Warfist – Mihu

(10 lutego 2014, napisał: Paweł Denys)


Warfist – Mihu

Za kilka dni debiutancki duży album Warfist będzie dostępny za pośrednictwem Wydawnictwa Muzycznego Psycho. Radzę wam nie przegapić premiery „The Devil Lives In Grünberg”! Szalenie mocna płyta wyszła tym zielonogórskim diabłom. Zanim jednak nabędziecie album, to poczytajcie do do powiedzenia miał Mihu, a że człek z niego konkretny i wygadany, to lektura powinna być ciekawa.

 

Witam w Metalrulez.pl. Pierwsze pytanie nasuwa się samo. Dlaczego wydanie debiutanckiego albumu zajęło wam aż 10 lat? Co Wy żeście robili przez tyle lat? Nie za tanie piwsko macie w Zielonej Górze? A może przyczyna tkwi zupełnie w innym miejscu? Dlaczego album trafia do fanów dopiero teraz? O ile Wy macie fanów, hehe….

 

Uszanowanko! Szczerze powiedziawszy spodziewałem się takiego pytania na dzień dobry hehe! Przez 10 lat można robić naprawdę wiele – wynaleźć niebieskiego arbuza bez pestek, założyć hodowlę piesków preriowych tańczących czardasza i zbijać grube euro występując z nimi w przerwach „Jaka to melodia”, albo jeszcze wybrać się w podróż po orbicie najgrubszego człowieka na świecie. My zdecydowaliśmy się jednak na napierdalanie metalu. Wydaliśmy dwie demówki, parę splitów i epkę. Potem, gdy stwierdziliśmy, że dojrzeliśmy do nagrania albumu, zaczęły się problemy. Wrath, nasz basista, musiał wyjechać na prawie dwa lata do UK, więc ogrywanie materiału było utrudnione. Gdy Wrath już wrócił, perkusista Pavulon obwieścił nam, że odchodzi z kapeli. Zespół black/thrashowy bez pałkera brzmiałby trochę średnio, więc trzeba było znaleźć nowego. Udało się to względnie szybko i przystąpiliśmy do ogrywania nowych kawałków. Wczesną wiosną ubiegłego roku uznaliśmy, że materiał jest już na tyle dopracowany, że można go nagrywać. Ot i cała filozofia. No, może nie cała, ale reszty na razie nie powiem, bo przeczytałem wcześniej wszystkie pytania i nie chcę jednego uprzedzić hehe! Piwo w Zielonej Górze bywało tańsze, ale tragedii nie ma – dzięki za troskę! Fanów chyba nie mamy, bo wypijamy im ukradkiem alkohol, a przecież nikt tego nie lubi.

 

Czy można ten album traktować jako zamknięcie pewnego rozdziału i początek nowej ery? Moje pytanie wzięło się stąd, że na płycie są też starsze utwory, który już wcześniej pojawiły się na waszych wydawnictwach.

 

W sumie bardziej określiłbym go jako podsumowanie pewnego okresu. A czy będzie to początek nowej ery jak to poetycko ująłeś? To się okaże. Wiesz, od czasu pierwszego demo trochę okrzepliśmy muzycznie, ale nie mamy zamiaru się wypierać swojej przeszłości. Po części dlatego na albumie znalazły się cztery starsze kawałki. Innym powodem jest fakt, że zaczęliśmy je ogrywać z nowym pałkerem pod kątem koncertów i okazało się, że zostały przez niego nieco odświeżone. Zdecydowaliśmy zatem, że nagramy je na nowo. Być może na kolejnych wydawnictwach też będziemy poddawać pojedyncze, stare kawałki pewnemu liftingowi? Przez „różną” produkcję naszych wcześniejszych materiałów, wiele ze znajdujących się na nich numerów, nie mogło pokazać swojego prawdziwego potencjału. Ale to na razie wróżenie z fusów.

 

Do tej pory praktycznie na każdym wydawnictwie, w którym Warfist maczał swoje paluchy pojawiał się jakiś cover. Tym razem takiego rarytasu zabrakło. Inspiracje już przedstawiliście i nie ma sensu dalej brnąć w to, czy też wszystko jakoś inaczej się odbyło?

