma tu praktycznie niczego, co jakoś ten zespół by wyróżniało, czy też do niego przyciągało. „Svik” jest na dobrym poziomie wykonawczym i brzmieniowym, ale zawiera w sobie duże pokłady muzycznego przeciętniactwa. Sprawdza się ten album, gdy potrzebne jest tło muzyczne, aby się zająć czym innym i nie zawracać sobie głowy tym, co wylatuje z głośników. Wtedy jest całkiem ok, ale gdy człowiek przysiądzie i skupi się na muzyce, to okazuje się, że jest zwyczajnie biednie. Wszystko co można na „Svik” usłyszeć już gdzieś było i to w dużo lepszym wydaniu. Takich kapel, jak Thyruz jest na świecie całe zatrzęsienie. Kapel, które grają to co im w duszy gra, ale jednocześnie niczym się nie wyróżniają i giną w tłumie. Nie ma w sumie co się dziwić, bo gdy proponuje się raczej bez wyrazu muzykę, to nie można liczyć na jakieś szersze zainteresowanie. Po kilkukrotnym wysłuchaniu tego albumu doszedłem do wniosku, że nic z niego nie zostało w mojej głowie, a to niestety świadczy jak najgorzej o tym, co zespół przygotował. Cała masa ogranych patentów i tylko w naprawdę nielicznych momentach pojawia się coś, co jako tako może uchodzić za wartościowe. Nie widzę głębszego sensu w takich płytach, jak również w marnowaniu na nie swojego czasu. Jest dużo lepszej muzyki, na którą warto poświęcić swój czas. Tymczasem Thyruz sobie gra i mam nieodparte wrażenie, że gra przede wszystkim dla siebie. Jakoś nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś na poważnie i na dłużej się tym zainteresuje. Podobno najgorszą rzeczą jaka może się przytrafić twórcy jest obojętność względem jego muzyki. Muzyka ma budzić skrajne emocje. Ma być uwielbiana lub znienawidzona. Tymczasem „Svik” powoduje olbrzymią obojętność względem siebie. To samo w sobie świadczy jak najgorzej o jej zawartości. Na szczęście nie jest to długi materiał i tu jest jego największy plus. Być może nawet jedyny plus.
Wyd. Self-released, 2014
Lista utworów:
1. Prodita
2. Dødsriket
3. The Final Holocaust
4. All Flesh
5. Svik
6. Darkness Illuminates All
Ocena: 4/10