 

Po prostu stwierdziliśmy, że nie ma sensu nagrywać tym razem żadnego coveru. Inna sprawa, że nie było nawet za bardzo pomysłu, co scoverować. Kiedyś na pewno jebniemy jeszcze jakiegoś cudzesa, ale nic na siłę. Nie chcemy też, żeby był to numer oklepany i przerobiony przez pierdyliard kapel. Chcę też zaznaczyć, że do tej pory coverowaliśmy nie tylko kapele, które były lub są dla nas inspiracjami. W zasadzie miało to miejsce tylko w trzech wypadkach – Bathory, Sodom i Venom. Darkthorne, Behemoth czy Impaled Nazarene, nie zaliczyłbym raczej do inspirujących mnie kapel… Kawałki tych grup zrobiliśmy po prostu dlatego, że nam się podobały. W ten sposób właśnie podchodzimy do coverów. Nie mają to być żadne ołtarzyki, ale po prostu numery, które nam się podobają i mamy ochotę je pograć samodzielnie.

 

Interesuje mnie geneza tytułu albumu. Czy to tylko dlatego, że tak fajnie brzmi, czy też może ten tytuł ma jakiś głębszy związek z waszym miastem? Jakaś ciekawa historia może się kryje za tym, o której tu i teraz chciałbyś powiedzieć?

 

Generalnie to ten tytuł przyszedł mi do głowy znienacka, w zupełnie zwyczajnych okolicznościach, kiedy wracałem najebany z jakiejś imprezy albo coś. O dziwo pamiętałem o nim i bardzo dobrze, bo jest świetny. I w sumie jeśli dłużej się nad nim zastanowić, istnieje w nim głębsze znaczenie. Pamiętam jak, bodajże 10 lat temu, grałem koncert we Wrocławiu z Ebolą. Poznaliśmy wtedy Necrolucasa, który dowiedziawszy się skąd jesteśmy, powiedział: „O, zielonogórskie zagłębie metalowe!”. To dobre określenie dla naszej pięknej mieściny, która często wypluwała z siebie diabelskie metalowe twory. Wystarczy wspomnieć Witchmaster, Supreme Lord czy Profanum. Diabeł zatem musiał maczać w tym paluchy. Jest jeszcze rys historyczny. Nie wiem czy wiesz, ale Zielona Góra była miastem, w którym najdłużej palono czarownice w tej części Europy. O tym zresztą opowiada jeden z numerów na naszym albumie. To także można odczytać, jako dowód długiej diabelskiej obecności na naszych ziemiach (chodzi mi o czarownice, a nie nasz kawałek aby była ścisłość). Poza tym patronem miasta jest Bachus. Postać znana ze swojego zamiłowania do hedonizmu, rozpasania, rozpusty, czyli krótko mówiąc dobrej zabawy. Dla chodzących co niedziele do kościoła to też może nasuwać skojarzenia z diabłem.

 

O teksty nie będę pytał, bo w zasadzie wystarczy rzucić okiem na tytuły kawałków, aby wszystko stało się jasne. Zapytam za to o to, czy te teksty znajdują oparcie w was samych i waszym życiu codziennym? Czy też może są takie, a nie inne, bo to pasuje do tej konkretnej muzyki, którą gracie? Co dla was w życiu jest najważniejsze?

 

Bardziej chodzi o konwencję muzy, którą gramy, chociaż zdarzają się teksty mające, nazwijmy to rys biograficzny. Chociażby „Thrash Through the Night”, „HellSlut” czy kawałek tytułowy. Ogólnie jednak są to rzeczy traktujące ogólnie o naszym stosunku do religii, ekstremie czy złu. Staram się jednak nie sięgać do historyjek o ogniu piekielnym czy innych demonach. W rzeczywistym świecie jest wystarczająco ekstremalnych i „złych” tematów, aby czerpać inspiracje. „The Silent Assassin” jest np. o Kubie Rozpruwaczu, „Vengeance from Hell” o Drasiusie Kedysie. To koleś zwany litewskim mścicielem. Zabił on dwóch kolesi zamieszanych w aferę pedofilską, którzy mieli zgwałcić też jego córkę. Zrobił więc to, co psychika dyktuje każdemu człowiekowi, którego dotknęła taka tragedia. Niestety, uciekając przed „wymiarem sprawiedliwości”, sam zginał w tajemniczych okolicznościach. Ogólnie jeśli chodzi o pisanie tekstów interesują mnie chore i ekstremalne rzeczy, które są dziełem ludzi.

 58895_photo

A co to za osobnik znajduje się na froncie płyty? Mieszka on w tej Zielonej Górze? Miesza wśród mieszkańców? No i kto za ten obrazem jest odpowiedzialny-czyli innymi słowy, kto, gdzie i za ile?

 

Ten osobnik to Bachus, o którym wspomniałem już w jednym z wcześniejszych pytań. Jest patronem naszego miasta, ale oficjalnie pojawia się tylko raz w tygodniu podczas Winobrania. W Zielonej Górze na starówce stoi jego pomnik, który był pierwowzorem rysunku. Oryginał ma jednak nieco pedofilski wyraz twarzy, ale autor okładki stanął na wysokości zadania i nadał jej odpowiedni, złowieszczy ton. A odpowiedzialnym za tę grafikę jest niejaki Igor Myszkiewicz, zielonogórski artysta, znany w polskim światku… nazwijmy go komiksowym. Koleś ma zajebisty talent i totalnie popierdolone pomysły, więc kogoś takiego było nam trzeba. Poza tym to stary metalowiec (choć może nie wyglądać ;)), więc chętnie się zgodził na współpracę. Jeśli ktoś chciałby zapoznać się z innymi jego pracami, to znajdzie je tu 

http://galar.digart.pl

 

A propos Zielonej Góry- coś ciekawego w tym mieście się dzieje? Jakieś fajne, młode kapele, ciekawe inicjatywy, czy może coś innego na co warto zwrócić uwagę? No i jak wygląda granie metalu w tym mieście na tle reszty Polski?

 

O zielonogórskim zagłębiu metalowym już wspomniałem, ale jak tak dalej pójdzie z aktywnością młodzieży, to źródełko może niebawem wyschnąć… Jakieś dwa lata temu był zajebisty boom na zakładanie kapel. Jednak dziś prawie żadna z nich nie została. Ot, słomiany zapał, a także niewychylanie nosa poza własne miasto i chęć zostania gwiazdą rocka w trzy dni. Może i ostro podsumowuję temat, ale takie mam zdanie i trudno. Nie będę też uogólniał, bo były nowe kapele, które rozpadły się z przyczyn losowych, jak wyjazd któregoś z muzyków zagranicę. Tak miał np. New War Order, z których mogli być ludzie. Z młodych zespołów, które zostały, większość gra jakieś nowomodne, metalcorowe chujstwa. Na chwilę obecną mogę polecić tylko stare, sprawdzone firmy jak Witchmaster, Supreme Lord czy Taran. Z innych inicjatyw, warto zwrócić uwagę na nowy klub Rock Out. Jest on otwarty na młode metalowe kapele z całej Polski i mam nadzieję, że utrzyma się na powierzchni (a może pod nią?) jak najdłużej. A co do grania metalu w ZG na tle innych polskich miast? Moim zdaniem jest dobrze. Wśród ekipy grajków jest względna sztama, wspieramy się, pijemy wspólnie wódkę, więc nie ma na co narzekać. Zwłaszcza, że w innych miastach dość często słyszy się, że ten zespół ma kwas z tamtym, a innemu regularnie zostawiają stolec przed wejściem na ich salę prób i nagrywają na komórkę poślizgi na kale.

 1174676_658895400787805_354094275_n

Takie kapele, jak właśnie Warfist doskonale nadają się do grania na żywo? Lubicie? Z kim do tej pory grało się wam najlepiej, gdzie grało się wam najlepiej? Poza tym, czy macie jakąś kapele, za występ z którą na żywo dalibyście się pokroić?

 

Z tym, że doskonale się nadajemy do grania na żywo to było pytanie? ( Stwierdzenie faktu. Mój błąd-przyp PD) Jak tak to musisz pytać po ludziach, ja naszego koncertu nigdy nie widziałem. A grać na żywca uwielbiamy! Ogólnie koncert to jedna wielka zabawa. No, może poza tachaniem po pijaku sprzętu do busa, albo co gorsza na salę prób. Aczkolwiek nawet to ma czasem elementy rozrywkowe hehehe! Zawsze bardzo lubimy grać z dziadasami z Taran, bo dzieją się wtedy rzeczy. A z kapel spoza ZG na pewno będzie to Empheris. Zresztą bardziej patrzymy na to, pod kątem miast, w których gramy. Ale w sumie o to też pytałeś hehe! Nigdy nie zawiedliśmy się na Poznaniu, Szczecinie czy Warszawie. Tam w ogóle najczęściej nas zapraszają, więc może dlatego. Ja osobiście dałbym się pokroić za koncert u boku Sodom. Ale to krojenie to może po występie, bo w kawałkach ciężko jest grać na gitarze i śpiewać równocześnie.

 

Macie Wy coś takiego, jak swoją własną niszę? Miejsce, gdzie czujecie się doskonale i nie bardzo chce wam się z niego wyłazić? Pytam o to, bo interesuje mnie też jakie cele przed sobą stawiacie i co chcielibyście osiągnąć wraz z nowym albumem?

 

Czy ja wiem? Nie zastanawiałem się nad żadną niszą. W undergroundzie czujemy się całkiem dobrze. Cenimy sobie przede wszystkim niezależność i wolność w tym, co robimy. Co do celów związanych z nowym albumem, to chcielibyśmy za jego sprawą jeszcze więcej koncertować w Polsce i zagranicą. Mam nadzieję, że otworzy on nam kilka furtek, które do tej pory były zamknięte. No i przede wszystkim, że dzięki niemu nazwa Warfist rozprzestrzeni się na cały underground hehehe!

 

Jak do tej pory nie spotkałem się z nieprzychylną opinią na temat Warfist. Interesuje was, kto i co o was mówi i pisze? Spotkaliście się z jakąś ostrą krytyką zespołu? Nie chodzi mi tu o forumowych wojowników, ale o taką krytykę, gdy ktoś nie bał się powiedzieć tego prosto w twarz, co mogło przerodzić się w ciekawą dyskusję.

 

W sumie nie przypominam sobie takiego zdarzenia. Z reguły po koncertach ludzie podchodzą, częstują wódką i mówią, że zajebiście się bawili podczas naszego seta. Ale nie było też tak, że od samego początku byliśmy chwaleni. Najczęściej obrywało nam się za brzmienie naszych materiałów, które celowo było niechlujne i jak z sali prób (bo najczęściej tam właśnie nagrywaliśmy). Zwłaszcza przy okazji recenzji wymyślano nam od muzycznych analfabetów, pisano, że jesteśmy wtórni i takie tam. Jak zapewne się domyślasz, nie przejęliśmy się tym zbytnio.

 

„The Devil Lives in Grünberg” wyda Wydawnictwo Muzyczne Psycho. Coraz lepiej radzi sobie wytórnia Roberta w naszym grajdole. Czym was ten jegomość skusił? Inne propozycje mieliście? No i czego po tej kooperacji oczekujecie?

 

Z Robertem znam już się kilka lat. Jest to wielce przesympatyczny jegomość, który jest bardzo zaangażowany w underground, a poza tym zawsze lubił Warfist. Same plusy hehehe! Psycho było jedną z pierwszych wytwórni, do których uderzyliśmy, ale wtedy Robert nie mógł nas wydać, bo chcieliśmy dostać kasę na studio. Na ten wydatek niestety nie mógł sobie pozwolić. Nieco później pojawił się Pagan Records, na który to zdecydowaliśmy się, rezygnując ze współpracy z Old Temple. Jednak kilka miesięcy po nagraniu płyty, Tomasz Krajewski przestał się odzywać, odbierać telefony, odpisywać na maile… Zaczęliśmy mieć dość tej szopki i braku jakiegokolwiek znaku życia z jego strony, więc postanowiliśmy szukać innej wytwórni. Zwłaszcza, że z Pagan nie wiązała nas żadna umowa pisemna. Jako, że materiał był już nagrany, odezwaliśmy się znowu do Roberta i tym razem zgodził się wydać nam debiut. Wszystko poszło niezwykle sprawnie, więc nic tylko się cieszyć. A czego oczekujemy po tej współpracy? Jesteśmy realistami i nie mamy wymagań typu światowa trasa koncertowa z Motorhead, cysterna wódki, wagon dziwek i do tego pierdyliard euro. Chcemy po prostu, aby wydawca pomógł nam jak najlepiej w propagandzie naszego materiału. W momencie kiedy odpisuję na ten wywiad, został tydzień do premiery, a Robert już odwalił zajebistą promocyjną robotę. Jesteśmy bardzo zadowoleni z jego działań i mam nadzieję, że będzie pod tym względem jeszcze lepiej!

 

Jesteście całkiem podziemnym tworem, który jednak nie boi się promocji w sieci i korzysta z niej w najlepsze. Macie profil m. in. na Facebook’u. W czym obecność tam jest dla was pomocna? Jak reagujecie na opinie niektórych, o tym że to nie jest miejsce dla metalu?

 

Na chwilę obecną mamy w sumie tylko facebookowy profil. Wcześniej byliśmy jeszcze na MySpace. Tzn. dalej niby jesteśmy, ale nie logowałem się na nasze tamtejsze konto już kilka lat, bo zapomniałem hasła. W czym pomaga nam obecność na portalu społecznościowym? W docieraniu do większej liczby osób i powiększaniu naszej bazy kontaktów. To takie samo narzędzie promocji jak każde inne. No, może bardziej trafiające pod strzechy od innych, ale chyba o to w dobrej promocji chodzi. Nie rozumiem szczerze powiedziawszy opinii, że nie jest to miejsce dla metalu. Niby dlaczego? Bo ma do niego dostęp gimbaza i inni pozerzy? Na koncerty też przyłażą sezonowcy i inni debile, a przecież nikt nie mówi, że metalowe kapele nie powinny ich grać. Może i skrajny przykład, ale moim skromnym zdaniem dość dobrze obrazuje całe to zamieszanie. Przecież można być obecnym w sieci i zachować podziemne nastawienie. Jeśli jakaś metalowa kapela wrzuca swoje samojebki z dzióbkami, podpisane „właśnie jesteśmy na salce i nastroiliśmy gitary, loffciamy was, lol, yolo wchujhashtagów”, to pluton egzekucyjny to za mało. Natomiast jeśli używa się profilu na Facebooku, jako kanału do przekazywania informacji o koncertach, płytach itd., nie widzę w tym nic złego. ( No stary, masz u mnie litra jak nic-przyp.PD)

 

A promocja w tradycyjnych zinach i webzinach? Czy w ogóle rozgraniczacie to, czy też nie ma dla was to większego znaczenia? Poza tym rozsyłanie promówek w plikach mp3, to w/g was dobry pomysł?

 

Jak najbardziej. Jeśli pytasz o rozgraniczanie typu „do papierzaków wysyłamy, a do webzinów nie, bo to pozerstwo”, to w żadnym wypadku tak nie robimy. Chcemy dotrzeć z materiałem do jak najszerszej liczby maniaków, więc po co robić sobie takie bezsensowne obostrzenia? Co do rozsyłania promówek w mp3, to absolutnie mi to nie przeszkadza. Mało tego, uważam to za bardzo oszczędne i ekonomiczne. Nie oszukujmy się, dziś już dla wielu osób nie ma znaczenia, czy słucha muzy z fizycznego nośnika, czy z cyfrowych plików. No i kłania się tu to, o czym mówiłem wcześniej – możliwość szerszego zasięgu. Poza tym mając za sobą pracę w rozgłośni radiowej wiem, że niektóre stacje puszczają muzę wyłącznie cyfrowo. Wysyłanie do nich takich digital promosów, jest zatem odjęciem im części roboty, jakim jest zripowanie utworów z CD. W ogóle zarówno pliki cyfrowe, jak i promocję za pomocą portali społecznościowych, traktuję jako kolejne narzędzie. Wykorzystane z głową, może dać fajne efekty, a w rękach idioty narobi szkód. To samo można też powiedzieć o młotku.

 1623714_729496860394325_1507700652_n

Taka muzyka, jaką gracie jest wprost stworzona do wydania na winylu. O ile sam, jak na razie, nie zbieram tego nośnika, to interesuje mnie czy w dalszej lub bliższej perspektywie macie coś takiego w planach? Lubicie w ogóle ten nośnik? A może kaseta?

 

Chcielibyśmy, ale jest to też zależne od Roberta, czy nam pozwoli hehehe! Jeśli pojawi się taka propozycja, to bardzo chętnie. Powiem Ci, że sam też winyli nie zbieram. Mam kilka czarnych krążków w chałupie, ale z racji nie posiadania dobrego sprzętu do ich odtwarzania, nie poszerzam kolekcji. Mieć winyle dla samego ich posiadania jakoś mnie nie kręci. Może jak się szarpnę kiedyś na porządny gramofon, to wtedy… Ale zbaczam chyba trochę z tematu. A może nie? Pogubiłem się. Do kaset mam większy sentyment, jako że na taśmach mam do tej pory sporo fajnych pozycji z tape-tradingu. To był fajny proceder. Krótko mówiąc, jeśli będzie opcja wydania „The Devil…” na takich nośnikach, będziemy ją rozważać.

 

Jeszcze jedno pytanko o nasz ukochany grajdołek. Jak jawi Ci się kondycja naszego podziemia? Idzie ku lepszemu, a może poziom się obniżył?

 

Biorąc pod uwagę liczbę kapel z Polski, która rozwaliła mnie w ostatnich kilkunastu miesiącach i porównując ja z liczbą kapel urywających mi łeb kilka lat temu, musiałbym powiedzieć, że jest słabiej. Ale prawda jest też taka, że ostatnimi czasy nie szperam już tak po podziemnych czeluściach jak to drzewiej bywało, więc siłą rzeczy coś mi mogło umknąć. Nowymi kapelami, które obecnie przyczyniają się do dobrego poziomu naszej sceny, są bez wątpienia Ragehammer, Voidhanger, Outre, Raped Christ, Deathstorm czy Offence. Jeśli chodzi o tzw. ekstraklasę, to tam pozostaje mniej więcej bez zmian, więc daruję sobie wymienianie po raz setny tych samych kapel. Nie ma w sumie co narzekać. Sądzę, że jak wszędzie znajdą się kapele zajebiste, dobre i chujowe. Grunt, że cały czas pojawiają się jakieś nowe projekty i od czasu do czasu, potrafią nieźle skopać dupsko.

 

Wracamy do zespołu. Jest was tylko trzech. Nie za mało trochę do grania na żywo? Nie myśleliście o tym, aby jeszcze jakieś gitarzystę dokoptować? Czy też może trzech, bo Venom i chuj?

 

Venom, Sodom, Motorhead, Destruction, Celtic Frost… Przykładów nieświętych trójc w metalu można mnożyć i mnożyć. Ale po co? Sądzę, że przytaczając nazwę grupy sympatycznych panów z Newcastle, odpowiedziałeś sobie na pytanie, czy trzy osoby to za mało do grania na żywo. Jak się wie, że na scenie trzeba zrobić rozpierdol, to taka liczba ludzi wystarcza w zupełności. Jeśli nie, to nawet 12 typa na scenie będzie za mało. Kawałki też robimy w ten sposób, aby można było je spokojnie zagrać w tercecie. Co do dokooptowania drugiego wioślarza, to kilka lat temu były takie pomysły. Jeden jegomość nawet już się przymierzał do tego stanowiska. Temat rozszedł się jednak po kościach, a my doszliśmy do wniosku, że po chuj nam czwarta osoba? Kolejna gęba do wykarmienia i wypojenia, a my jesteśmy biedni i nie lubimy się dzielić. Poza tym ja bardzo lubię liczbę trzy.

 

Taki zespół, jak Warfist, to jak pracuje nad kawałkami? Skrzynka piwa na próbę i jazda? Dużo dłubiecie zanim kawałki nabiorą ostatecznego kształtu, czy też może stawiacie na większy spontan?

 

Z grubsza wygląda to tak, że ja przynoszę riffy poskładane do kupy… albo raczej w kawałek. No i później ogrywamy to całym zespołem. Często mam też sugestie co do tego, jak mają brzmieć gary, przez co M. de Sade chodzi wkurwiony, bo wpierdalam mu się w kompetencje hehehe! Specjalnie dużo przy kawałkach nie grzebiemy. Nie bawimy się jakieś wyrafinowane smaczki. Zresztą muza, którą gramy, wcale takich rzeczy nie potrzebuje. Ma napierdalać w ryj bez żadnych półśrodków i być bezpośrednia. No i chwytliwa, dlatego kiedy jakiś riff za łatwo wypada mi z pamięci, idzie do kosza. Aha, no i picie alkoholu też ma wpływ na naszą pracę nad kawałkami. Nie sprecyzuję jednak jaki, bo nie pamiętam.

 

Gracie dość hermetyczną muzykę. Gdzie w niej znajduje się jeszcze miejsce na rozwój? Czy też może jakieś rozwoje, czy też niedorozwoje macie zupełnie gdzieś i takimi kwestiami się w ogóle nie zajmujcie? Co ma być to będzie?

 

Chyba przychyliłbym się do tej drugiej opcji, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wiesz, gramy to co nam przyjdzie do głowy i nam się spodoba. Nie myślimy nad tym, czy ktoś już tak zagrał, czy brzmi to podobnie do czegokolwiek, czy wytyczamy nowe szlaki na niwie ekstremalnego metalu z elementami kambodżańskiego neo-folku… Takie dylematy zostawiamy innym. My po prostu uwielbiamy metal i zajebiście się bawimy grając go. Jeśli ktoś się dopatrzy w naszej muzyce rozwoju, czy szczątków oryginalności – to spoko. My w każdym razie na siłę do tych elementów nie dążymy. Ma być jebnięcie, Szatan i bekanie.

 

A jakieś nowe kapelki wpadły Ci w ucho? Coś nowego zainteresowało Cię na tyle, że warto o tym wspominać? A może jakieś nowe zjawisko ma na Ciebie wpływ? Czy też może tylko stare i reszta niech idzie do piachu?

 

Toś mi teraz ćwieka zabił, bo ostatnimi czasy faktycznie mało jest nowych kapel, które robią na mnie dobre wrażenie i katuję ich materiały na okrągło. I przez Ciebie gadam jak stary zgred hehehe! Ale co ja na to poradzę, że ostatnimi czasy w moim odtwarzaczu kręcą się starocie – mniej lub bardziej znane, albo nowe płyty starych wyjadaczy, takich jak Sodom, Overkill czy Carcass. Jednak kilkoma nazwami młodych grup mogę zarzucić, bo uda się czasem trafić na jakieś perełki autorstwa świeżaków. Przede wszystkim kanadyjski zespół Chapel. W tym roku wydali swój debiut „Satan’s Rock’n’Roll” i tytuł mówi o ich muzie wszystko. Taki black metalowy Motorhead. Nie grają nic oryginalnego, ale robią to z takim ogniem, że ja cieszę się jak pojebany, że trafiłem na ich album. Oprócz tego wymienię jeszcze doom metalową grupę Demon Lung, Norwegów z Black Magic, którzy chyba rozpadli się zaraz po nagraniu debiutu… Szkoda. No i jeszcze kilka nazw rzuciłem, gdy pytałeś o polską scenę. Chyba więc nie zdziadziałem do reszty i potrafię docenić coś nowego.

 

Powoli będziemy się zbliżali do końca, ale jeszcze mam pytanko o proces nagrywania debiutu. Gdzie, z kim i czy jesteście w pełni zadowoleni z efektu finalnego?

 

Materiał nagrywaliśmy w świebodzińskim Metal Sound Studio. Jego właścicielem jest Poland, gitarzysta starej thrashowej grupy Monastery. Cała sesja, łącznie z miksami i masteringiem, trwała chyba 7 czy 8 dni… W każdym razie nie pieściliśmy się jakoś specjalnie z tym stuffem. Miało być brudno, niechlujnie i diabelsko, ale jednocześnie czytelnie. Taki efekt osiągnęliśmy jak na moje ucho. Z perspektywy czasu zmieniłbym może brzmienie garów na bardziej organiczne, a także nagrał agresywniejsze wokale. Poza tym jesteśmy bardzo zadowoleni z tego materiału. Ma jebnięcie.

 

Dzięki wielkie za znakomitą płytę i ten wywiad. Ostatnie słowo należy do Ciebie.

 

Dzięki wielkie za przepytanie i dobre słowa na temat krążka. Mam nadzieję, że zaskarbi on sobie też sympatię czytelników Metal Rulez. Do zobaczenia na gigach i pijcie odpowiedzialnie, czyli bez rozlewania! Trzymathor!

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty